PROLOG

Znowu ujrzałam go w moim śnie. Stał na wzgórzu, gdzie rosło jedno, samotne drzewo. Jego loki rozwiewał wiatr, a tęczówki świeciły przyjaznym zielonym blaskiem, mimo to jego twarz pozostała kamienna. Wyciągnął do mnie swoja dużą dłoń. Popatrzyłam na nią zdziwiona, zawsze zadziwiały mnie rozmiary męskich dłoni. Spojrzałam znów w jego zielone oczy, tym razem na twarzy zagościł uśmiech, oraz dołeczki w policzkach. Chwyciłam dłoń, by za chwilę moje plecy przyległy do klatki piersiowej mężczyzny. Niebo nad nami było niesamowicie czarne, a gwiazdy i pełny księżyc dawały dość dużo światła.
Nagle poczułam, jak ktoś rzuca się  na moje ciało i gwałtownie się obudziłam.  




ZWIASTUN

3 komentarze: