poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 1

Nie szukaj miłości, w końcu sama cie znajdzie…
Doczytałam ostatnie zdanie w ulubionej książce, ulubionego pisarza i ułożyłam się, w miękkiej pościeli łóżka. Rozmyślałam nad opowiadaniem, które właśnie skończyłam. Mówi o chłopcu, a raczej mężczyźnie. Jego rodzice się rozwiedli, a on prowadził klub pisarski w szkole. Chciał dostać się do koledżu; być dziennikarzem… Jego marzenia nigdy się nie spełniły przez matkę, która myślała, że robi dobrze, a zrobiła coś czego żadne dziecko nie chciało by doświadczyć. Żadne nie chciałoby mieć takiej matki… Matki, która mówi mu codziennie, że go nie chciała. Zrobiła to, żeby zatrzymać przy sobie męża, który i tak odszedł.
Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku; jestem stanowczo zbyt emocjonalna, co do książek i filmów.
Sięgnęłam po szklankę wody, stojącą przy moim łóżku, by trochę ochłonąć.  Zamknęłam oczy, przypominając sobie chłopaka. Ideał ze snów. Jego zielone oczy patrzą głęboko w moje, kiedy jego ciemne, kasztanowe loki powiewają na wietrze.
Nawiedzał mnie w snach, od kiedy pamiętam, lecz nigdy nie słyszałam jego głosu, ani imienia. Pragnęłam znów go zobaczyć, więc odpłynęłam w krainę morfeusza, śniąc o zielonych jak nefryt, oczach bruneta.
Gwałtownie się obudziłam, otwierając oczy, kiedy poczułam okropny ucisk, a później jęk i stłumiony śmiech.
- Wstawaj śpiochu !
Mruknęłam coś niezrozumiałego i postanowiłam dalej spać. Moje starania poszły na nic, a blondynka na mnie zgniotła je w kulkę i wyrzuciła do kubła jak nic nie warte śmieci. Mimo tego, że faktycznie były do niczego, to sen jest bardzo ważny.
- Powiedz mi, że znów śnił cie się ten przystojniak z burzą loków na głowie, zielonymi gałami, za które dala byś się zabić, a kiedy mieliście się pieprzyć jak psy przy śmietniku ja wkroczyłam i zniszczyłam wszystko, rzucając się na ciebie jak niewyżyty seksualnie, Indianin.
- Och, wal się. – Powiedziałam, z irytacją w głosie.
- Za pięć minut widzę cie na śniadaniu.
- Mogę prosić o więcej? – nie otrzymałam odpowiedzi, tylko głośne trzaśnięcie drzwiami – Życie jest niesprawiedliwe!
Po godzinie byłam już gotowa na śniadanie. Mój wzrok zaraz skierował się na obcą osobę w kuchni. Jego ciemne, niemal czarne włosy idealnie pasują do kilkudniowego, równie ciemnego zarostu i oczach w odcieniu miodowego brązu.
- Mo, to jest Zayn. Zayn to jest Mo.
- Cześć, Mo – uśmiechnął się, co rozświetliło pokój. Był tak przystojny, że moje nogi się uginały. Wstał i podał mi dłoń, na co niepewnie podałam mu swoją. Jego dłoń była wielka, a palce długie i chude. Drogi Boże.
- Hej, Zayn. – Odpowiedziałam nieśmiało, uśmiechając się. Zajął swoje poprzednie miejsce przy stole. Spojrzałam na Perrie. Wydawała się naprawdę szczęśliwa i niesamowicie wyglądała przy mężczyźnie, którego przed chwilą poznałam. – Pezz, mogłabym z tobą porozmawiać ?
- Jasne!
- Emm… w cztery oczy.
Blondynka zmarszczyła brwi i podeszła do mnie, a ja zaciągnęłam ją na korytarz.
- Dlaczego nic mi nie mówiłaś?! – Naskoczyłam na nią, oczywiście z teatralnym głosem złości.
- No bo chciałam, żebyś poznała go osobiście, tak bez niczego.
- Ale on jest …
- Przystojny, miły, zabawny i ten uśmiech… - blondynka rozmarzyła się, a na jej policzkach zagościły rumieńce.
- Przystojny jak sam skurwysyn! – Wykrzyczałam i byłam pewna, że mnie usłyszał i uśmiecha się sam do siebie, tym swoim przepięknym uśmiechem. Byłam tak podekscytowana i tyle pytań krążyło po mojej głowie.
- Wiem!
 Po chwili, znów znalazłyśmy się w kuchni. Słodkie gesty, uśmiechy, odzywki typu „kochanie”, „skarbie” i inne takie sprawiły, że cieszyłam się jeszcze bardziej szczęściem przyjaciółki. Co chwilę Zayn patrzył w moją stronę, a kiedy ja popatrzyłam na niego on od razu odwracał wzrok na coś innego, tylko nie mnie. Było to dość zabawne.
- A więc Zayn… Czym się zajmujesz ?
- Jestem kucharzem.
Moje oczy powiększyły się do nierealnych rozmiarów, a jednak. Nigdy bym nie pomyślała, że ktoś z wyglądem i sylwetką jak Zayn może być kucharzem.
- Oraz tatuażystą.
- Dwie prace?
- Tak, uwielbiam gotować, rysować i wykorzystywać to w praktyce, a robienie tatuaży jest naprawdę fajowe.
- Tak też lubię sobie coś narysować.
- Mo, ukończyła szkołę gastronomiczną. – Dodała Perrie, a Zayn popatrzył na mnie oczami takimi jak ja na niego, gdy powiedział, że jest kucharzem.
- Naprawdę?
- Tak, dlatego się tu przeprowadziłyśmy. Zaczynamy nowe życie.
- Też rysujesz? – znów zadał pytanie, całkiem zmieniając temat.
- Tak, ale nie mam jakiegoś specjalnego celu. Po prostu to lubię. – Uśmiechnęłam się. Bardzo spodobał mi się Zayn. Miło się z nim rozmawia i wydaję się być osobą, z którą nie będziesz się nudzić. Lubię takich ludzi.
- Mógłbym zobaczyć twoje rysunki ?
Jeszcze do tego taki otwarty…
- Emm… jasne.
Odeszłam od stołu, w kierunku mojego pokoju. Wygrzebałam spod łóżka zeszyt, w którym trzymałam swoje jakieś bazgroły. Nigdy nie przywiązywałam zbyt wysokiej wagi do rysowania, było to dla mnie zwykłe zajęcie na nudę i deszczowy dzień, których w Londynie jest naprawdę dużo. Przejrzałam go i większość kartek była zarysowana przez mężczyznę z moich snów. Jednak na żadnym rysunku nie miał ust. Nie potrafiłam idealnie ich namalować. Były czymś bliskim cudu.
Podałam zeszyt chłopakowi, a ten zaczął przeglądać. Zmarszczył brwi, kiedy zobaczył rysunek nieznajomego ze snów. Przerzucił kartkę, ale na następnej też był on. Popatrzył na mnie zdziwiony.
- Wygląda jak… - Mruknął zastanawiając się nad odpowiedzią – Jak Harry.
- Kto?
- Mój stary, dobry znajomy.
Perrie popatrzyła na mnie unosząc brwi w zdziwieniu.
- Dlaczego nie ma ust?
- Emm… nie umiałam ich narysować.
- Ust Harrego? – Zaśmiał się.
- Nie przyglądałam się im.
- Czyli go znasz?
- Nie, nigdy go nie widziałam, nawet nie wiem jak ma na imię. Po prostu, narysowałam.
- Znasz go? – Zapytała, Perrie przyglądając się uważnie mężczyźnie. Cała sytuacja wydawała się dziwna. Niemożliwe, żeby śnił mi się ktoś o kim nie mam zielonego pojęcia i nawet nie wiem jak ma na imię.
- No tak.
- Dziwne…
- Może kiedyś gdzieś go widziałaś, wpadł ci w oko i go narysowałaś. Przyciąga wiele kobiet – puścił mi oczko uśmiechając się zawadiacko.
- Mogę przysiąc, że nigdy go nie widziałam.
Zayn popatrzył na zegarek, umieszczony poniżej nadgarstka.
- Muszę już iść – wstał w pośpiechu i zabrał kurtkę z oparcia krzesła – Emm… jutro organizuję u siebie imprezę. Było by fajnie jakbyście wpadły. Miło było cię poznać Mo, a właśnie – Mo to zdrobnienie, od jakiego imienia ?
- Tak naprawdę mam na imię Claudia, ale mówią na mnie Mo. – odpowiedziałam uśmiechając się. Chłopak podszedł do mnie i przytulił, na co od razu zesztywniałam. Kiedy poszedł z Pezz w stronę drzwi, parłam się o krawędź stołu i chwyciłam zeszyt, który chwilę temu znajdował się w dużych dłoniach Zayna. Przejrzałam go, zatrzymując się na stronie ze starą piosenką, którą uwielbiałam śpiewać i czasem zagrać na gitarze. Kiedy przeczytałam pierwszą linijkę piosenki jej rytm od razu mi się przypomniał.

