sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział 34

- Możesz mi, do cholery wytłumaczyć, co on tu robi?! - Perrie naskoczyła na mnie, od razu kiedy dostrzegła Harrego w naszym domu, a raczej w mojej sypialni. Wyciągnęła mnie za rękę z pokoju. Zamknęła drzwi, chyba nie chciała, żeby chłopak nas słyszał. chodź to chyba nie możliwe, jeśli ona ma zamiar krzyczeć. Wskazała dłonią na drzwi, oczekując odpowiedzi. - Więc?
Wzruszyłam ramionami.
- Mo, czy ty nie widzisz co on z tobą robi?! Jesteś na tyle głupia?
Auć. To zabolało.
- Przestań.
- Co on tu robi? Wybaczyłaś mu po wym wszystkim?
- Perrie, ty nic nie rozumiesz...
- A co tu jest do rozumienia?!- gwałtownie mi przerwała. - On cię zdradził, Claudia.
- To nie jest twój związek, a to czy mu wybaczę, czy nie to wyłącznie moja sprawa i mój problem. Proszę, przestań kierować moim życiem - powiedziałam najspokojniejszym tonem na jaki było mnie stać. Przyjaciółka uniosła brwi w zdziwieniu.
- Nie kieruje twoim życiem.
- Tylko mi mówisz co mam robić - zauważyłam.
- Chcę dla ciebie dobrze.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
- Uszanuj moje decyzje. - Ponownie uniosłam ramiona, żeby te za chwilę opadły. - Ja go kocham, Perrie.
Zamknęła oczy i wyglądała jakby odliczała. Wiem, że chcę dla mnie jak najlepiej, ale to była moja decyzja.
- Tylko nie przychodź do mnie z płaczem.
Uśmiechnęłam się, bo i tak wiem, że gdybym była w całkowitym załamaniu, ona by mi pomogła.
- Jedziemy do mojej mamy, może nas nie być, przez kilka dni - oświadczyłam.
- Jasne, bawcie się dobrze. Tylko bądź ostrożna.
- Okey, okey - uśmiechnęłam się.
- O której wyjeżdżacie?
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i spojrzałam na godzinę.
- Myślę, że za jakieś dwie godziny.
- Przyjedzie Zayn, może zjecie z nami kolacje, przed wyjazdem?
- Z chęcią. - Zarzuciłam ramiona na jej kark i zamknęłam w uścisku.
- On, cały czas jest na mojej czarnej liście.
Zaśmiałam się i po chwili z powrotem zniknęłam za drzwiami do mojego pokoju. Harry leżał na łóżku. Rękami zgiętymi w łokciach zasłaniał sobie pół twarzy. Przegryzłam wargę, żeby powstrzymać chichot. Powoli weszłam na łóżko i usiadłam okrakiem na jego talii. Jego usta wygięły się w uśmiechu. Zdjął ręce ze swojej twarzy i położył je na moich udach. Wzdrygnęłam się na ten dotyk, ale on nie zwrócił na to większej uwagi. Splątałam nasze palce u obu dłoni. Patrzyłam w jego zielone oczy i nie mogłam uwierzyć, że on jest mój. Ten piękny chłopak jest mój. Nikogo innego.
Cały mój.
Mój.
Jestem zachłanna.
- Cześć. - Jego głos i lekka wibracja klatki piersiowej, wywołała delikatny przepływ dreszczy. Zignorowałam je.
- Cześć - uśmiechnęłam się i nachyliłam do jego warg, żeby skraść jednego całusa. Jednak jeden zamienił się w więcej. Zaśmiałam się kiedy odsuwałam się od niego, a on podnosił się, niezaprzestanie cmokając mnie w usta. - Harry.
- Chcę cię pocałować - mruknął niezadowolony i opadł plecami na materac.
- Przecież pocałowałeś.
- Nie tak, jakbym chciał.
- Harry - zwróciłam mu uwagę. - Powoli, pamiętasz?
Odetchnął pełną piersią, a jego wzrok spadł na nasze dłonie. Muskał palcem mój nadgarstek.
- Przepraszam
- Hej. - Chwyciłam jego twarz w dłonie i zmusiłam żeby na mnie spojrzał. - Nie możesz mnie do końca życia przepraszać - pocałowałam zmarszczkę tworzącą się między jego brwiami.
- Powinienem.
Spojrzałam w jego smutne oczy, w których, przecież przed chwilą, tańczyły zabawne iskierki. Leniwie złączyłam nasze usta i pociągnęłam jego górną wargę. Miał zamknięte oczy, a oddech uwiązł mu w gardle. Uśmiechnęłam się i zrobiłam to ponownie, tym razem zassałam jego dolną wargę, co spotkało się z cichym jękiem z jego strony.
Jest zniecierpliwiony. Jego duże dłonie zacisnęły się na moich udach, co przyprawiło mnie o przyjemną, gęsią skórkę. Jego język przesunął po mojej wardze. Rozchyliłam usta z czego on natychmiast skorzystał. Iskry rozchodziły się pod moją skórą, przez dotyk jego palców na moich nogach. Poczułam to coś, w dole brzucha.
O, jejciu.
- Claudia - nasze oddechy mieszały się. - Przestań.
Całowałam kącik jego ust i policzek, w tym samym czasie wsunęłam dłonie w jego włosy.
- Claudia, podniecasz mnie - powiedział niewyraźnie.
Popatrzyłam na niego, szeroko otwartymi oczyma.
Podniecam go.
O, Boże. Robię to?
- Czerwienisz się - zaśmiał się, kiedy ja nadal patrzyłam na niego w osłupieniu.
Podniecam go. Ja to umiem?
Chryste.
- Mo? Straciłaś głos?
Pokręciłam głową przecząco, chodź to bardzo możliwe. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Nie miałam pojęcia, że go podniecam.
- Nie - zawahałam się - nie wiedziałam, że...
- Jesteś bardzo seksowna. - Uszczypnął mnie w bok. - Było by dziwnie, gdybyś tego nie robiła - wzruszył ramionami.
Jestem seksowna!
- Oh... - Usłyszałam pukanie do drzwi, a zaraz potem głos Perrie, mówiący, żebyśmy zeszli na dół.
 Zeszłam z Harrego, nadal czerwona jak burak. Zaśmiał się i przywrócił, swoje włosy do ładu. Chwycił mnie za dłoń i poszliśmy na kolacje.
 Zayn i Perrie nie czekali na nas, bo od razu zabrali się za jedzenie. Usiadłam naprzeciwko blondynki, a Harry obok mnie, naprzeciw Zayna.

- Na długo wyjeżdżacie? - Zapytał ciemnowłosy, spoglądając najpierw na Harrego, a później na mnie.
- Wyjdzie w praniu - uśmiechnęłam się. Widziałam jak Perrie przewraca oczami, na co spiorunowałam ją wzrokiem. Zaczęłam jeść swoją sałatkę z kurczakiem. Była naprawdę dobra. Perrie dobrze gotuję.
- Czyli możecie wrócić w każdy dzień, o każdej porze.
- Miałbyś coś przeciwko? - Zaśmiał się Harry.
- Zadzwonię - sprostowałam.
- Nie chciałbym, żebyście nam przeszkadzali. - Jego szeroki uśmiech był uroczy.
- Zayn.
- Wyluzuj skarbie - szturchnął łokciem swoją dziewczynę i puścił do mnie oczko.
- Ja, też nie miałbym ochoty wam przeszkadzać.

*** 

Kolacja minęła dobrze. Nawet bardzo dobrze, czego się nie spodziewałam. Całkiem zapomniałam o wszystkich problemach. Czułam się jak dawniej, żartując z przyjaciółmi i śmiejąc się z nimi. Tylko Perrie, nie miała nastroju do żartów. Przeszywała Harrego, przenikliwym spojrzeniem mówiącym "Nadal pamiętam i nigdy nie zapomnę." Brytyjczyk nie zwracał na to większej uwagi.
- Claudia, pomóż mi - poprosił. Otwarłam bagażnik jego obszernego Jeepa, a on schował do niego dużą torbę i jedną mniejszą. Robiło się już ciemno i byłam ciekawa czy zatrzymamy się gdzieś na noc. - Gotowa?
- Jak nigdy - uśmiechnęłam się. Pomachałam przyjaciołom, którzy stali pod drzwiami i wsiadłam do ciepłego samochodu. To samo zrobił Harry.

Po godzinie jazy, marzyłam żeby być już w domu. Chciałam położyć się w starym łóżku i odpłynąć. Śnić o czymś przyjemnym. Niestety mogłam sobie pomarzyć, bo przed nami jeszcze kawał drogi.
Nie rozmawialiśmy. W tle grała muzyka z radia. Przypomniałam sobie, kiedy wyjechałam z Harrym na kompletne odludzie. Śpiewaliśmy The Beatles i jedliśmy kanapki, a nocą leżeliśmy na dachu starego auta i oglądaliśmy gwiazdy. To było naprawdę romantyczne.
Patrzyłam na jego profil, gdy w spokoju i skupieniu prowadził. Uśmiechnął się delikatnie, czując jak kładę dłoń na jego, spoczywającej na skrzyni biegów. 
- Jesteś głodna? - Przerwał ciszę
- Nie, dlaczego?
- Muszę podjechać na stację benzynową i wypić jakąś mocną kawę - uśmiechnął się w moim kierunku.
- Okey.
Po kilku minutach, w końcu znalazł stację. Zatankował auto. Zaśmiałam się, kiedy wsadził głowę przed okno i uśmiechnął się w akompaniamencie, uroczych dołeczków.
- Idziesz ze mną?
- Nie, ale możesz kupić mi coś słodkiego.
- Co takiego?
- Nie wiem, zaskocz mnie.
Nie spuszczał ze mnie wzroku, uśmiechając się głupkowato.
- Okey - mruknął i truchtem pobiegł do małego sklepiku. Podziwiałam z daleka długość jego nóg i szczupłą sylwetkę, dopóki nie zniknął mi z pola widzenia.
Moja samotność nie trwała długo.
- Szybki jesteś - uśmiechnęłam się.
- Dzięki. - Wsiadł do auta. - Lubisz czekoladki?
Pokazał mi niedużą paczkę. Kubek z kawą postawił na specjalnym miejscu.
To auto jest idealne. 

