poniedziałek, 20 października 2014

Rozdział 40

Śmieję się w głos, kiedy wchodzimy do McDonalda. W sumie, tak nie ma w tym nic śmiesznego, prawda? Z wyjątkiem tego, że jest trzecia nad ranem. Harry wpadł na wspaniały pomysł, żeby pójść i zrobić coś, co pomoże mi się wyluzować, a że chcę mu się jeść padło na otwarty całodobowo fast-food. To trochę szalone, no bo kto chodzi o tej godzinie do restauracji, żeby coś zjeść? Dziwię się, bo jednak ktoś chodzi. Kilka stolików jest zajętych. Zwracam uwagę, na chłopaka z laptopem na stoliku i jakimś jedzeniem. W jednym z rogów restauracji, siedzi także grupka, śmiejących się mężczyzn. Nie wiem co robią tu o tej godzinie, oprócz tego, że piją piwo i pewnie korzystają z wolnego weekendu.
- Na co masz ochotę? - pyta, kiedy podchodzimy pod kasę.
- Na jedzenie, Harry - dźgam go palcem w bok, a jego cichy śmiech wypełnia przestrzeń wokół nas. - Chcę to co ty.
Harry zastanawia się przez chwilę, a później składa dość długie zamówienie. Kobieta za kasą, stara się słuchać, ale na jej twarzy widać wyraźne zmęczenie. Nie dziwię się jej i szczerze współczuję takiej pracy. Daję chłopakowi całusa w policzek i idę zająć stolik w rogu restauracji, pod oknem. Na zewnątrz już świta, ale w szybie nadal odbijają się światła latarni ulicznych. Nawet o tej godzinie, ulice Londynu są przepełnione. Kiedyś, chciałabym przeprowadzić się gdzieś dalej. Gdzie byłoby cicho, spokojnie i przyjemnie, i może nie padałoby tak często, jak tutaj.
- O czym myślisz? - Jego głos wyrywa mnie z zastanowienia. Patrzę na niego i lekko się uśmiecham. Ma na sobie czarne dżinsy i czarną koszulkę. Mimo tego, że jego plan na wypad do McDonalda był spontaniczny i w środku nocy, jego włosy cały czas wyglądają perfekcyjnie. Za to moje, spięte w niedbałego kucyka, pewnie nie prezentują się tak dobrze. Mam na sobie leginsy i bluzę która należy do Harrego.
- Masz zamiar, to wszystko zjeść? - unoszę brew pytająco. Na tacy leżą trzy paczki frytek, kilka cheeseburgerów i inne nie zbyt zdrowe, ale za to pyszne fast-foody.
- Nie. My mamy zamiar to wszystko zjeść - szczerzy zęby w szerokim uśmiechu.
Zaczynamy jeść. Przez jakiś czas między nami panuję cisza, ale nie jest ona niezręczna, wręcz przeciwnie. W tym czasie mogę myśleć, o tym, o czym myśli Harry. Czasem chcę mieć taką umiejętność i wiedzieć o czym myśli, na przykład teraz. Patrzy przez okno, a między jego brwiami pojawia się mała zmarszczka. Mam ochotę pocałować go w to miejsce, a później w oba policzki, usta, szyję... Kąciki jego ust drgają, co też jestem w stanie dostrzec.
- Mo, gapisz się - jego uśmiechnięte oczy spotykają moje, dzięki temu od razu wracam na ziemię. Czuję gorąco na policzkach i nic nie mogę na to poradzić.
- Po prostu, jesteś bardzo przystojny - wzruszam ramionami. Uśmiech nie znika z jego ust. Nachyla się nad stolikiem i cmoka moje czoło.
- Jak się czujesz?
- W porządku - kiwam głową, na potwierdzenie swoich słów - a ty?
- Też. Pierwszy raz jestem na randce z dziewczyną. o 3 nad ranem - śmieje się.
- To nie randka! - sprzeciwiam się, odwzajemniając jego uśmiech. Pozytywna energia otaczająca Harrego jest bardzo zaraźliwa.
- Dlaczego by nie? Jakby nie patrzeć, jesteśmy w restauracji, tylko we dwoje i jest całkiem miło.
Przewracam oczami, na jego argumenty. W mojej głowie pojawia się obraz naszej poprzedniej... randki. Byliśmy w restauracji z mamą, później przeszliśmy się do hotelu, a tam stało się to co się stało. Chyba nigdy tego nie zapomnę, bo było na prawdę cudownie. Żadne słowa nie są w stanie tego opisać.
Musieliśmy wrócić, a szkoda. Fajnie było mieć Harrego na całe dnie i spędzać z nim jak najwięcej czasu. Mogłam zobaczyć się z Polly, ale nie przeprosiłam mamy za to całe zajście na kolacji. Nawet o tym nie pomyślałam i będę musiała do niej zadzwonić.

Przesuwam swoją dłoń do dłoni Harrego, leżącej na stoliku. Przez chwilę bawię się jego długimi palcami i prawie w ogóle nie jem. Jego skóra na dłoniach jest odrobinę szorstka, ale nadal przyjemna w dotyku.
- Harry?
- Tak?
- Pojedziemy dzisiaj do szpitala? - Patrze na niego niepewnie. Harry pląta nasze palce.
- Oczywiście, że pojedziemy.
- Dziękuje. - Próbuję się uśmiechnąć, ale mi to nie wychodzi. Mój humor nagle się psuje.
- Hej, co się dzieje?
Dostrzegam w tych zielonych oczach zmartwienie i na prawdę cieszę się, że Harry jest teraz przy mnie. Nie wiem jak poradziłabym sobie bez niego.
- Chodź tu do mnie - odsuwa się od stolika i klepie swoje uda, dając mi wyraźny znak, że mam usiąść na jego kolanach. Robię tak i wtulam się w jego szyję. Zaciągam się zapachem jego skóry, co pozwala mi się natychmiastowo rozluźnić. Pachnie tak domowo. To jeden z moich ulubionych zapachów. - Chcesz już wracać?
- Mhm...
- Jesteś zmęczona?
Kręcę przecząco głową. Mimo panującej godziny, nie czuję zmęczenia.
- Chcesz pojechać do mnie?
Zgadzam się, kiwnięciem głową.
- Chcesz wypić ciepłą herbatę, obejrzeć jakiś dobry film i poprzytulać się na kanapie?
Chichoczę na jego słowa, ale znów kiwam głową.