I’m falling in, I’m falling down
I wanna begin, but I don’t konw how
To let you know, how I’m feeling
I’m high on hope, I’m reeling

Westchnięcie Perrie wyrwało mnie z zamyślenia o piosence i natychmiast zamknęłam zeszyt.
Jej policzki były zaczerwienione, włosy poburzone, a usta lekko opuchnięte.
- Wow, co on ci zrobił – zaśmiałam się.
- Jezus… - blondynka zasłoniła swoją twarz w dłoniach, patrząc na nie przez uchylone palce. Wybuchłam gwałtownym śmiechem razem z nią.  


_______________
Jest!!! Jest pierwszy rozdział przed terminem! Dziękuje wam bardzo za te wyświetlenia jesteście kochani! Ogarnęły mnie takie emocje kiedy były 33 wyświetlenia jeszcze  2! I tu BAM! I oczywiście jedna zasada PRZECZYTAŁEŚ SKOMENTUJ to dla mnie bardzo ważne! !CZYTASZ=KOMENTUJESZ!
Myślę, że rozdziały będą pojawiać się raz w tygodniu i ustalę jeszcze jaki to będzie dzień. Jeśli będzie przynajmniej !10! komentarzy rozdział pojawi się w sobotę jeśli nie 23 lutego. DZIĘKUJE :**