- Czekoladki w kształcie misi? - Zaśmiałam się.
- Są najlepsze! Spróbuj.
Otworzyłam paczkę i wyciągnęłam z niej jednego misia, zapakowanego w sreberko. Smakował jak przeciętna czekoladka. No, może odrobinę lepsza. Miały w środku mleczne nadzienie i były oblane słodką czekoladą.
- Dobre - stwierdziłam.
- Źle jesz - zauważył i wziął jednego misia. Panując nad kierownicą obdarł go z papierka i spojrzał na mnie. - Nie gryź i czekaj, aż ci się rozpuści na języku.
Z chęcią na to przystałam i czekałam, aż czekolada rozpuści się.
- Czujesz? - Zapytał. 

- Nie - zasiałam się. On też nie mógł powstrzymać cichego śmiechu.
- Smak dzieciństwa.

***

- Claudia. - Usłyszałam aksamitny, męski głos. Miękkie usta muskały mój policzek. - Obudź się.
Mruknęłam i otarłam zaspane oczy.
- Co? - rzuciłam niezadowolona. Staliśmy na poboczu, a inne auta przejeżdżały obok nas obojętnie.
- Auto się zepsuło - zaśmiał się.
- Żartujesz? 

niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 33

Moje serce obijało się o żebra, kiedy intensywnie patrzyłam w jego oczy. Zadałam sobie pytanie, które przed chwilą wydostało się, z jego pięknych ust. Czy, go kocham? Chłopaka, który w tej chwili ma drżący oddech, a łzy stoją w jego oczach? Mężczyznę, który gotowy jest zrobić krzywdę każdemu, kto tylko mnie dotknie? Czy, kocham Harrego, który mnie zdradził? Który, nie potrafi panować nad emocjami? Jednak, jest niezwykle czuły i romantyczny... To takie skomplikowane.
- Claudia? - Jego głos brzmiał na zdesperowany. Nie wiem dlaczego, pojedyncza łza stoczyła się z mojego policzka. - Powiedz to. Proszę, Mo, powiedz, że mnie kochasz - jego płacz się nasilił. - Błagam.
Chwyciłam jego policzki i mocno przywarłam do niego swoimi ustami. Nie wiem dlaczego to zrobiłam. Z tęsknoty, z żalu, z miłości. Harry, wydawał się być zaskoczony moim samo zachowaniem, ale nie miał nic przeciwko. Postrzępiony oddech wydostał się z moich płuc. Oparłam swoje czoło, o jego i pocierałam delikatnie ciepły, wilgotny policzek.
- Kocham cię - wyszeptałam.
Harry zacisnął oczy i wydał z siebie cichy szloch.
- Mo...
- Kocham cię, Harry. - Przerwałam mu. Jego place zacisnęły się na moich plecach, błagając o większy kontakt. To było praktycznie niemożliwe, ponieważ moje ciało całkowicie przylegało do niego.
W zupełność rozumiałam jego reakcję. Chciał, już zawsze trzymać mnie w ramionach. Bał się, że się odsunę.

Odejdę. To jest to, czego boi się Harry Styles. Odrzucenie.
- Nie rozumiem - wymamrotał.
- Czego? - Ciągnęłam delikatnie za loki na jego karku.
- To całe gówno jest przeze mnie, a ty mi wszystko wybaczasz.
Wzruszyłam ramionami.
- Taka już jestem - uśmiechnęłam się słabo. Mój wzrok spadł na jego miękkie wargi. Nie mogłam się powstrzymać i złączyłam je w subtelnym pocałunku. Miałam gdzieś, Alice i wszystko co się działo przez ostatnie tygodnie. Kocham tego chłopaka.
- Claudia... - szepnął. Miał zamknięte oczy, dopóki nie przesunęłam kciukiem po jego brwi.
- Już po wszystkim - również odpowiedziałam szeptem.
To był nasz świat. Istnieliśmy tylko my dwoje. Nikt inny.
- Nigdy więcej tego nie zrobię, obiecuję. - Jego spojrzenie ukrywało żal, współczucie, wstyd ale także szczerość.
- Ufam ci, Harry.
Oplótł mnie jeszcze mocniej, jeśli to w ogóle możliwe. Wyczuwałam bicie jego serca. Gdy, tak siedzieliśmy, ciesząc się swoją obecnością uświadomiłam sobie, jak silne uczucia żywię do tego człowieka. Jestem cała jego i kocham go, mimo wszystko. Nie wyobrażam sobie teraz życia, bez obecności jego osoby. Bez jego głosu, zapachu. Po prostu Jego.

***

Odłożyłam już zimnego tosta na talerz i wytarłam dłonie o ścierkę. Odebrałam telefon.
- Cześć, Claudia, złotko. - To mama. Automatycznie uśmiechnęłam się słysząc jej przyjemny, opiekuńczy głos.
- Cześć mamo.
- Co u ciebie? Co robisz? - Zarumieniłam się patrząc na Harrego, który z ciekawością spoglądał w moją stronę.
- Wszystko dobrze, dziękuję.
- Kto to? - Zapytał Harry, a ja odpowiedziałam mu najciszej jak potrafiłam.
- Mama. 

- Jesteś w pracy?
- Nie, jest niedziela.
- Jesteś z Perrie?
Czemu zadaje tak dużo pytań?
- Nie, um... jem śniadanie z chłopakiem - moje policzki znów zaszły czerwienią. Harry uśmiechnął się, kończąc swoje śniadanie.
- Oj, przepraszam, że wam przeszkadzam. - Odpowiedziała lekko zmieszana.
- Nie przeszkadzasz, absolutnie. Jak się czujesz?
Zaczęła mi opowiadać o chłopaku Clary. Kiedy, tak się wsłuchiwałam w jej różne opowieści, przypomniała mi się rozmowa z moim tatą. Tata! Całkiem o nim zapomniałam. Mam nadzieję, że nic mu nie jest i dobrze się czuje. Ostatnio nie pojawiał się w restauracji, a ja byłam za bardzo zajęta Harrym.
-... ale mniejsza o to, dzwonie do ciebie bo mam prośbę.
- Słucham.
- Miałabyś ochotę przyjechać, na jakiś dłuższy czas?
- Oczywiście, nie ma problemu - zgodziłam się, kiwając głową. Po chwili przestałam uświadamiając sobie, że przecież ona tego nie widzi. Strasznie za nią tęsknie.
- Możesz przyjechać z chłopakiem...
- Naprawdę? - Zapytałam zaskoczona i natychmiast spojrzałam w jego stronę. W ciągu mojej rozmowy on zdążył skończyć swoje śniadanie i posprzątać po sobie. Teraz stał naprzeciwko mnie i jadł banana, pochylając się nad blatem. Nie potrafiłam odciągnąć wzroku od Harrego, który również patrząc na mnie, zjadał banana. Zaśmiał się, kiedy zmieszana odwróciłam wzrok, jakby robił coś, czego nie powinnam widzieć.
- Oczywiście. Twój pokój jest do dyspozycji.
- Mamo... - Rzuciłam marudnym głosem.
- Żartuję. Przyjedźcie jak najszybciej, chcę poznać tego szczęściarza.
- Okey.
- Do zobaczenia, skarbie. Kocham cię.
- Ja ciebie też - odpowiedziałam i rozłączyłam się. Mój wzrok napotkał Harrego. - Co?
- Nie wiedziałem, że banany są twoim afrodyzjakiem, Mo.
Uniosłam brwi.
- Co?! - Powtórzyłam. - Nie.
Zaśmiał się i cmoknął mnie w czoło, na co mój żołądek wywrócił fikołka.
- Moja mama zaprasza nas do siebie, na kilka dni. 
- Nas?
- No, jeśli nie masz ochoty jechać, nie musisz.
- Oczywiście, że pojadę. - Uraczył mnie tym swoim pięknym uśmiechem w akompaniamencie białych zębów i dołeczkach w policzkach. Jego humor już się poprawił. Uwielbiałam ten widok. Uśmiechnięty chłopak, z lokami i zielonymi, rozbawionymi oczami.

~Harry~

Stałem naprzeciwko uśmiechniętej, Mo. Moje ręce obejmowały jej drobną talię. Śmiała się z moich zaczepek i żartów. To co dzisiaj się wydarzyło, było niesamowite. Wreszcie mam ją przy sobie. Jest moja i mam ochotę powiadomić o tym cały świat. Robiło mi się cieplej na sercu, kiedy mogłem patrzeć na nią szczęśliwą. To, że dzisiaj powiedziała mi, że mnie kocha. Pierwszy raz słyszałem, tak szczere Kocham cię, które pięknie brzmiało w jej ustach. Mógłbym słyszeć to bez przerwy i odpowiadać tym samym. Gdy mnie niespodziewanie pocałowała... To uczucie było takie silne, jakbym co najmniej pierwszy raz się całował.
Kocham ją. Jest piękna, inteligentna, po prostu wspaniała. No i silna. To wszystko co zrobiłem. Bardzo ją skrzywdziłem i nie chcę więcej przez to przechodzić.
Zmarszczyłem brwi, kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi. Momentalnie między mną i Claudią zapadła cisza. Wpatrywaliśmy się w siebie bez wyrazu.
- Spodziewasz się kogoś? - zapytała.
- Nie - pokręciłem głową. Zacisnąłem usta, słysząc jak osoba za drzwiami, natrętnie naciska dzwonek.
- Idź, otwórz.
- Co jeśli to, Alice?
Oczy, Mo powiększyły swoje rozmiary.
- Jeśli to ona, to ją wpuść.
- Co? - Zapytałem zdziwiony. Chciała, żeby tu weszła? Po co? Nie miałem ochoty jej oglądać.
- Wpuść ją - wzruszyła ramionami, jakby to nie było nic ważnego.
- Nie - powiedziałem stanowczo. - Nie mam ochoty psuć sobie humoru. Ona, już nigdy nie wejdzie do tego mieszkania.
- Okej - odpowiedziała z rezygnacją. Nie mam pojęcia dlaczego, chciała, żebym wpuścił Alice i chyba nie chcę wiedzieć. - Może powinieneś to zgłosić na policje?
- Co? - zmarszczyłem brwi.
- No, miałaby zakaz zbliżania się.
- Pomyślę o tym - uśmiechnąłem się i pocałowałem jej policzek. Czułem jak wstrzymuje oddech. - To... kiedy jedziemy do twojej mamy?
- Um... jak dla mnie możemy nawet jutro - zaśmiała się.
- W porządku.
- Naprawdę? - Wyglądała na zaskoczoną moją odpowiedzią.
- Tak. Możemy pojechać nocą, a jutro się spakujesz, lub jeszcze dzisiaj.
- Tak, Harry! -Rzuciła się na moją szyję, a ja z uśmiechem mocno ją przytuliłem. Chyba bardzo lubi tam jeździć. Zaciągnąłem się jej zapachem.
- Na ile chcesz tam jechać?
- Trzy dni? - Powiedziała niepewnie.
- Okey, jeszcze zobaczymy. Spakuje się i pojedziemy do ciebie. 

niedziela, 17 sierpnia 2014

Rozdział 32

Harry wyciągnął w moją stronę dłoń, ale nie przyjęłam jej. Szliśmy w stronę samochodu zaparkowanego gdzieś nieopodal. Zayn szedł z nami, w czasie kiedy Perrie postanowiła zaczekać na swojego chłopaka, w jego czarnym Audi Suvie. Moja przyjaciółka na sto procent znienawidziła Harrego. Ja, mimo wszystko nie czułam nienawiści. Już nie. Chciałabym o wszystkim zapomnieć i rozpłynąć się w jego szerokich, ciepłych, zapewniających bezpieczeństwo ramionach. Jednak to nie było takie proste. Jestem niemal pewna, że nawet jeśli już wszystko byłoby między nami w porządku, nadal siedziało by to gdzieś w naszych głowach. Wsiadłam do auta bruneta, przedtem żegnając się z Zaynem ciepłym, przyjacielskim uściskiem. Powinnam dziękować mu do końca życia, za opanowanie wcześniejszej sytuacji.
- Zaufaj mu, Mo - szepnął do mojego ucha. Jak mogę zaufać komuś kto mnie zdradził?
Posłałam mu słaby uśmiech i jeszcze raz podziękowałam. Wsiadłam do samochodu na miejsce pasażera. W bocznym lusterku obserwowałam ich wymianę zdań. Rozmawiali zbyt cicho żebym mogła cokolwiek usłyszeć. Czułam się okropnie zmęczona. Cały ten wieczór nie wypalił, o czym wiedziałam od samego początku, ale nie spodziewałam się takiego obrotu spraw.
Skończyli rozmawiać. Harry wsiadł do samochodu. Był tak blisko, ale jednak cały czas za daleko. Nie patrzyłam na niego. Bałam się, że kiedy na niego popatrzę po prostu zmięknę jak gąbka.
- Kto to był? - Jego głos przerwał głuchą ciszę między nami. Moje ciało zareagowało, krótkim dreszczem.
- Kto? - Również zapytałam, chodź dobrze wiedziałam o kogo pyta.
Jest taki zazdrosny. Szczerze nie wiem, czy powinnam się cieszyć z tego powodu, czy raczej płakać.
- On... - Po chwili kontynuował zauważając, że jednak opis "on" nie jest wystarczający. - Chłopak, którego sprałem.
W końcu na niego popatrzyłam. Jego wzrok skupiony był na drodze przed nami. Jęknęłam głęboko w swojej podświadomości, gdy przegryzł dolną wargę.
- Znajomy z pracy.
- Znajomy? - Zapytał kpiąco.
- Harry...
- Bez jaj, widziałem co się tam działo, Claudia. Nie jestem głupi.
Nie odpowiedziałam na ten komentarz. Powinnam mieć wyrzuty sumienia? Przecież to on przespał się z Alice.
Mój wzrok spadł na jego dłonie. Otworzyłam szerzej oczy, dostrzegając prawą dłoń pokrytą jednym, wielkim siniakiem. Z kostek była zdarta skóra i nie były to obrażenia, po bójce z Joe. Nie pobił go aż tak mocno.
- Chciałabyś - zawahał się - chciałabyś, żeby cię pocałował? - Jego głos był całkiem spokojny. Aż za bardzo. To pytanie było trudne. Nie potrafiłam na nie odpowiedzieć.
- Claudia?
- Nie wiem - wybełkotałam. Harry, zacisnął ręce na kierownicy. - Co się stało? - Zapytałam, odbiegając od tematu wytatuowanego chłopaka z kolczykiem nad okiem i tunelami w uszach.
Zielonooki zmarszczył brwi, ale po chwili, lub dwóch zrozumiał o co pytam.
- To? - uniósł dłoń upewniając się. Przytaknęłam. - Po twoim wyjściu... Nie czułem się najlepiej.
Moje serce zamarło.
- Ty - niemal wyszeptałam. Z szoku, nie mogłam nawet ułożyć sensownego zdania. - Ja-jak to zrobiłeś?
Wzruszył ramionami.
Mogłabym scałować wszystkie siniaki i zadrapania na jego ciele. Nie wierzę, że zrobił sobie taką krzywdę.
- B-boli cię? - Wyjąkałam.
Zastanawiał się nad odpowiedzią, marszcząc brwi. Nie potrafiłam oderwać od niego wzroku. Miał na sobie czarno-czerwoną koszulę w kratę, a pod spodem biały t-shirt. Jak zwykle jego wygląd zapierał dech w piersi.
- Bardziej boli mnie to, że odeszłaś - powoli podniósł na mnie wzrok, a moje serce mimowolnie przyśpieszyło. Zieleń jego oczu, nie była wyrazista w ciemnym aucie.
- Sam jesteś sobie winien, Harry - powiedziałam niepewnym, przyciszonym głosem.
- Nie chciałem tego. To była najgłupsza, najgorsza rzecz, jaką w życiu zrobiłem - odetchnął głęboko. -Zrozum mnie, Mo. Te dni bez ciebie, były najgorszymi jakie tylko przeżyłem. Wiem, że zrobiłem cholerną głupotę i mogę cię za to przepraszać do końca swoich dni, tylko mi wybacz.
Kiedy przestał na chwilę mówić, akurat zatrzymaliśmy się przed budynkiem mieszkalnym Harrego. Przetwarzałam wszystkie jego słowa w mojej głowie. Nie mogę, od tak wybaczyć mu tego wszystkiego.
- Co z Alice? - Uniosłam brew. Oparł głowę o fotel i zaczął przeszywać mnie swoim ciepłym spojrzeniem.
- Nienawidzę jej - odpowiedział i ani trochę, nie zawahał się  przy tych słowach. Mówił prawdę.
Spuściłam wzrok na swoje palce. Co teraz?
- Daj mi jeszcze jedną szansę. Błagam cię.
Pokiwałam głową zgadzając się. Niemal wyczułam jak na jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech, a razem z nim dwa wgłębienia w policzkach.
- Chcę zacząć od początku. Powoli. - Mój głos zaszedł niechcianą chrypką.
- Zrobię dla ciebie wszystko, proszę wybacz mi to.
Położył swoją dużą, ciepłą dłoń na mojej. Pod skórą poczułam przyjemne ciarki. Jakieś dziwne mięśnie w moim brzuchu, przypomniały sobie o swoim istnieniu i skurczyły się, by za chwilę znowu rozluźnić.
- Okey - wydusiłam. Nie to, że chciało mi się płakać czy coś, ale jakaś uparta flegma stanęła w moim gardle.
- Wejdziemy do środka? - Zapytał, a ja przytaknęłam. Marzyłam o ciepłym łóżku i szerokich ramionach, w których zdawało się mieścić całe moje ciało. Chciałam słyszeć ciche chrapanie i czuć powolny rytm jego serca, na swoich plecach. Reagować gęsią skórką, na ciepły, delikatny oddech w okolicach karku. Rany, tak bardzo za nim tęskniłam.
Po przejściu schodów, bez ani jednego słowa, (ani dotyku) znaleźliśmy się pod drzwiami. Sprawnie je otwarł i wskazał dłonią, żebym weszła pierwsza. Ten zapach. Zapach Harrego, który roznosił się po całym mieszkaniu. Był wszędzie. Na poduszkach, pościeli, w powietrzu.
- Możesz wziąć prysznic. Dam ci jakiś ręcznik i koszulkę... - Nie miałam nawet czasu na odpowiedź, bo on od razu wbiegł po schodach do swojej sypialni. Byłam wykończona. Wydarzenia z dzisiejszego dnia są totalnie pokręcone. Krzyczałam, panikowałam, płakałam, wymiotowałam i to wszystko doprowadziło mnie tutaj.  Do mieszkania mojego chłopaka.
Zabawne.
Podziękowałam  Harremu za rzeczy i zniknęłam za drzwiami małej łazienki. Szybko ściągnęłam z siebie niewysokie szpilki i pobrudzoną sukienkę. Ohyda. Natychmiast powędrowała do kosza na pranie. Weszłam pod gorący prysznic... i Boże, to była najprzyjemniejsza rzecz, jaka mnie dzisiaj spotkała. Mogłabym stać tak godzinami i rozkoszować, się przyjemny ciepłem, jakie było mi dane. Chwyciłam za szampon i wycisnęłam go na swoją dłoń, żeby tylko rozpienić na głowie. Wielki kontrast widniał między łazienką Harrego, a moją i Perrie. U nas na półkach porozstawiane są różnorodne odżywki, kremy, oliwki i mydła. Harry miał tylko szampon? No i może jeszcze, zwykłe mydło w kostce. Jak to możliwe, że jest taki piękny, prawie w ogóle nie wkładając w to wysiłku?
Otuliłam się miękkim ręcznikiem, wreszcie kończąc. Chwyciłam niebieską szczoteczkę do zębów i zawahałam się. Może nie powinnam? Wzruszyłam ramionami i zaczęłam szczotkować zęby. Przecież Harry nie musi o niczym wiedzieć, prawda? W moich oczach zebrały się łzy, przez kontakt z ostrą, miętową pastą. Natychmiast ją wyplułam i opłukałam usta. Ubrałam szeroką, czarną koszulkę, bruneta z lokami. Pachniała świeżym praniem. Wyszłam z łazienki. W salonie, na kanapie, przed telewizorem siedział Harry. Miał poduszkę pod pachą, a nogi okrył brązowym kocem. Skręcając w dłoni rąbek koszulki, usiadłam niepewnie obok niego. Popatrzył na mnie, a kącik jego różowych ust powędrował do góry.
- Śpisz tutaj? - Zmarszczyłam brwi.
- Pomyślałem, że tak będzie lepiej - wzruszył ramionami.
Nie będzie spać ze mną?
- Nie chcę spać sama. - Spróbowałam takiej strategii.
- W porządku - wstał z kanapy, a ja razem z nim. Wow. To poszło szybciej niż przypuszczałam.
Wziął ze sobą koc i podał mi rękę. Tym razem ją chwyciłam. Dostrzegłam jak jego rysy łagodnieją, a oczy uwodzicielsko świecą. Poszliśmy do sypialni, po drodze śmiałam się z Harrego, kiedy stanął na materiał koca i na chwilę stracił równowagę. Jego przekleństwo, sprawiło, że nie mogłam powstrzymać cichego chichotu. Sam zaczął się śmiać.
Weszłam pod zimną kołdrę. W pokoju panowała ciemność, ale byłam w stanie dostrzec męską sylwetkę. Dresy trzymały się nisko na jego biodrach. Niestety miał na sobie koszulkę.
"Przecież chciałaś zacząć powoli" - przypominam sobie i czekam, aż Harry Styles uraczy mnie swoim towarzystwem, w jego wielkim łóżku. W końcu się doczekałam. Wsunął się pod kołdrę. Oboje leżeliśmy na plecach i wpatrywaliśmy się w sufit. Zrobiło się niezręczne. Poparzyłam na niego, a on na mnie.
- Dobranoc - szepnęłam.
- Dobranoc - odpowiedział.
Odwróciłam się do niego plecami, z iskierką nadziei, że mnie przytuli. Przegryzłam wargę w oczekiwaniu. Poczułam jak układa się na łóżku, odrobinę bliżej mnie. Spojrzałam przez ramię na jego słaby uśmiech. Ponownie się obróciłam, tym razem w jego stronę i wtuliłam w jego tors. Natychmiast przytulił mnie mocno, a ja pragnęłam, żeby już zawsze zostać w tej pozycji. W jego ramionach.
- Bardzo za tobą tęskniłem - wyszeptał i pocałował mnie w głowę.
- To było tylko pięć dni.
- Dla mnie, to była wieczność.
Bardziej się wtuliłam w jego ciepłe ciało.
- Nigdy więcej.


***

Nie mogłam się ruszyć. Cały ciężar ciała Harrego spoczywał na mnie. Jego noga była wciśnięta między moje dwie, głowa leżała na moim ramieniu, przez co małe loki łaskotały mój policzek. Nasze palce były splątane razem. Drugą rękę wplątałam w jego włosy. W całości leżał na mnie. Całym swoim, wielkim cielskiem. Z jednej strony, to było bardzo słodkie i urocze... Z drugiej - ledwo mogłam zaczerpnąć, porządny oddech.

- Harry - jęknęłam dość głośno. Nie otrzymałam żadnej odpowiedzi z jego strony. Zaczęłam delikatnie masować skórę jego głowy, co chwilę ciągnąc za pojedyncze, odstające loki. Chłopak mruknął cicho i zacieśnił uścisk naszych dłoni. - Harry, zgniatasz mnie.
- Cicho - wymamrotał. Schował twarz między moją szyją, a ramieniem. Zaśmiałam się, chodź nie było to łatwe. Miażdżył moje płuca.
- Jesteś strasznie ciężki i twardy - zauważyłam. Brytyjczyk wybuchł śmiechem. Łaskotał moją szyję swoim ciepłym oddechem. Na całym ciele czułam wibracje spowodowane jego nagłym wybuchem. - Co w tym śmiesznego?
- Nic - nadal chichotał. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się co go tak rozbawiło.
- O mój Boże, jesteś zboczony! - Krzyknęłam obwiniając go.
- Ja?! Ty to powiedziałaś. - Podniósł głowę i patrzył na mnie z uśmiechem. Jego policzki były delikatnie zaróżowione. A oczy jeszcze zaspane. 
- Ale ty masz jakieś dziwne skojarzenia - uniosłam brwi i wściubiłam palec w jego dołeczek. Wpatrywał się we mnie tymi, swoimi zielonymi oczyma.
- Jesteś niesamowita - powiedział, a moje policzki zaszły czerwienią. Na chwilę zapomniałam o wszystkim co było kiedyś. Jak on to robi? - Głodna?
- Może, trochę.
- Tosty?
- Tosty.
Wstał ze mnie i wyszedł z łóżka. Ulga oblała moje ciało. Ziewnęłam głośno i rozciągnęłam się na miękkim materacu. Zmarszczyłam brwi, przez głowę przeszła mi myśl o Harrym, który zabawia się z Alice na tym samym materacu. W tym samym łóżku. W tym pokoju. Nagle zaczęłam nad tym wszystkim rozmyślać. Czy było mu dobrze z nią? Czy chodziarz trochę tego chciał?
"Och, na pewno chciał. Przecież uprawiał z nią seks!" - Uświadamiam sobie w myślach.
- Wszystko dobrze? - Brunet przykucnął przede mną.
Nie. Beznadziejnie.
- Jest okey - siliłam się na słaby uśmiech. Zacisnął usta w cienką linią.
- Chodźmy coś zjeść. - Pociągnął mnie za dłoń.
W mgnieniu oka znaleźliśmy się w kuchni. Usiadłam przy wysepce kuchennej i przyglądałam się każdemu ruchowi Brytyjczyka. Wyciągnął chleb i wsadził do tostera dwie kromki. Następnie otwarł lodówkę i postawił przede mną miskę z ogórkami i pomidorami, talerz z serem i wędliną, a także słoik dżemu. Deskę do krojenia, dwa talerze i nóż.
- Nowe? - Zapytałam przyglądając się białym, okrągłym talerzom.
- No... Tamte uległy wypadkowi.
Pobił wszystkie talerze? O mój Boże. Był aż tak wściekły? Ciekawe, czy był zły na mnie, czy na siebie samego?
Wyciągnął tosty z tostera i wsadził do niego kolejne dwie kromki. Krojąc warzywa zrobił się bardzo zamyślony. Miał nisko spuszczoną głowę, a jego dłonie zaczęły drżeć. Moje serce zamarło, kiedy odłożył nóż i wytarł swój policzek. Pociągnął nosem. Płakał. Harry Styles, ponownie płakał na moich oczach.
- Harry. - Dotknęłam jego dłoń. Popatrzył na mnie przez zaszklone oczy. Obeszłam wysepkę i podeszłam do niego. Zawiesiłam ręce na jego karku, a on chwycił mnie rozpaczliwie i ponownie schował twarz w zagłębieniu mojej szyi. On tonie. Ponownie tonie i potrzebne mu koło ratunkowe.
- P-Prze - zachłysnął się powietrzem. - Przepraszam.
- Już w porządku - szepnęłam.  Pokiwał głową, nie zgadzając się z moimi słowami.
- Nie jest w p-porządku.
Zacisnął dłonie na moim ciele i przyciągnął bliżej siebie.
- Nie mogę cię stracić. Nie chcę - mamrotał. Zacisnęłam oczy. Łzy cisnęły się w kącikach moich oczu.
- Nie stracisz, Harry. - Chwyciłam jego twarz w obie dłonie i siłą zmusiłam, aby ma mnie popatrzył. Niechętnie na to przystał. Wycierałam kciukami mokre stróżki, wpatrując się w jego lekko zaczerwienione, ale nadal piękne oczy. - Wszystko będzie dobrze. Jestem tu i nigdzie się nie wybieram. Jasne?
Patrzył rozpaczliwie w moje oczy. Kolejna łza spłynęła po jego policzku. Musiałam stanąć na palcach, żeby dotknąć jego czoła swoim. Harry był trochę zgarbiony, żeby ułatwić mi to zadanie.
To był mój Harry. Nie wczorajszy chłopak, który pobił Joe.
- Przepraszam - szepnął.
Odeszłam na chwilę od niego. Popatrzył na mnie zdezorientowany. Wyłączyłam toster, a lekko spalone grzanki wyskoczyły. Złapałam za dłoń Harrego i pociągnęłam go w stronę salonu.
- Usiądź - rozkazałam. Zmarszczył brwi, ale wykonał moje polecenie. Usiadłam na jego kolanach i przytuliłam go do siebie. Wziął drżący oddech i obiął monie ramionami w talii. Czułam się taka mała w starciu z jego szerokimi ramionami, umięśnioną sylwetką i dużymi dłońmi. Bawiłam się małymi lokami na jego karku, w czasie kiedy jego oddech stawał się spokojniejszy. Jego dłoń zacisnęła materiał koszulki, którą miałam na sobie.
- Claudia - Moje imię niewyraźnie wydostało się z jego rozdygotanych ust. 

- Tak? - Odsunęłam się bardziej w jego stronę, żeby lepiej go słyszeć i widzieć.
- Powiedz... - Zawahał się. Mogłam wyczuć jak jego serce przyśpiesza. - Powiedz, że mnie kochasz. Proszę.

środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 31

- Co z tobą?
Weszłam do kuchni, w której siedziała Perrie. To było chyba jej ulubione miejsce w całym domu. Często tu przebywała.
- A co ma być? - Odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Tak na prawdę, dobrze wiedziałam o co pyta. Pewnie nie wyglądałam zbyt dobrze. Ba! W porównaniu do niej wyglądałam jakbym była człowiekiem mieszkającym pod autostradą, który codziennie jest na niezłym kacu i nawet nie wie dlaczego tak jest.
Beznadzieja.
Podeszłam do lodówki i chwyciłam karton mleka. Usiadłam naprzeciwko - za dobrze - wyglądającej przyjaciółki. Odsunęła laptopa i splotła dłonie w koszyczek, dokładnie mi się przyglądając.
Myślałam o tym wszystkim, co wczoraj powiedział mi Zayn. Już nie wiem co powinnam zrobić. Z jednej strony nie chcę stracić Harrego. Z drugiej, nie potrafię pogodzić się z tym co zrobił.
Nie wiem! Nie mam pojęcia, co mam robić. To wszystko to jakiś cholerny krąg, z którego nie potrafię wyjść. Zayn mówi co innego. Perrie mówi co innego. Mogę już zwariować.
- Czemu się gapisz? - Uniosłam brew.
- Wyglądasz jakbyś miała wypadek z jakimś leśnym gnomem czy coś...
No właśnie.
- Pamiętasz jak kiedyś przejechałaś sarnę? - Zaśmiała się.
To nie było śmieszne.
To była Alice.
Ta wredna zdzira, której nienawidzę.
Westchnęła głośno, na brak mojej reakcji. Wstała i poszła do łazienki po chwili wróciła, stanęła za moimi plecami i zaczęła brutalnie rozczesywać moje włosy.
- Ał, co robisz?!
- Nie możesz, cały czas siedzieć na dupie i rozpaczać nad tym idiotą. - Nie nazywaj go tak. - Jesteś zbyt piękną i seksowną dziewczyną, żeby robić to co w tej chwili robisz! Spójrz na siebie. Przestań o nim myśleć.
- Łatwo ci powiedzieć - bąknęłam.
- Znajdziesz lepszego chłopaka. Są ich miliony na całym świecie - zrobiła wysokiego kucyka na czubku mojej głowy.
- Ale nie są tacy, jak Harry.
Niespodziewanie i gwałtownie obróciła mnie na krześle i chwyciła moją twarz w swoje dłonie. Jej buźka znalazła się stanowczo za blisko mojej.
Uh, mam nieświeży oddech.
- Słuchaj, jeżeli dalej będziesz tak myśleć, to do niczego nie dojdzie.
Okej, to co powiedziała miało sens.
- Czyli mam ruszyć tyłek i z nim pogadać? - Powiedziałam niepewnie. Chciałabym tego.
Tak bardzo za nim tęsknie.
- Oczywiście, że nie! Powinnaś ruszyć swoje szanowne, seksowne tyły i wyjść, na przykład na imprezę - zaproponowała. Najgorszy pomysł jak słyszałam - i wiesz co? Wyluzuj się, a Harry niech wsadzi te swoje kwiatki, w dupę Alice.
Uniosłam brew.
- Dzisiaj koleżanka z firmy, robi imprezkę. Pójdziesz tam ze mną i będziesz się świetnie bawić - uśmiechnęła się ukazując białe zęby.
- Nie mam ochoty na żadne imprezy - marudziłam.
Chciałam wyjść do klubu, ale nie z Perrie. Zdecydowanie wolę wychodzić z Harrym. Wtedy czuje się bezpiecznie i wiem, że nic mi się nie stanie.
- Idziesz. Idziemy, zabiorę też Zayna - złapała moją rękę i zaczęła ciągnąć do pokoju.

***

Najgorszy pomysł, i najgorsza impreza, na której byłam. Może dlatego, że nie potrafiłam się dobrze bawić. Jednym słowem: jestem w dołku.
Dno. Totalne dno.
Zayn i Perrie bawili się na parkiecie, co jakiś czas wracając, by wypić shota. Ja spędzałam czas w całkiem obcym mi mieszkaniu i nie czułam się tu dość swobodnie, zważając na nieznanych ludzi. Sączyłam powoli swojego drinka, w którego skład wchodził sok ananasowy i wódka. Takie drinki były moimi ulubionymi.
- Claudia?! - Usłyszałam zdziwienie w głosie jakiegoś mężczyzny. Odwróciłam się, ale w mojej głowie niebezpiecznie się zakręciło. Zrobiłam się bardzo senna. Mocny soczek. - Co ty tu robisz?
Głos należał do Joe, który stał już przede mną. Jego oczy były zamglone i lekko chwiał się na własnych nogach.
- Jak widać, jestem - wzruszyłam ramionami. - Bawię się! - Krzyknęłam entuzjastycznie.
Bzdura.
- Nie wiedziałem, że jesteś typem imprezowicza - uśmiechnął się półgębkiem i usiadł obok mnie.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz - puściłam mu oczko. Jestem pewna, że gdyby nie alkohol, nie zrobiłabym i nie powiedziała, żadnej z tych rzeczy.
Zaśmiał się gardłowo jego zęby były lekko zżółkłe. Czułam od niego woń alkoholu i papierosów. Przysunął się bliżej mnie i nachylił w moją stronę. Zmarszczył brwi, kiedy utrzymałam z nim kontakt wzrokowy.
- Jesteś tu z chłopakiem? - Zapytał. Moje serce, nie wiedzieć czemu zabiło mocniej, a żołądek niekomfortowo się skurczył.
- Nie - odpowiedziałam bardziej zawiedziona, niż miałam to w zamiarze. Jednak on wydawał się być zadowolony z mojej odpowiedzi.
- Jesteś z Londynu? - Ponownie zadał pytanie.
- Nie, urodziłam się w Holmes Chapel jeśli o to pytasz.
- Od dawna tu mieszkasz?
- Chyba, dwa miesiące - wzruszyłam ramionami. Pokiwał głową ze zrozumieniem. Kąciki jego ust powędrowały ku górze, gdy odgarnęłam włosy z policzka, za ucho. Popatrzyłam na niego znacząco.
- Co? - Zapytałam.
Pokiwał głową i przeczesał palcami włosy.
- Przypominasz mi kogoś.
- Tak? - Uniosłam brwi. - Kogo?
- Nie, nie ważne. Po prostu, niektóre gesty... przypominają mi o kimś - uśmiech nie schodził z jego ust.
Na myśl, po jego słowach, przyszło mi do głowy to, że on żadnym gestem nie przypomina mojego chłopaka. Całkiem się od niego różni. Budową, wyglądem i charakterem.
- Wyjdziesz ze mną zapalić?
- Och, ja nie palę...
- Nie, ale możesz ze mną wyjść. Jest tu strasznie duszno.
- Okej.
Wstał i podał mi swoją rękę. Zawahałam się, ale chwyciłam nią i wyszliśmy z zatłoczonego domu. Powietrze na zewnątrz, rzeczywiście było wielkim przeciwieństwem, tego co dzieje się wewnątrz. Joe wyciągnął paczkę Marlboro z kieszeni swoich dżinsów. Przyglądałam się jak zapala papierosa umieszczonego pomiędzy różowymi ustami. Usiadłam na schodach przed domem, a on usiadł obok mnie.
- Chcesz? - Przysunął czynnik niosący śmierć wielu ludziom, w moją stronę. Przytaknęłam i wzięłam go pomiędzy palca wskazującego, a środkowego. Zaciągnęłam się czując specyficzny smak. Oczywiste było, że już kiedyś paliłam. Nie nałogowo, tylko od czasu do czasu. - "Ja nie palę" - zaśmiał się czarnowłosy i zabrał mi swoją własność.
Skupiłam wzrok na tatuażu, widniejącym na szyi chłopaka.
- Co oznacza? - Zapytałam.
- Co? - Popatrzył na mnie, ale po chwili zorientował się o co pytam. Jego dłoń z dużymi sygnetami na smukłych palcach, powędrowała do skóry, ozdobionej czarnym tuszem. - Ah... To, data śmierci mojej dziewczyny.
Wow, nie takiej odpowiedzi się spodziewałam.
- O mój Boże, przepraszam - rzuciłam spanikowana.
- Nic się nie stało. Przywykłem - uśmiechnął się pocieszająco. - Zmarła na raka.
- Przepraszam, nie wiedziałam...
- Oczywiście, że nie wiedziałaś, to nic.
- Musiała wiele dla ciebie znaczyć, skoro wytatuowałeś sobie datę jej śmierci.
- Żartujesz? To był najgłupszy pomysł, jaki kiedykolwiek zrealizowałem - przyznał szczerze. - Teraz to, - pokazał na tatuaż - odstrasza każdą laskę.
Zaśmiałam się.
- Coś takiego, mógł zrobić tylko psychiczny idiota. Taki jak ja - rozłożył ręce w obie strony, jakby czekał na oklaski. Wrócił do naturalnej postawy i zaczął mi się przyglądać. - To ją trochę przypominasz.
Uniosłam brwi. Nie miałam pojęcia co powiedzieć, więc nie odpowiedziałam nic. Wyrzucił końcówkę papierosa gdzieś przed siebie i wrócił do patrzenia na mnie. Widziałam kontem oka każdy jego ruch. Zadrżałam, gdy poczułam jego dotyk na swoim policzku. Popatrzyłam na niego, a on założył moje włosy za ucho. Jego twarz znalazła się niebezpiecznie blisko mojej.
Ktoś niespodziewanie chwycił Joe za bluzę, przez co chłopak stracił grunt pod nogami i spadł z niedużych schodów. Moje serce niemal wyrwało się z piesi, gdy dostrzegłam sylwetkę Harrego, stojącą zaraz przede mną. Oddychał głęboko, był zły. Zszedł po schodach do czarnowłosego, który zdążył wstać. Z impetem uderzył w policzek Joe, a ten zachwiał się.
- Harry! - Krzyknęłam. Byłam pewna, że nie uda mi się odciągnąć Harrego od swojej ofiary. Takie sytuacje zaszły zbyt wiele razy, a ja nie byłam w stanie nic zrobić. Przepiękny chłopak z kręconymi włosami wymierzał kolejne ciosy, w czasie kiedy Joe próbował się bronić. Jedyne co przyszło mi na myśl, to Zayn.
Szybko weszłam do domu. Zapach alkoholu unosił się w powietrzu, a ciała oplecione były przez ciężki bas.
- Zayn! - Zaczęłam go wołać, przepychając się między ludźmi.
Proszę, żeby był w miarę trzeźwy.
Siedział w kuchni razem z Perrie. Całowali się. Powiedziałabym nawet, że obściskiwali, jakby mieli się zaraz pożreć.
- Zayn! - Szarpnęłam za jego ramię, a dwie pary oczu spoczęły na mnie. - Harry. On tu jest.
Mulat zmarszczył brwi i próbował przetworzyć moje słowa w swojej głowie. Kiedy już do niego dotarły otworzył szeroko oczy, a jego usta ułożyły się w literę "o".
- Musisz go powstrzymać, on zaraz zabije Joe! - Usiłowałam przekrzyczeć muzykę. Mężczyzna natychmiast wstał i zaczął kierować się do drzwi. Najwidoczniej nie był bardzo pijany, lub ma mocną głowę. Podążyłam za nim, znaleźliśmy się na zewnątrz. Harry akurat przewrócił chłopaka nad nim i uderzył go ponownie w twarz i brzuch. Zayn nie czekał, tylko od razu zaczął odciągać mężczyznę ogarniętego furią, od tego, który wypluł krew na zimny beton. Podbiegłam do niego i chwyciłam jego smukłą twarz, w swoje dłonie.
- Nic mi nie jest - wydusił.
Spojrzałam na Zayna, który trzymał rozwścieczonego chłopaka.
- Mo, odsuń się od niego - polecił spokojnym głosem więc tak też zrobiłam. Ten po chwili puścił, Harrego. Joe w pełni wstał i zaczął iść w nieznanym mi kierunku.
- Gdzie ty idziesz?! Jesteś pijany i cały w siniakach! - Zawołałam za nim.
Kompletnie nie wiedziałam co zrobić. Z jednej strony był Joe, o którego w tej chwili cholernie się martwiłam, a z drugiej, Harry, którego pewnie pożera złość i zazdrość.
- Mam to w chuju! Lepiej zajmij się swoim chłopakiem zanim kogoś nie zabije. On jest jakiś niedojebany! - Wykrzyknął, na co kręcony brunet zerwał się, ale Zayn go chwycił.
Byłam na granicy płaczu więc się poddałam i zaczęłam płakać.
- Kurwa! - Krzyknęłam w bezsilności i przysiadłam na schodku.
- Widzisz co robisz?! - Usłyszałam głos Perrie, ale nawet na nią nie spojrzałam. - Co ty robisz, co?! Myślisz, że bójkami coś osiągniesz?! Spójrz na nią!
- Perrie... - jej chłopak starał się opanować całą sytuacje. Muszę powiedzieć, że wykazał się niezwykłą oceną sytuacji i "trzeźwym" umysłem.
- Nie! Nikt nie będzie krzywdzić mojej przyjaciółki! Spójrz na to co robisz, ona powinna cię nienawidzić!
- Nie ty o tym decydujesz - syknął Harry, na co moje ciało zareagowało potężnymi dreszczami.
- Zabierz swoją fałszywą mordę z jej życia. Nie jesteś wart, kogoś takiego jak ona!
- Przestańcie! - Krzyknęłam i wstałam. Spojrzałam na przyjaciółkę, a później na zielonookiego.
- Kochanie... - Perrie zaczęła spokojnym głosem, zupełnie różniącym się od tego, gdy mówiła do Brytyjczyka. Szybko jej przerwałam.
- Nie. Nie odzywaj się już.
Po tych słowach w mojej głowie niebezpiecznie się zakręciło. Obraz przed oczami mi się rozmazał, a żołądek zaczął się buntować. Złapałam się murku nieopodal i nieco nachyliłam.
- Claudia, wszystko dobrze? - Harry zbliżył się. Pokiwałam głową. Nadmiar śliny zebrał się w moich ustach. Próbowałam ją przełknąć, ale to powodowało, że wszystko co dzisiaj pochłonęłam stawało w moim gardle. W końcu nie udało mi się tego uniknąć i pokarm wydostał się na powierzchnie. Zwróciłam chyba wszystko co tylko mogłam, oddychałam głęboko, a łzy kapały z moich policzków. To był najgorszy stan, w jakim mogłam się znaleźć. Okropne uczucie w moim gardle i ohydny smak w ustach.
Cała ta sytuacja mnie przerosła.
- Mo, wezmę samochód i zabiorę nas do domu.
- Zayn, jesteś pijany - zauważyłam. Mój głos przesiąknięty był chrypką. Przyjęłam od niego paczkę chusteczek. Wytarłam moje usta z wymiocin i wydmuchałam nos.Sukienka i buty, które miałam na sobie, też były pobrudzone. 
- To nic, musimy jakoś skończyć z tym gównem. Nie mam zamiaru spędzić tu całej nocy. Mam tylko jedno pytanie - przyciszył swój głos tak, że tylko ja byłam w stanie go usłyszeć. Patrzyłam na niego, a on zaczerpnął głęboki wdech. - Co z Harrym?
Spojrzałam ponad ramieniem Mulata na chłopaka, którego tak bardzo chciałam przytulić w tej chwili.
- Zabiorę ją do siebie - postanowił Harry, utrzymując ze mną kontakt wzrokowy.
- Co?! - Wykrzyknęła blondynka.
- Harry, nie wiem czy to najlepszy pomysł...
- Nie - odpowiedziałam szybko - pojadę z Harrym.
Brunet wyglądał jakby ulga oblała jego ciało. Jego piękne zielone oczy, rozbłysły nowym światłem.

środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 30

Dzisiejszy dzień w pracy dosłownie mnie wykańczał. Moja głowa była pusta no chyba, że mowa o Harrym. On cały czas plątał się gdzieś, nawet, gdy starałam się nie zwracać na to uwagi. Widziałam uśmiech Joe, ale ten nie był nawet porównywalny do Harrego. Kiedy mówił moje imię, nie mówił go tak pięknie jak mówi Harry. Kiedy kroiłam cholerną cebulę, myślałam o tym, że Harry lubi czerwoną! To jakiś pieprzony obłęd!
- Kto tak panią skrzywdził, że musi panienka ronić łzy? - Zapytał Franco stając obok mnie. Otarłam policzki.
- To cebula - wymamrotałam - cholerna cebula.
- Mi się wydaje, że to więcej niż cebula... - Położył dłoń na mojej, a ja natychmiast przestałam kroić. Spojrzałam na niego i jedyne co widziałam w jego oczach, to współczucie. Jego dłoń przyciągnęła mnie do swojego ciała. Starałam się nie płakać, przecież jestem w pracy.
Pierwsze co mi przyszło na myśl, to to, że Harry przytula lepiej.
Harry. Harry. Harry.
- Weź wolne. Wyjdź z pracy, nie powinnaś tu być - szeptał. - Zajmę się Adamem.
- Zrobił byś to? - Zapytałam z nadzieją.
- Dla ciebie wszystko. Wróć do domu i odpocznij - posłał mi pocieszający uśmiech. Podziękowałam mu i poszłam na zaplecze. Ubrałam, na siebie dużą bluzę, która należała do Harrego. Jeszcze była przesiąknięta jego zapachem. Zarzuciłam kaptur na głowę i wyszłam na świeże powietrze. Szłam przepychając się między ludźmi, deszcz delikatnie kropił z ciemnych chmur nad miastem. Przeszłam na ulicę, aż na parking siłowi, gdzie zostawiłam auto. Gdyby nie moja kłótnia z moim chłopakiem, pewnie przyjechałabym do pracy autobusem, a odwiózł by mnie właśnie on. Do domu, lub do siebie. Na kilka godzin, lub dłużej.
Harry. Harry. Harry.
Łza kapnęła na bluzę, ale zignorowałam ją. Zmarszczyłam brwi, kiedy dostrzegłam za wycieraczką auta kopertę. Podciągnęłam za długie rękawy bluzy i wzięłam ją w swoje posiadanie. Nie była oznaczona, ani nawet podpisana. Wyczułam jakiś wypukły kształt wewnątrz, ale nie otworzyłam jej. Wsiadłam do samochodu, a tajemniczy podarunek spoczywał na moich kolanach, w czasie, gdy prowadziłam.
Droga do domu, zdawała się nie trwać długo. Cały ten czas przemilczałam. Rozmyślałam nad tym, co może być wewnątrz.
Weszłam do domu, od razu ściągnęłam buty i ruszyłam do swojego pokoju. Perrie była jeszcze w pracy. Wchodząc do pokoju nie spodziewałam się niczego specjalnego, co było błędem. Stanęłam w drzwiach, kompletnie zbita z tropu. Zakryłam usta ręką w czystym szoku. Zamknęłam drzwi, trącając stopą. Moje serce przyśpieszyło bicie. Ogromny, naprawdę wielki bukiet białych róż, leżał na moim łóżku. Podeszłam do niego powoli, jakby w środku znajdywała się tykająca bomba. Chwyciłam karteczkę, która wsadzona była między kwiaty.
Jesteś moim aniołem - przeczytałam napis. Zaszlochałam, zdając sobie sprawę, że to ja skierowałam te słowa do Harrego. Rozdarłam kopertę i wysypałam jej zawartość na moją dłoń. To była bransoletka. Złota, delikatna bransoletka. Dwa łańcuszki przypięte do płaskiej, także złotej blaszki, na której widniał napis miłość. Nie potrafiłam, dłużej trzymać emocji, więc po prostu zaczęłam płakać. To wszystko co czułam... Tego nie da się opisać.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Nie miałam okazji na jakąkolwiek reakcje, bo do środka wszedł Zayn. Nie chciałam, żeby widział mnie w takim stanie i zadawał głupie pytania. Usiadł obok mnie i całkiem niezręcznie objął ramieniem. Wtuliłam się w niego i płakałam. Moje postępowanie na pewno go zdziwiło, co mogłam poznać po tym jak długo zajęło mu oddanie przyjacielskiego, pocieszającego uścisku.
- Te róże... wiesz co oznaczają? - Zapytał. - Białe róże. Ja się na tym nie znam, ale Harry chyba gdzieś to przeczytał.
Pokręciłam głową. Odsunęłam się od ciemnowłosego chłopaka i pokręciłam głową przecząco.
Zbłąkane kosmyki włosów, które przykleiły się do mokrych policzków, Zayn odgarnął delikatnie. Jakbym była z porcelany.
- Dozgonną miłość - wpatrywaliśmy się w swoje oczy. W jego dostrzegłam empatie, on w moich zapewne ból - bez względu na wszystko.
Zachłysnęłam się powietrzem. Rany musiałam wyglądać jak kupa nieszczęścia.
- Wiesz... - zaczął - Harry, kiedyś chodził na zajęcia, mające na celu opanowanie złości. Zaraz po tym, gdy pobił do nieprzytomności kochanka swojej mamy. Prawie go zabił... Miał siedemnaście lat, później zaczął mieć problemy z alkoholem - przełknął ślinę niepewnie. Widziałam, że wszystko o czym mówił miało powiązanie z jego osobą. - Później miał dziewczynę... Julię. To był pierwszy jego, związek. Rozumiesz, nastoletnia miłość, pierwszy seks - uśmiechnął się. - Ona była dla niego kołem ratunkowym. Nie pozwalała pić, bardzo rzadko się zgadzała i Harry... Harry, kiedyś ją uderzył.
Moje serce zabiło mocniej. Nie mogłam uwierzyć w to co właśnie usłyszałam.
- Ja miałem już go dość, więc go zostawiłem. Ona odeszła, zaczęła się go bać. Później jego "związki" - bo tak je nazywał - opierały się głównie na seksie. Nie było w tym uczuć, chodź on mówił, że to związek. Że jakaś tam dziewczyna jest jego dziewczyną, a on jej chłopakiem. Co było nie prawdą, bo nigdy nie pytał dziewczyny o to. Nawet Julii - zrobił pauzę - Piję do tego, że... Jesteś bardzo ważna w jego życiu. Kiedy wszyscy się odwrócili, nawet ja, miał tylko swoją siostrę i te gówniane łatwe laski. Nie mówię tego dlatego, że on mi kazał, mówię, bo chcę, żebyś to wiedziała. Jesteś bardzo ważna. On znowu zranił kobietę, na której mu zależało i znów popełnił błąd. Miej tylko świadomość, że jesteś pierwszą dziewczyną, do której powiedział szczere kocham cię. Pierwszą, której mówi czułe słówka i robi te wszystkie rzeczy - wskazał na bukiet. - Jest zniszczony i trzeba go naprawić. Claudia, on tonie. Ponownie tonie i potrzebne mu koło ratunkowe.
Położył swoją dłoń na mojej i lekko ją ścisnął.
- Zastanów się nad tym - szepnął. 

piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 29

Cały dzień, moje myśli nadal krążyły wokół wydarzeń z piątku. Jake i jego prowokujące słowa. Harry i jego nieopanowana złoć. Perrie, która prawie wyszła ze skóry, kiedy opowiedziałam jej o wszystkich wydarzeniach. Piątkowy wieczór nie należał do najmilszych i na pewno zostanie na długo w mojej pamięci.
Własnie byłam w drodze do drzwi wyjściowych restauracji. Burczenie mojego telefonu, dało mi znak o wiadomości tekstowej. Wyszłam na zewnątrz i rozpoczęłam poszukiwania telefonu w mojej torebce. Kiedy wreszcie go miałam, moje serce przyśpieszyło. Zachowywałam się jak nastolatka, której serce wali jak oszalałe, gdy dostanie SMSa od swojego chłopaka. Nie dawał znaku życia przez cały jeden dzień.



Zmarszczyłam brwi, zdziwiona tą wiadomością. Myślałam, że chłopak będzie na siłowni. Harry nie należy do typów mężczyzn, którzy płaszczą się przed swoją dziewczyną, żeby ta im wybaczyła. Dlatego byłam dość zdziwiona tą wiadomością.
Wsiadłam do samochodu, zaparkowanego przed budynkiem mojej pracy i włączyłam się w ruch. Przełączyłam na swoją ulubioną stacje radiową, aby muzyka pomogła mi zagłuszyć moje szalejące myśli.
Stanęłam w korku, czekając na zmianę światła z czerwonego na zielone. Stukałam palcami o kierownicę. Czułam na sobie wzrok kierowcy, sąsiedniego samochodu. Popatrzyłam w stronę chłopaka, który uśmiechał się do mnie, a jego brązowe oczy rozbłysły. Nie potrafiłam powstrzymać małego uśmiechu, wkradającego się na moje usta. Wróciłam wzrokiem na światła i po chwili ruszyłam dalej.
Zatrzymałam się przed budynkiem, w którym mieszka Harry. Kiedy byłam już w środku, szybkim krokiem wspinałam się po schodach. Nawet nie rozważałam, żeby przejechać windą i się nie męczyć.
Najwidoczniej bardzo lubię utrudniać sobie życie.
- Claudia, jak dobrze cię widzieć.
Zobaczyłam Alice, która własnie zamykała drzwi do mieszkania Harrego. Uśmiechnęła się do mnie sztucznie i poprawiła swojego kucyka.
- Co tu robisz? Myślałam, że Harry dał ci jasno do zrozumienia, że już cię nie chce. - Odgryzłam się i uniosłam brew.
- Nie chcę? - Prychnęła pod nosem - Och, kochanie nawet nie wiesz, jak zwijał się pode mną, kiedy robiłam mu dobrze.
Przełknęłam ślinę, a moje oczy otworzyły się szerzej w czystym szoku.
- Właśnie zniszczyłam, wasz perfekcyjny związek - zrobiła serce w powietrzu. Zdzira - Powinnaś znaleźć, swojego kochasia w sypialni.
Wyminęła mnie, a ja doskonale poczułam zapach perfum Brytyjczyka na jej ciele. To nie możliwe....
Moje serce zaczęło bić mocniej, kiedy szybko przekroczyłam próg mieszkania.
- Harry?! - Zawołałam panicznie. Chciałabym, żeby powiedział mi, że to wszystko co przed chwilą usłyszałam, to jedno wielkie kłamstwo. Alice powiedziała to, żeby mnie sprowokować.
Pewnie nic takiego się nie wydarzyło.
Jednak chyba się myliłam, a blondynka mówiła prawdę.
Weszłam do sypialni, w której nie było szczególnie czysto. Prześcieradło na łóżku było w całkowitym nieładzie, a kołdra leżała na podłodze. W pokoju było ciemno i duszno. Zasłony zaciągnięte, a okna szczelnie zamknięte.
Mężczyzna z lokami stał przy łóżku i chyba nawet mnie nie zauważył, bo kontynuował zapinanie swojego paska od ciemno niebieskich rurek.
Czyli to co mówiła Alice, było prawdą.
- Możesz mi to wyjaśnić? - Mój głos zadrżał, a ja byłam o krok od płaczu. Zielone oczy natychmiast spojrzały w moje. Odgarnął swoje loki z czoła i zamrugał kilkakrotnie, całkowicie zdezorientowany. - Możesz mi to do kurwy nędzy wyjaśnić?!
Podniosłam głos, a łzy ściekły po moich policzkach.
- Mo, ja i ... Alice... - zaczął iść w moim kierunku, a ja momentalnie się cofnęłam. Nie chciałam, żeby się zbliżał. Nie chciałam, żeby mnie dotykał, patrzył na mnie. - To nie tak.
- Przecież widzę. Chciałeś mnie dobić? Po co miałam tu niby przychodzić?
- To Alice. Ona napisała SMSa.
- A ty jej tak po prostu na to pozwoliłeś?! - Odepchnęłam go od siebie. Wytarłam swoje oczy i zbiegłam po schodach. - Nie dotykaj mnie!
Krzyknęłam ponownie, kiedy chwycił moją dłoń. Wbił mi nóż w plecy, a ja mu ufałam.
- Daj mi wyjaśnić! - Tym razem on podniósł swój ton.
- Nie ma czego wyjaśniać, już wszystko wiem.
- Ona zrobiła to specjalnie. Jest zazdrosna... - tłumaczył się
- Skoro zrobiła to specjalnie, to dlaczego jej uległeś?
Zapadła głucha cisza. Patrzyłam na niego oczekując na wyjaśnienia. Jego oczy delikatnie się zeszkliły.
- To jest żałosne. - Chwyciłam klamkę drzwi wejściowych do mieszkania, ale pociągnięcie za nią zdawało się najtrudniejszą rzeczą w całym moim życiu. Nie mogłam w to uwierzyć. Mogłam wybaczyć mu sytuację w klubie, ale to? Przez cały jeden dzień nie odzywał się do mnie, bo był zbyt zajęty pieprzeniem tej blond flądry.
Zaczął kręcić swoją głową, jakby z całych sił usiłował powstrzymać łzy.
- Nie odchodź - wydusił. - Claudia, proszę. Wybacz mi, nie możesz odejść. Nie możesz.
- Mam udawać, że nic się nie stało? - Zapytałam i wyrzuciłam swoje ręce w powietrze z bezradności.
- Pozwól mi wyjaśnić.
Zobaczyłam jak jego jabłko Adama poruszyło się, gdy próbował pozbyć się guli w gardle. Klatka piersiowa moja, jak i jego unosiła się niespokojnie.
- Ona przyszła wczoraj rano - zaczął - Rozmawialiśmy, wypiliśmy trochę wódki. Ona znacznie mniej, chciała mieć wszystko pod kontrolą. Claudia, byłem pijany, nie myślałem o tym co robię. Nie myślałem o konsekwencjach. Nie odchodź, proszę cię. - Po jego policzku spłynęła łza. Tego było za wiele. Musiałam to przemyśleć, na spokojnie, bez niego w pobliżu. - Nie skrzywdziłbym cię, wiesz o tym.
- Ale to zrobiłeś - wydusiłam ostatkami sił. Nie potrafiłam opanować emocji, które dawały się we znaki w postaci łez. Czułam się jakby ktoś komu bezgranicznie ufałam wbił mi nóż w serce. Uczucie było jak najbardziej poprawne. Tak powinnam się czuć, bo tak się stało. - Przesadziłeś.
- Nie zostawiaj mnie, Mo - podszedł do mnie, mając w zamiarze złapać moją dłoń. Odsunęłam się, bo wiem, że jego dotyk rozerwał by mnie na małe kawałeczki. - Nie możesz odejść. - Jego stan, z każdym, wypowiadanym słowem pogarszał się. Pierwszy raz widzę go w takiej rozsypce.
- Dlaczego miałabym tego nie zrobić?
Czekałam na odpowiedź, a jego kolejne słowa, sprawiły, że moje serce stanęło. Nie spodziewałam się tego i byłam w kompletnym szoku.
- Ponieważ cię kocham - wyznał, między płytkimi oddechami.
W tym momencie moje ciało oblał silny dreszcz. Harry właśnie wyznał mi miłość. W tej chwili. W takiej sytuacji. Nie wiedziałam co zrobić. Jak się zachować, więc po prostu wyszłam z mieszkania. Kiedy tylko zbiegłam po schodach, osunęłam się po ścianie.
Zazdrość. Złość. Nienawiść i miłość - te wszystkie uczucia uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą. Schowałam głowę między kolana, a klatkę piersiową i jedyne co byłam w stanie zrobić to płakać jak dziecko.

~Harry~

Wyszła. Po prosty wyszła, po tym co jej powiedziałem. Czego miałeś się spodziewać Styles? Ty Idioto.
To wszystko co zrobiła, Alice, jak wszystko uknuła. Nienawidziłem jej za to.
Za wszystko.
Złość, która krążyła w moich żyłach, była nie do opisania. Było jeszcze gorzej, niż tego wieczoru, kiedy przestraszyłem Claudię i uderzyłem w ścianę za jej plecami. Teraz moja pięść z impetem spotkała powierzchnie drzwi. Nie czułem bólu fizycznego, tylko gorące, nieopanowane łzy. Poszedłem do kuchni i wyładowałem swoją złość na talerzach. Miałem wrażenie, że to moje serce uderza o zimną posadzkę i rozbija się na tysiąc małych kawałeczków.
Nie potrafiłem się opanować. Szlochałem żałośnie, co chwilę wypowiadając jej imię, jakby to miało mi w czymś pomóc. Ryknąłem z bólu, uderzając z całej siły w granitowy, twardy blat. Z opuszków moich palców ściekała krew, odłamki szkła raniły moją skórę, a druga dłoń kompletnie nie była w stanie się poruszyć, przez zderzenie z meblem kuchennym.
To wszystko mnie przerosło, a co dopiero kogoś tak delikatnego jak Claudię.
Oparłem się o wyspę kuchenną i wytarłem policzki, przy okazji rozmazując na nich krew. Ruszyłem do łazienki w wszedłem pod zimny prysznic. Usiadłem w wannie, a krople wody spływały po mojej twarzy razem ze łzami.
Płakałem z bezsilności. Nie mogłem zrobić nic, żeby została przy mnie. Straciłem jej zaufanie, ale wyznanie miłości było w zupełności szczere i prawdziwe. Na nikim, nigdy nie zależało mi tak, jak na Mo. Byłem w wielu związkach, ale one nie opierały się na prawdziwych uczuciach. Nigdy nie powiedziałem żadnej dziewczynie, że ją kocham.
Mo, musiałem to powiedzieć ponieważ to prawda.
- Harry! - Usłyszałem wołanie ale nie zwróciłem na nie uwagi. To nie był głos, który chciałem usłyszeć. - Hazz, ochujałeś?!
Zayn pojawił pojawił się obok mnie i szybko zakręcił wodę. Kiedy, zapadła cisza, a moja twarz ukryta była w dłoniach, zwróciłem uwagę na to jak bardzo trzęsłem się z zimna i jak głośno szlochałem.
Jeszcze nigdy nikt nie doprowadził mnie do podobnego stanu.
- Zostaw mnie - wydukałem. Zayn mruknął coś pod nosem i siłą wyciągnął mnie z wanny, co nie było najłatwiejszym zadaniem.
Zanim się obejrzałem, siedzieliśmy razem w moim salonie. Przyjaciel szczelnie otulił mnie kosem i podał gorący kubek herbaty.
- Musisz zamontować nowe drzwi...
- Drzwi to ostatnia rzecz, o którą będę się martwić.
Mulat odetchnął głośno. Pocieszanie ludzi jest okropne, a co dopiero pocieszanie dorosłego mężczyzny, który rozpacza z powodu dziewczyny.
- Będzie dobrze. - Dalej próbował.
- Ona mi tego nie wybaczy. - Wyznałem wpatrując się w jego brązowe oczy. Nie chciałem pokazywać, że jestem mięczakiem, czy coś w tym stylu, ale nie potrafiłem udawać, że nic się nie stało.
Mo jest moją cholerną słabością.
- Zrobiłem jej krzywdę - mój głos był przesiąknięty chrypką. Wszystko co mówiłem, brzmiało jakbym leżał na łożu śmierci i marnował się z ostatnimi minutami życia.
- Porozmawiam z nią. Przecież, to wszystko wina Alice. Nie możesz obwiniać się o wszystko.
- Ale to moja wina, Zayn! - Rzuciłem zrezygnowany. - To ja jej uległem, to ja ją pieprzyłem! Kurwa! - Wrzasnąłem i zacisnąłem palce na kubku. Emocje były nadal żywe.
- Claudia wróci.
Potrząsnąłem głową, wątpiąc w jego słowa. Potem wydmuchałem nos w chusteczkę, która zdawała się być za mała, aby pomieścić wszystkie wydzieliny z mojego nosa.
- Co u ciebie i Perrie? - Zapytałem mając na celu odwrócenie swoich myśli, od pięknej dziewczyny z niebieskimi oczami i brązowymi włosami.
- W porządku - kącik jego ust uniósł się ku górze - to najwspanialsza dziewczyna jaką mogłem kiedykolwiek mieć.
Pociągnąłem nosem i siliłem się na uśmiech. Przynajmniej mój przyjaciel jest szczęśliwy.
- Myślę, że Mo musi przemyśleć to co dzisiaj zaszło i wróci do ciebie. - Słuchałem z uwagą i iskrą nadziei. - Dasz jej czas, ona zatęskni, zrozumie i zanim się obejrzysz znów będziesz mógł chronić ją przed złą ciemnością, niczym rycerz na swoim czarnym rumaku Suzuki.
Zaśmiałem się słabo.
- Wybaczy ci. Zobaczysz. - Chciałbym, żeby jego słowa miały właściwości prorocze. Wiedziałem, że mogę liczyć na Zayna w każdej sytuacji, bez względu na wszystko. - Musisz tylko trochę zapanować nad złością - zaproponował - i ograniczyć alkohol . Masz dość słabą głowę, a dodatkowe procenty niekoniecznie dobrze na ciebie wpływają.
- No... masz rację - przyznałem.
- Jeśli chcesz, chodź nie jestem w tym najlepszy, ale mogę ci pomóc przygotować jakieś kwiaty lub coś w stylu tych romantycznych pierdół - wzruszył ramionami.
Zastanowiłem się nad jego słowami i to nie był taki zły pomysł. Nawet miałem już pewien plan. Nic nie osiągnę, żaląc się nad sobą, na kanapie, więc muszę wziąć się w garść i odzyskać Mo. Udowodnię jak bardzo mi na niej zależy.
- Mógłbyś skołować bukiet z dwustu róż? - Zayn uniósł wysoko brwi.
- Szybki jesteś - zaśmiał się. 



***

Następnego ranka, gdy trochę sie ogarnąłem i ochłonąłem z emocji ( a moja prawa dłoń skończyła w bandażu), postanowiłem zrobić coś, co do tej pory nawet nie miało początku w mojej głowie. (Aż do wczoraj). Wysiadłem z auta przed wielkim szklanym budynkiem, którego właścicielem był mój ojciec. Nie widziałem się z nim chyba od wieków, mimo to co miesiąc przelewał pieniądze na moje konto, jak i na konto Gemmy. Nie mam pojęcia, dlaczego to robił, ale nie miałem nic przeciwko. Pensja ochroniarza nie wynosi wiele, a jego środki pozwalają mi na posiadanie dwóch aut i motocykla.
- Mogę w czymś pomóc?
Wysoka blondynka, elegancko ubrana w czarną spódnicę i białą koszulę popatrzyła na mnie. Byliśmy równi wzrostem, co mnie zdziwiło. Zwaliłem to na karb długich nóg i wysokich szpilek. Kiedyś z pewnością by mnie zainteresowała, ale w w tej chwili liczyła się tylko jedna dziewczyna.
Dziewczyna, przez którą wczoraj nie mogłem spać.
- Chciałbym zobaczyć się z ojcem.
Brązowooka przegryzła wargę i zmarszczyła jasne brwi.
- Panem Stylesem? - Zapytała niepewnie, a ja przytaknąłem. - Proszę za mną.
Więc poszedłem za nią. Myślałem, że bezpośrednio zaprowadzi mnie do jego biura czy coś. Jednak musiała wykonać do niego telefon. Jego pracownic najwidoczniej nie mieli pojęcia o tym, że ich szef ma "dzieci"
- Panie Styles, na recepcji czeka chłopak, twierdzi, że jest pańskim synem - zrobiła pauzę - Jak masz na imię? - Popatrzyła na mnie. Jej brązowe oczy wywiercały dziurę w moich.
- Harry - przełknąłem niepewnie ślinę.
Boże, stresuje się?
Kiedy odłożyła słuchawkę dała mi znak, że mam iść za nią. Po przejażdżce windą, która zdawała się trwać wieki, wreszcie znaleźliśmy się przed drzwiami ze złotą tabliczką, na której widniało moje nazwisko.
Jezu, też mi coś.
Zapukała trzy razy i otworzyła drzwi.
- Sir.
- Rebeko.
Pomachała swoją dłonią, ze stanowczo za długimi paznokciami. Wszedłem do pomieszczenia, a ona wyszła zamykając za sobą drzwi. Rozejrzałem się po pokoju w barwach jasnego brązu i białych regałów.
- Zmieniłeś się - zaczął. - Co takiego cię zmusiło, żebyś tu przyszedł?
- Chciałem porozmawiać.
- Porozmawiać? Napijesz się? - Zapytał, wyciągając butelkę whisky z szuflady. Odmówiłem i usiadłem naprzeciwko niego, po drugiej stronie ogromnego biurka. - 
w takim razie, o czym chciałeś porozmawiać? Co u Gemmy? 
- W porządku. Z tego co wiem, wyjechała do Francji.
- W celu...?
- Wychodzi za mąż. ma dwójkę dzieci. Dante i Jsabelle.
- Wychodzi za Francuza? - Uniósł brew. Wzruszyłem ramionami.
- Za Brazylijczyka.
Mężczyzna zaczął się krztusić.
- Brazylijczyka?! - Wykrzyknął. Jego twarz przypominała buraka. 

- Tak, ale nie o tym chciałem rozmawiać - sprostowałem.
- Słucham - ostatni raz kaszlnął i wziął kolejne dwa łyki bursztynowego alkoholu.
- Jak zareagowałeś, kiedy dowiedziałeś się, że mama cię zdradza?
- Co to za pytanie? - Odparł zdziwionym tonem i ponowni

- Po prostu odpowiedz.
- Szczerze, bardziej byłem zszokowany tym, jak zmasakrowałeś tamtego faceta.
- Przepraszała cię? - Znów zadałem pytanie. 

- Oczywiście, ale jeśli ktoś zdradzi raz, zrobi to także drugi, trzeci raz - wzruszył ramionami. 
Zastanowiłem się dłuższą chwilę nad jego słowami. Myślałem, że rozmowa z nim w jakikolwiek sposób mi pomoże, ale chyba byłem w błędzie. Nie miałem ochoty na zwierzanie się z moich problemów, więc podziękowałem mu u wyszedłem nie mówiąc nic więcej.