I rzeczywiście tak robimy. Oglądamy film, pijąc ciepłą herbatę z cytryną. Moja głowa spoczywa na klatce piersiowej Brytyjczyka, przez co bardziej wsłuchuje się w bicie jego serca, niż film. Ręka Harrego pociera moje ramie. To sprawia, że czuję się bezpieczna i senna jednocześnie. Jest mi przyjemnie ciepło, pod miękkim kocem i przy ciele swojego chłopaka. Mam wrażenie jakby moje powieki były zrobione z ołowiu i chyba nie wytrzymam dłużej. Zamykam na sekundę oczy, ale po chwili znów je otwieram słysząc głęboki głos, mówiący prosto do mojego ucha:
- Mo, chodź do łóżka.
- Co? - chrypię. Teraz czuję się jeszcze gorzej. Na ekranie telewizora przemijają białe napisy na czarnym tle, ale film przecież przed chwilą się zaczął. - Już koniec?
- Chyba przespałaś połowę filmu - chichoczę cicho i cmoka mnie w skroń. Mruczę coś pod nosem, co nawet sama nie jestem w stanie zrozumieć. Moja głowa z powrotem opada na jego ramię. Chcę spać. Harry podnosi mnie, owiniętą w koc jak naleśnik i ostrożnie niesie do sypialni. Kiedy tylko czuję miękki materac pod swoim ciałem, moje mięśnie znacznie się rozluźniają. Jestem ledwo przytomna i nawet nie słucham tego co mówi Harry. - Skarbie, załóż to - podaję mi swoją koszulkę. Nie sprzeciwiam się. Kiedy, gasi światło, jest mi idealnie. Nie wierzę, że może mi się chcieć tak bardzo spać. Odwracam się tyłem do bruneta, by za chwilę poczuć jak jego ramiona zamykają w sobie moje ciało. - Dobranoc.
- Dobranoc - rzucam ostatkami sił.
Odpływam
Rankiem obudzi mnie odgłos uderzających o okna, kropel deszczu. Moja głowa spoczywa na męskim i ciepłym ramieniu. Unoszę głowę, żeby móc na niego spojrzeć. Ma zamknięte oczy, rozchylone usta, a jego włosy leżą na poduszce dookoła twarzy. Uśmiecham się do siebie. Nadal na niego patrzę, próbując uchwycić każdy, najmniejszy detal jego twarzy. Wygląda tak spokojnie, niewinnie, perfekcyjnie. Cmokam ciepłe ramię, tylko po to, żeby znów wygodnie się na nim ułożyć. Moje palce badają jakość jego skóry w miejscu tatuażu jaskółki, pod obojczykiem. Leżę tak przez chwilę, pozwalając sobie na rysowanie niewidzialnych wzorów na umięśnionym brzuchu. Widzę jak przez ciało przechodzi fala delikatnych dreszczy, a on porusza się i głośno wciągając powietrze.
- Harry - moja dłoń tym razem wędruję do policzka bruneta. Podciągam się na łokciu, żeby moje usta mogły spotkać się z jego gładką skórą. - Pobudka, Harry.
Kąciki jego ust unoszą się. Plątam małe loczki wokół swoich palców.
- Która godzina? - mamroczę.
- Nie wiem.
- Nie chcę wstawać. - Otwiera wreszcie zaspane oczy. Ciepła zieleń zdaje się być hipnotyzująca, owinięta wachlarzem gęstych rzęs. - Chyba, że zrobisz śniadanie
- Zrobię śniadanie - oddaję jego uśmiech.
- Mm... jesteś najlepsza. - Całuję mnie krótko.

***

Moje serce szaleje w klatce. Bije tak ciężko, że aż boleśnie. Harry ściska moją dłoń pocieszająco, ale to nie wiele daję. Mimo tego ciesze się, że jest tu i przeżywa to razem ze mną. Czekamy na pielęgniarkę, która zaprowadzi nas do mojego taty i powie w jakiej znajduję się sytuacji.
Oboje wstajemy z niewygodnych krzeseł, widząc zbliżającą się do nas panią Doktor. Wygląda na około trzydzieści lat i wydaje się być sympatyczna, na pierwszy rzut oka. Jej ciemne włosy są spięte w schludną kitkę. Ze srebrnej tabliczki jestem w stanie wywnioskować, że ma na imię Caroline. Uśmiecha się do nas i nawet nie wiem, czy jest to szczery, czy sztuczny uśmiech. Jest ładna, niższa ode mnie i ma odrobinę ciałka, ale dobrze się z tym prezentuję. Myślę, że mogłabym się z nią zaprzyjaźnić.
- Witam, jestem doktor Black i zajmuje się pani ojcem.
Nie bardzo podoba mi się określenie "zajmuje się", ale bagatelizuję to. Podaje jej dłoń. Doktor Black, ma pewny i mocny uścisk. Przez moją głowę przechodzi pytanie, ile już osób uratowała tymi rękoma?
- Jak on się ma? - pytam od razu.
- Och, dziś w porządku. To idealny czas na odwiedziny, jest trochę osłabiony, ale w miarę przytomny.
- Wyjdzie z tego?
Caroline wciąga głośno powietrze i zastanawia się chwilę nad odpowiedzią. Moje ręce zaczynają się trząść.
- Niedokrwienie serca, to ciężka choroba... Pni ojciec jest już w swoim wieku i nie ma siły by z tym walczyć. Nawet jeśli rozpoczęlibyśmy dokładne badania, operacje, są to bardzo marne szanse. Aktualnie staramy się zrobić co w naszej mocy, żeby utrzymać go przy życiu. - Jej oczy wędrują to na mnie, to na Harrego. Dostrzegam zmartwienie w ciemnobrązowych tęczówkach. W moich oczach stają łzy, pomimo że bardzo staram się je powstrzymać. Zaczyna tłumaczyć nam na czym polega ta choroba. Nie wiele rozumiem, nigdy nie byłam asem z biologii.
- Możemy go zobaczyć? - Ponownie zadaję jej pytanie. Mój głos delikatnie drży i tak wiem, że kiedy tylko zobaczę tatę wybuchnę rozpaczliwym płaczem.
- Tylko rodzina.
Kiwam głową i idę razem z nią, zostawiając Harrego w poczekalni. Bez niego czuje się trochę niepewnie. Wchodzimy do jednej ze sporych sal i z daleka jestem w stanie dostrzec tatę.
- Mam jeszcze do pani prośbę - mówi Caroline i zatrzymuje się, a ja razem z nią. Posyłam jej pytające spojrzenie, kiedy wyciąga z kieszeni swojego fartucha notes. - Mogłabym prosić o pani numer telefonu?
Podaje jej go szybko i żegnamy się. Ruszam w stronę łóżka, gdzie leży James.
- Tato - niemal szepcę. Siadam na krześle postawionym przy łóżku i łapię jego dłoń. Dziwię się czując, jaka jest zimna.
- Wiedziałem, że przyjdziesz - uśmiecha się. Jego głos jest trochę zachrypnięty.
- Jak się czujesz? - pytam, chodź wiem, że to trochę głupie pytanie.
- A jak może się czuć umierający człowiek? - śmieje się, ale po chwili ze śmiechu zmienia się to w kaszel. Nie trwa to długo, ale i tak jest dla mnie dość przerażające.
Nie chcę, żeby odchodził. Nie było go w moim życiu od bardzo dawna i nie może teraz po prostu umrzeć.

- Fatalnie.
Przełykam ciężko ślinę, a pojedyncza, samotna łza spływa w dół mojego policzka. Nie chcę dopuszczać do siebie myśli, że tato odejdzie, chodź wiem, że to nieuniknione.
- Tato, czy ty...
- Nie płacz, Claudia. Dasz sobie radę, beze mnie. Cały czas dawałaś, nic nie znaczę w twoim życiu. - Moje serce zamiera na te słowa.
- Co? - szepce. - Jak możesz tak w ogóle mówić?
- Nie było mnie w twoim życiu bardzo długo - kręci głową i zamyka oczy. - Mama i Clara w ogóle nie chcą mnie widzieć... Jestem nikim.
Nie rozumiem. Nie płaczę, ale łzy same lecą, paląc moją skórę.
- N-nie tato. Nie mów tak. Jesteś moim ojcem, moim i Clary. Nawet jeśli nie byłoby cię w naszym życiu trzydzieści lat, ty cały czas będziesz ojcem, rozumiesz? - mówię, ale on wygląda jakby nie chciał mnie słuchać. - Jest jeszcze szansa, możemy załatwić badania, operacje, specjalnych lekarzy...
- Po co?! - podnosi głos, a ja podskakuję zaskoczona na krześle. - Pół swojego życia spędziłem w więzieniu. Zabiłem człowieka. Wyszedłem tylko dla tego, że więźniów po prostu przybyło. Nie mogłem widzieć swoich córek przez kilka dobrych lat. Nie wiedziałem jak się uczycie, czy i jak przeżyłyście swoją pierwszą miłość, czy jesteście bezpieczne... Nie mogłem nawet usłyszeć głosu swojej żony - jego głos się łamie. - Straciłem wszystko...
- Nie straciłeś wszystkiego - wtrącam się. - Jestem tu.
Pociąga nosem i zaciska oczy, z których wypływa kilka łez.
- To boli, Mo. - Ledwo jestem w stanie go zrozumieć. Czuje ściskanie w żołądku. Moje dłonie są spocone i jest mi zimno, nie wiem jak długo będę w stanie tu usiedzieć. - To boli, bo to jest karą za wszystko co zrobiłem. Muszę przez to przejść i będzie dobrze - ściska nasze ręce w pocieszającym geście. - Masz Harrego, to dobry chłopak. Dacie sobie razem radę.
Z mojego gardła wydobywa się coś na kształt jęku. Nie jestem w stanie znieść tego co mówi. Moja cierpliwość wisi na włosku.
- Idź już.
- Ale...
- Idź - mówi stanowczo, a ja wstaję. Patrzę na niego i dopiero teraz dostrzegam zmianę w jego rysach. Jego policzki są zapadnięte, a oczy podkrążone i lekko czerwone. Nachylam się nad nim i całuję jego gorące czoło.
- Kocham cię.
Wymieniamy spojrzenia, ale on nic nie mówi. Jestem zawiedziona i wychodzę z sali, po drodze napotykając współczujące spojrzenie Caroline. Nawet nie wiem, kiedy tu weszła, ale nie myślę nad tym. Chcę wrócić do domu i zakopać się w ciepłej pościeli. Może trochę pochlipać w poduszkę i w końcu zasnąć. Najbardziej chciałabym, żeby to wszystko okazało się snem. Jednym złym snem, a kiedy się obudzę wszystko wróci do normy. Bez Jake'a , bez problemów. Bez tego całego gówna, zwanego rzeczywistością. 


***

~Harry~ 

Otwieram drzwi do mieszkania z charakterystycznym odgłosem. Jestem wykończony, bo przytulanie swojej dziewczyny przez kilka godziny i słuchanie jej płaczu jest na prawdę męczące. Mimo tego nalegałem, żeby zostać z nią na noc, ale nie zgodziła się. Wymówka, że musi iść do pracy i ja zresztą też, jakoś mnie nie przekonała. Lecz zgodziłem się wyjść, uświadamiając sobie, że być może potrzebuje trochę prywatności, żeby to wszystko jakoś poukładać i zrozumieć. Sprawa staje się coraz bardziej skompilowana, a najbardziej obawiam się tego dupka Jake'a. Nie znam go i nie wiem do czego jest zdolny i wydaje mi się, że nie chcę wiedzieć.
Zapalam światło w ciemnym mieszkaniu. Wykonuje podstawowe czynności jak zamknięcie drzwi, ściągnięcie butów idę do salonu, gdzie także muszę zapalić światło. Zamieram w miejscu, kiedy widzę na kanapie Alice. Zaciskam zęby i czuję jak złość zaczyna powoli gotować się w moich żyłach, bo kurwa, nienawidzę jej. Jestem serio wykończony, a użeranie się z nią nie należy do przyjemnych rzeczy. Wszystko co jest z nią związane, nie jest w żadnym stopniu przyjemne.
- To jakiś żart? - pytam i staram się zachowywać normalnie, chodź tak na prawdę aż świerzbią mnie ręce, żeby jej coś zrobić. Nigdy bym nie pomyślał, że jestem zdolny skrzywdzić kobietę, w sposób fizyczny. Co do Alice, myślę, że mógłbym jej wybić jedynkę. Lub dwie. - Co do, kurwy, robisz w moim mieszkaniu?
- Ciebie też miło widzieć, Harry - uśmiecha się.
- Nie mam ochoty na twoje, głupie gierki - mówię stanowczo. Unoszę rękę i palcem wskazuję w stronę wyjścia - Wyjdź stąd, albo sam cię stąd wykopię.
Jej śmiech jest głośny i mam ochotę wsadzić sobie palce w gardło. Nie cierpię jej. Po moich plecach przechodzą obrzydliwe dreszcze, gdy wstaje z kanapy. Ma na sobie dżinsy i obcisły podkoszulek, ma jakąś chustkę przewieszoną przez szyję, która skutecznie zasłania jej krągłości.
- Spokojnie, przyszłam, ponieważ mam pewien interes, który muszę z tobą omówić. 


________________
Hej, hej, hej! Na początek chciałam was przeprosić za cóż, jeden dzień opóźnienia, myślę, że nic się nie stało, nadal żyjemy, oddychamy i tak dalej xD Dobra, do rzeczy może zauważyliście, ale ten rozdział jest trochę inaczej napisany, mianowicie w czasie teraźniejszym. Dlaczego? Już od dawna zwróciłam uwagę na to (nie tylko ja), że po prostu mylę czas teraźniejszy z przeszłym. Poprzednie rozdziały były w przeszłym, ale muszę przyznać, że pisanie w tym czasie szło mi chyba eee gorzej? Było mi po prostu trudniej i to szło bardzooo smętnie. Wiem, że nie powinnam tego zmieniać w środku opowiadania bo to trochę dziwne, ale jeśli to wam się nie podoba, mogę wrócić do takiego jak w poprzednich rozdziałach, to żaden problem, tyle że mi jest po prostu tak  łatwiej. Napiszcie co o tym myślicie, bo ja chcę żeby było i wam dobrze :)
Dziękuję za poprzednie komcie, wyświetlenia i w ogóle. Do następnego!

niedziela, 12 października 2014

Rozdział 39

Moje emocje buzują i naprawdę nie wiem co mam ze sobą zrobić. Przemyślałam już chyba, najgorsze ze scenariuszy, ale nadal nie mam pojęcia o co chodziło Perrie. To jest to uczucie, kiedy dosłownie rozsadza cię od środka, a ty musisz siedzieć w jednym miejscu bo i tak nic nie zrobisz. To jest, cholera, takie wredne!
- Claudia, spokojnie, to nie może być nic strasznego. Na pewno nic wielkiego się nie stało - rzucił Harry, a ja byłam zdumiona, jak może być taki spokojny?
- Rozmawiałam z Perrie, przez telefon. Ona nie mówiła normalnie, Harry.
- To znaczy, jak?
- Bała się. Mówiła, że muszę coś zobaczyć.
Zaczęłam obgryzać swoje paznokcie. Czułam stres i adrenalinę.
- Staraj się nie myśleć o tym intensywnie.
Popatrzyłam na niego, jakby powiedział największą głupotę świata. Na chwilę oderwał swój wzrok od drogi, a zauważając to, jak na niego patrzę znacznie przyśpieszył. Słońce z każdą minutą było coraz niżej, my za to - coraz bliżej Londynu. Mamie było przykro, że wyjechaliśmy, ale nie miałam wyjścia. Nie mogłam tam siedzieć bezczynnie, nic nie robiąc.

Szybko wysiadłam z auta, od razu, kiedy Harry zatrzymał jeepa. Niemal pobiegłam do domu. Ściągnęłam buty w pośpiechu i wpadłam do salonu. Perrie i Zayn siedzieli na kanapie, oglądając telewizje. Blondynka spojrzała w moja stronę.
- Claudia. - Wstała i przytuliła mnie.
- Hej, o co chodzi?
- Nie wiedziałam, że przyjedziecie tak szybko - pociągnęła mnie za rękę w stronę kuchni. - Harry jest?
- Tak.
W tym momencie mój chłopak, jak i przyjaciółki weszli do pomieszczenia. Usiadłam przy wyspie kuchennej, obserwując jak Pezz krząta się po kuchni i chyba ma zamiar zrobić nam herbatę.
- Więc, od czego by tu zacząć... - westchnęła.
- Od początku - narzuciłam. Chciałam już wiedzieć, jaki jest problem. Wskazałam gestem, aby Harry podszedł do mnie. Tak też zrobił i chwycił moją dłoń w swoją, delikatnie muskając ustami policzek.
- No dobrze, zdaje się, że wciągu tych kilku dni zdarzyło się więcej niż powinno.
- Po prostu powiedz o co chodzi! - popędził ją Brytyjczyk. Perrie spiorunowała go wzrokiem. Zayn stał obok, w ciszy i całkowitym opanowaniu.
- Nie podnoś głosu, bo to tyczy się was. Wasz eee, popaprany związek chyba wszystkim przeszkadza.
- Perrie, przestań - mruknął Zayn.
- Co to ma niby znaczyć? - zmarszczyłam brwi, nie do końca zorientowana.
- Perrie, nie po to ich tu ściągnęłaś. Powiedz o co chodzi i skończ z tym cyrkiem.
- Dziękuję, Zayn - ochrypły głos wysokiego chłopaka z lokami zabrzmiał w sarkastyczny sposób.
Przewróciłam oczami na wymianę ich zdań.
- Okej, więc po pierwsze Jake.
Na chwilę przestałam oddychać, słysząc to imię. No tak, on nadal jest w pobliżu i nie wiemy do czego jest zdolny. Harry ścisnął moją dłoń w pocieszającym geście.
- Co z nim?
Perrie zaczęła szperać w jednej z szuflad. Posłałam zmartwione spojrzenie zielonookiemu, a on stanął za mną i otoczył swoimi ramionami. Dla innych mogło to wyglądać jak zwykły uścisk, dla mnie jest to oznaka bezpieczeństwa i tego jak bardzo, Harry stara się o mnie troszczyć.
- Nie jestem pewna czy to od niego, ale żadne racjonalne wytłumaczenie nie przychodzi mi do głowy. - Położyła przede mną kartki, jakby wyrwane z zeszytu, lub notesu. Musiałam zmrużyć oczy, żeby doczytać się drobnego pisma:

Skarbie, to że uciekniesz na kilka dni ze swoim kochasiem, od niczego Cię nie uratuje.
Myślę, że jeszcze nie skończyliśmy, lub może w ogóle nie zaczęliśmy?
Zabawa się dopiero rozkręca, Claus. 
AA.

Moje serce zamarło, czytając tą wiadomość. Nie chcę myśleć, co jest w trzech innych i nawet nie ośmielę się, żeby je przeczytać. Jednak najbardziej, zastanowiły mnie inicjały na końcu wiadomości. AA? Dlaczego, skoro to pisał Jake?
- AA? - zmarszczyłam brwi.
- No właśnie. Dlatego nie jestem pewna, czy to Jake.
- To na pewno on, tylko on mówi na mnie Claus.
- Dupek - syknął Harry odkładając, wszystkie kartki.
- Dlaczego, nie pójdziecie z tym na policje?
- Bo oni i tak nic nie zrobią? - Perrie prychnęła.
- Poza tym, gliny mnie nie lubią - zaczął Harry. - Miałem kilka spraw, dotyczących mojej agresywności...
Zamknęłam oczy, czując wewnętrzny ból, spowodowany moją bezradnością. Nie mogę uwierzyć w to, że ten piękny chłopak, jest zdolny popaść w taką agresje. Harry zakrył się grubą skorupą, która ukazuje niegrzecznego, twardego mężczyznę pozornie nie bojącego się niczego. Tak naprawdę chowa w sobie, niezwykłą opiekuńczość, czułość i delikatność. Jest niezwykle uczuciowy, tylko nikt inny tego nie dostrzega. On sam, już nie wie jaki jest, bo tak bardzo przywykł do tej twardej warstwy.
- Zastanówmy się dlaczego, akurat te inicjały?
- Może myślał, że nie będziemy wiedzieć, od kogo to? - zaproponował Mulat sącząc swoją ciepłą herbatę.
- On nie jest taki głupi, na jakiego wygląda - powiedziałam, a cztery pary oczu spoczęły na mnie. Przełknęłam niepewnie ślinę. - Ma na nazwisko Abel - przypomniałam sobie.
- To tylko jedno A.
- Więc może drugie A, to całkiem inne imię? To głupie, po co to robimy, to nie ma większego znaczenia - marudził Zayn. - Chodźmy się napić i zamówmy pizze!
Pezz parsknęła śmiechem i klepnęła go w czoło.
- Ej, to nie jest głupie. - Wstałam z krzesła, jakby nagle mnie olśniło i chyba tak było. - Zobaczcie, może Jake myślał, że zignorujemy te inicjały, bo od razu będziemy wiedzieć od kogo są - wskazałam palcem na okropne zdrobnienie mojego imienia. - Abel to jego nazwisko, ale drugie A może być całkiem inną osobą, która też jest nam nieprzyjazna, lub raczej mi.
- Och! Zastanówmy się, kto ma imię na A i nienawidzi Claudii? - Zapytał Harry w taki sposób, że od razu wiedziałam o co mu chodzi.
- Alice.
- Uuu... Macie przerąbane - stwierdził ciemnowłosy.
Wzięłam drżący oddech i czułam jak coś gorącego rozlewa się w moim wnętrzu. Miałam ochotę się rozpłakać, bo co my mamy niby teraz zrobić? Czekać na cud?
- Jest jeszcze coś. - Perrie spojrzała na mnie w jej oczach dostrzegłam troskę i zmartwienie w jednym. - Z twoim tatą jest coraz gorzej, wczoraj dzwonił ze szpitala.
Moja warga zaczęła niebezpieczniejsze drżeć, a pod powiekami zbierała mi się cała studnia łez.
Nie płacz, nie płacz, nie płacz. W ciszy wyszłam z kuchni, kiedy samotna łza stoczyła się po moim policzku. Zamknęłam się w łazience i stanęłam przed lustrem. Widziałam w nim smutną, wyrzutom z życia dziewczynę, której oczy świeciły się, przez stojące w nich łzy. Zacisnęłam je mocno, a cichy szloch opuścił moje usta. Ściskałam brzeg umywalki i dałam ulecieć swoim emocjom. Słyszałam, że ktoś wchodzi do łazienki, ale nie zwróciłam na to uwagi. Poczułam, jak szerokie ramiona zamykają mnie w uścisku, zaczęłam jeszcze bardziej płakać. Harry splątał nasze dłonie, a ja ściskałam go tak mocno. Wiedział, że to nie jest dla mnie łatwe.
Moja przyszłość właśnie wraca, co oznacza nowe problemy, a tato? Po prostu przyszedł, żeby odejść. Tak jest w życiu. Ludzie przychodzą i odchodzą, muszę się tego nauczyć.
To takie nie fair.
Mogę sobie pomyśleć, że inni mają gorsze powody do płaczu, ale to nie znaczy, że ja nie mogę płakać, prawda? Przecież, chłopak, który prawie mnie zgwałcił i rozciął mi skórę na nogach właśnie wrócił i wszyscy wokół mnie są zagrożeni. Alice, czyli była dziewczyna Harrego, która jest ohydnie zazdrosna, już pokazała na co ją stać. Najwidoczniej czuję niedosyt, bo nie osiągnęła tego, co chciała. To jest takie okropne. Dlaczego, ludzie tacy są? Dlaczego, chcą za wszelką cenę, niszczyć życie drugiej osoby? Już całkiem tego nie rozumiem.  

- Ciii... kochanie. - Całował moje włosy. Cała się trzęsłam i nie mogłam opanować tej rozpaczy. Czułam jak serce podchodzi mi do gardła, a przełknięcie tej guli było bardzo trudne. Gdybym miała otwarte oczy z pewnością nic bym nie widziała, a nawet jeśli to wszystko stało by się rozmazane. - Chodź.
Pociągnął mnie w stronę wyjścia, ale ja się zaparłam. Nie mam ochoty nigdzie iść. Chcę po prostu tu zostać i płakać.
- Claudia.
Jedną ręką nadal trzymałam się umywalki. Stanął obok mnie i chwycił moją twarz i dłonie. Otworzyłam oczy, żeby móc dostrzec jego piękne, zielone. Zostawił długi pocałunek na moim czole. Oparłam głowę o jego ramię i pozwoliłam, sobie cicho szlochać. Chwycił moje uda i podniósł mnie. Moje małe dłonie zachłannie trzymały się szyi chłopaka, kiedy niósł mnie w stronę sypialni. Zanim się obejrzałam, już leżałam na nim a on na miękkiej pościeli. Łzy same leciały, a ja coraz bardziej traciłam siły. Harry delikatnie gładził moje włosy i całował moją dłoń. To wszystko miało jakieś działanie kojące, a ja czułam się bezpieczna. Jestem mu wdzięczna za to, jaki jest wyrozumiały. Leżeliśmy tak, całą wieczność.
- To wszystko przeze mnie - zaczęłam, przerywając ciszę. Mój głos był trochę łamliwy.
- Co ty mówisz? - zapytał, ale bardziej brzmiało to jak stwierdzenie.
- Przeze mnie są te wszystkie problemy. Jestem dla was ciężarem.
Kiedy to powiedziałam na głos, uderzyło we mnie dwa razy mocniej. Bolało, i to bardzo.
- Nie mów tak, to nie prawda.
- Tak jest, Harry. Co mam robić? Nie chcę sprawiać wam, żadnych kłopotów, a Jake raczej nie żartuję.
- Mo, to jest nasz wspólny problem i rozwiążemy go razem, jasne? Obiecuję, że nic ci się nie stanie. Ani tobie, ani Perrie. Jestem przy tobie i nigdzie się nie wybieram.
Wtuliłam się w niego jeszcze bardziej i chciałam tak zostać na zawsze. 
- Bardzo cię kocham - szepnął. Zacisnęłam oczy. Uwielbiam słyszeć te słowa, kiedy wypadają z jego ust. Brzmią tak miękko, kojąco i prawdziwie. Spojrzałam na niego z dołu, lecz nie wiele mogłam zobaczyć. Pokój był pogrążony w ciemności, a w tej ciemności byliśmy tylko i wyłącznie my.
- Harry? - Splątałam nasze dłonie.
- Mhm?
- Obiecasz mi coś? - nie wiem dlaczego szeptałam, nie chodziło o to, że boję się mówić na głos lub jestem onieśmielona, nie. Pragę, żeby słowa wypowiadane między nami, były nasze. Nikt nie musi o niczym wiedzieć. Wystarczy, że on wie. My wiemy.
- Co takiego?
- Że... - spojrzałam na nasze dłonie, ale szybko się ocknęłam. Nasze spojrzenia się skrzyżowały i znów nie mogłam uwierzyć, że jest mój. Harry jest mój i nikogo innego. Mój. - Że nigdy mnie nie zostawisz.
Jego usta rozchyliły się delikatnie, za chwilę mocno mnie do siebie przytulił.
- Nigdy cię nie zostawię - szepnął. Rozumiał. - Zawsze będę przy tobie, bez względu na wszystko. Obiecuję. - Pocałował mnie w skroń. - Obiecuję, kochanie.
Kilka kolejnych łez spłynęło po moich policzkach, tym razem to łzy szczęścia. 

______________
Hej! Ten rozdział wyszedł, chyba krótszy niż miałam to w zamiarze, ale następny będzie dłuższy :) Mam nadzieję, że wam się podoba, bo teraz to się będzie dziać! Huhu, akcja się rozkręca i sama nie mogę się doczekać! Do niedzieli, kochani zostawcie po sobie komentarz, z góry dziękuję ♥ 

niedziela, 5 października 2014

Rozdział 38

Otworzyłam oczy, ale tak szybko jak to zrobiłam, tak szybko je zamknęłam. Obok mnie było pusto i nigdzie nie dostrzegłam chłopaka. Wsparłam się na łokciach i przetarłam zaspane oczy. W pokoju było rześko, pewnie ze względu na to, że drzwi balkonowe były otwarte całą noc. Wysunęłam się spod ciepłej pościeli, a wstając poczułam swoje mięśnie, o których istnieniu nawet nie miałam pojęcia. Założyłam koszulę Harrego i uśmiechnęłam się, czując na niej jego zapach. Powolnym krokiem ruszyłam do salonu, który w świetle poranka, skąpany był w ciepłym słońcu Holmes Chapel. Teraz Apartament wydawał się zupełnie inny. Ściany były białe, a meble bardzo ciemne, niemal czarne. Do tego dodatki, takie jak zielone rośliny w czerwonych donicach. Ładnie i nowocześnie.
Poczułam przyjemny zapach bekonu i jajek. Natychmiast nabrałam ochoty na jedzenie i skierowałam się do kuchni. Harry stał do mnie tyłem. Miał na sobie jedynie bokserki i teraz mogłam z bezkarnie podziwiać jego umięśnione plecy, szerokie ramiona, wąskie biodra i naprawdę długie nogi. Potrafiłabym patrzeć na niego bez przerwy i nigdy by mi się to nie znudziło. Podeszłam bliżej i przytuliłam go od tyłu. Ciało chłopaka było takie ciepłe, a skóra przyjemnie miękka w dotyku.
- Dzień dobry, skarbie - przywitał się. Zamknęłam oczy, rozkoszując się głębią jego głosu. Był teraz taki spokojny i miał chyba dobry humor.
- Dzień dobry. Robisz śniadanie?
- Kolacje - odpowiedział sarkastycznie. Przewróciłam oczami. Cmoknęłam nagie plecy bruneta, by stanąć obok niego.
- O której wstałeś?
- Niedawno. Nie chciałem cię budzić - uśmiech rozświetlił jego twarz - Słodko spałaś.
Chyba się zarumieniłam.
Harry nałożył jajecznicę na dwa talerze.
- Idziesz? - Zapytał. Zabrał śniadanie i poszedł w stronę dużego stołu jadalnego. Podążyłam za nim i zajęłam miejsce naprzeciwko. Smakowało wyśmienicie. Kiedy tak siedzieliśmy w ciszy i wymienialiśmy spojrzenia, wypełnione czymś, czego nawet nie umiem nazwać, przypomniałam sobie, że powinnam zadzwonić do Perrie. Całkiem o niej zapomniałam.
- O kurczę - jęknęłam.
- Co?
- Muszę zadzwonić do Perrie.
- Zadzwonisz, jak wrócimy do twojej mamy - wzruszył ramionami. Westchnęłam, ale musiałam się na to zgodzić. Z resztą nie miałam teraz ochoty, słuchać jej wywodów, jak źle zrobiłam i robię ze swoim życiem. Pezz, jest lekko nadopiekuńcza i częściej nie ma racji w tym co mówi.
- A, jak wrócimy? Chyba nie mamy auta.
- Możemy się przejść, to nie jest daleko...
Nie!
- Harry, jestem trochę, eee... obolała? - Nie chciałam być marudna, ale też nie chciałam iść pieszo.
Usta Brytyjczyka wygięły się w szerokim uśmiechu, ukazując zęby i wzbogacając policzki, o urocze wgłębienia.
- Bawi cię to? - Uniosłam brew i starałam się zachować powagę, chodź nie było to łatwe.
- Nie, ciesze się, że to dzięki mnie - puścił do mnie oczko. Mój wzrok spadł na jego nagą klatkę. Dostrzegłam fioletową malinkę na jego obojczyku, która była skutkiem naszych gorących czynności. Kącik moich ust powędrował ku górze. Odchrząknął i zauważyłam, że przypatruję mi się spod przymrużonych powiek. - Do twarzy ci w tej koszuli.
Spojrzałam na nią i zapięłam jeden guzik, który ukazywał mój dekolt.
- Dzięki - uśmiechnęłam się. Czułam jak na moje policzki wpływa rumieniec i palą z gorąca. Harry odgarnął swoje włosy z czoła i poprawił swoją pozycję na krześle. Jego głowa przekręciła się w prawo, a na usta wstąpił przebiegły uśmieszek.
- Powiedz mi jeszcze, że nic pod nią nie masz. - O, Boże, chyba płonę.
Spuściłam wzrok na końcówkę jajecznicy na talerzu i kawałek bekonu.
- Claaaudia. - Niepewnie popatrzyłam na niego i nie mogłam się nie uśmiechać, kiedy jego usta to jeden wielki banan. Oblizał, cholernie prowokacyjnie, swoje usta i przegryzł wargę. Zacisnęłam uda pod stołem czując to dziwne napływanie pożądania. Ach, te jego wspaniałe usta, które tak świetnie całują i jego język, który... świetnie robi inne rzeczy... Jego oczy pociemniały, bacznie mnie obserwując. - Jak było wczoraj?
Gwałtownie wciągnęłam powietrze nosem i chwilę zastanowiłam się nad odpowiedzią. Moją głowę zasnuły wspomnienia, ze wczorajszej nocy. Delikatność Harrego i opiekuńczość, dobierała mi mowę. Każdy dotyk zdawał się być cudowny. Przy nim czułam się wyjątkowo, jakby świat był tylko nasz. Widziałam tylko go i myślałam tylko o nim. Ciekawe, czy on czuł to samo?
- Było... dobrze.
- Dobrze? - uniósł brwi.
- No wiesz, nie mam żadnego porównania - wzruszyłam ramionami.
- Podobało ci się?
To mało powiedziane!
- Tak... - Jejku, pewnie wyglądam jak burak.
- Mi też, nawet bardzo. Chodź - wstał.
- Gdzie?
- Wziąć kąpiel.
Przegryzając wargę, podeszłam do niego. Lekko się skrzywiłam. To naprawdę dziwne uczucie i skutek przedarcia się przez moje dziewictwo. Mimo wszystko cieszę się, że to zrobiłam. Harry podniósł mnie, jak pannę młodą i zaniósł do łazienki, która zaczęła wypełniać się wilgotnym powietrzem, przez parującą wodę. Wpatrywaliśmy się w siebie i dzieliło nas kilka, długich centymetrów. Czułam to gorąco napływające w dolne partie ciała. Zrobiłam krok bliżej mojego chłopaka i zarzuciłam mu rękę na szyję. Nasze usta z pasją ocierały się o siebie i było to najlepsze, co mogło być na tym świecie. Te piękne, pełne, malinowe wargi. Ręce bruneta błądziły po moich plecach, aż odnalazły pośladki. Ścisnął je, na co niekontrolowanie jęknęłam. Kochałam jego dotyk. Wywoływał u mnie dreszcz emocji i podniecenia. Czułam to, tylko przy nim. Oderwaliśmy się od siebie, łapczywie oddychając. Harry wpatrywał się prosto w moje oczy, a ja w jego. Prawda jest taka, że gdybym nie była tak obolała, zrobiłabym to jeszcze raz. Teraz.
- Doprowadzasz mnie do szaleństwa.
Uśmiechnęłam się. Jego palce u jednej dłoni, rozpinały kolejne guziki koszuli, ukazując coraz więcej. Całowałam linię jego szczęki, wsłuchując się w głębokie oddechy, które co chwilę wydostawały się z jego płuc. Uwielbiam tą wzajemną bliskość. To jak nasze ciała same lgną do siebie, jakby przyciągał nas niewidoczny magnez. To jak rozmawiamy, śmiejemy się i całujemy... To wszytko. Gesty i słowa przepełnione, są czystą miłością.
Miłością dwóch ludzi, którzy są gotowi zrobić dla siebie wszystko. Wybaczyć największe błędy i dalej ufać.
Pragnę już do końca swoich dni, budzić się i widzieć ten uśmiech. Czuć ten zapach i szerokie ramiona, które zamykają mnie w uścisku. Słyszeć głęboki, ochrypły głos, szepczący mi do ucha. A najbardziej pragnę kochać go i być kochaną, przez niego.
Delikatny materiał zsunął się z moich ramion, pozostawiając mnie całkiem nagą, w bladym świetle dnia. Harry pozbył się swoich bokserek z głupkowatym uśmiechem. Zaśmiałam się, kiedy lekko się schylił i pokazał ręką na wannę. Weszłam do niej powoli, a gorąca woda delikatnie szczypała moją skórę. Brytyjczyk wszedł za mną i przyciągnął mnie do swojej klatki. Odgarnęłam włosy na jedno ramie. Miękkie usta, spoczęły na moim ramieniu. Zamknęłam oczy i całkiem się o niego oparłam. Mięśnie w całym rozluźniały się pod jego dłońmi, które rozprowadzały pachnący olejek na moim ciele.

***

Zeszłam z ramion Harrego, żeby bezpiecznie wejść do domu. Drzwi były otwarte a ze środka, wypływała cicha, przyjemna muzyka. Rzuciłam chłopakowi zdziwione spojrzenie, on tylko wzruszył ramionami. Ruszyliśmy do salonu, skąd dobiegały rozmowy. Pisnęłam podekscytowana. Na kanapie siedziała moja mama, z niejaką Polly. Nie widziałam jej chyba od czasu skończenia średniej szkoły, do której razem chodziłyśmy. Polly, jest jedną z tych koleżanek, z którymi można pozwolić sobie na wszystko. Jest bardzo otwarta, śmiała i wylewa się z niej pozytywna energia.
Zmieniła się. Wcześniej miała piękne, proste włosy sięgające do pasa, teraz krótkie, aż za ucho w rudym odcieniu. I tak wyglądała olśniewająco. Jej oczy były mocno podkreślone, tak samo jak pełne, czerwone od szminki usta. Podeszła do mnie i przytuliła naprawdę mocno.
- Tak za tobą tęskniłam, myszko! - Jej głos zaszedł delikatną chrypką i szkockim akcentem. Jej ojciec był Szkotem, a mama Brytyjką.
- Ja za tobą też.
Złapała mnie za ramiona i przyjrzała się od góry, do dołu. Ja jej też. Miała na sobie białą koszulę, na grubych ramiączkach, zapiętą pod samą szyję i schowaną w dżinsy, które z kolei idealnie opinały jej piękne długie i smukłe nogi. Zawsze jej ich zazdrościłam.
- Ależ z ciebie laska!
Zaśmiałam się i zauważyłam, że jej wzrok powędrował za moje plecy. Odwróciłam się i trochę przesunęłam, żeby, no cóż pochwalić się moim chłopakiem. Zawsze to Pol miała przystojnych, ciekawych mężczyzn przy swoim boku. Teraz moja kolej.
- Harry - wyciągnął do niej dłoń i uśmiechnął się półgębkiem.
- Polly - przyjęła jego rękę i potrząsała nią. Rzuciła mi spojrzenie pełne podziwu, co znaczy, że jest w szoku. Udało mi się zszokować Polly Nelson, o tak!
Pomachałam na powitanie swojej mamie.
- No chodźcie, nie będziecie tak stać. Napijecie się wina?
- Z chęcią - pociągnęłam Harrego, w stronę kanapy.

Mijały kolejne długie minuty, kiedy siedzieliśmy w salonie. Ja, mama i Polly dyskutowałyśmy na jakieś typowo babskie tematy, w czasie gdy Harry był zajęty swoim telefonem. Przytakiwał i wydawał się być niezainteresowany. Nie dziwię mu się. przeprosiłam na chwilę i wyszłam z salonu. Musiałam zadzwonić do Perrie, inaczej mnie zabije.
Jeden sygnał. Drugi, trzeci.
- Claudia, na litość boską! Co się z tobą dzieje? - jej karcący głos, zabrzmiał w słuchawce.
- Ciebie też miło słyszeć, Pezz - przewróciłam oczami. - Zapomniałam, sorry.
- Kiedy wracacie?
- Nie wiem, dlaczego pytasz?
Głośno westchnęła.
- Mo, nie chcę cię martwić, ale jest coś co powinnaś zobaczyć - ton dziewczyny diametralnie uległ zmianie.
- Co takiego?
- Raczej nic dobrego. Kiedy wrócicie do Londynu, radzę ci się trzymać Harrego...
- Zmieniłaś o nim zdanie? - Uniosłam brew. Kompletnie nie miałam pojęcia, o co jej chodzi.
- Nie o to chodzi. Moglibyście wrócić, jeszcze dziś, lub jutro nad ranem? To ważne, a ja coraz bardziej wpadam w panikę.
- Zaraz, Perrie, o co chodzi?
- Po prostu przyjedźcie, to nie jest rozmowa na telefon.
- To nie są żadne żarty?
- Nie, Mo. Błagam, po prostu wracajcie już.
- No okay. Do zobaczenia.
Rozłączyła się.