niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział 27

Pomysł Harrego, przez który miałam się wyluzować, z pewnością nie spalił na panewce. Jechaliśmy pustą, długą drogą, słysząc jedynie warkot silnika motoru. Mocno trzymałam się chłopaka. Zamknęłam oczy i czułam się naprawdę lekko. Wszystko z mojej głowy wyparowało. Żyłam tylko tą chwilą, w której trzymam się osoby, która tak szybko stała mi się bliska.
Nie chcę go puszczać.
Zboczyliśmy z asfaltowej drogi, mierząc się z nierównościami polnej. Zatrzymaliśmy się przy brzegu niedużego jeziora. Zeszłam z maszyny od razu, kiedy tylko zgasła. Zdjęłam kask i poprawiłam włosy, rozglądając się dookoła. Było naprawdę miło. Dookoła jeziora rosły drzewa i wysokie krzewy. My staliśmy przy wydeptanym brzegu.
- Podoba ci się?
Odwróciłam się w stronę bruneta i uśmiechnęłam znacząco. Rozłożył na ziemi koc, ze wzorem flagi USA, by za chwilę pociągnąć mnie za sobą.
Siedzieliśmy na kocu. Moje plecy przylegały do jego klatki piersiowej. Ciepły wiatr, poruszał pojedyncze kosmyki moich włosów, które co chwilę odgarniałam ze swojej twarzy. Harry, wydawał się być zamyślony, więc chwyciłam byle jaki kamyk i rzuciłam go do wody.
- Umiesz robić kaczki? - Zapytałam, przerywając ciszę i próbując przykuć jego uwagę.
- Co? - Zamrugał szybko, zdezorientowany.
- Czy umiesz robić kaczki? No wiesz, na wodzie - wytłumaczyłam.
Brytyjczyk sięgnął po kamień, wybierając jednego z tych bardziej płaskich. Zmrużył oczy przyglądając się wodzie. Uniosłam brew, a on cicho się zaśmiał. Rzucił kamień z precyzją, a ten odbił się trzy razy od tafli wody, po czym zatonął.
- Jak to zrobiłeś? - Zapytałam, patrząc na niego. Uśmiechnął się i chwycił kolejny. Umieścił go w mojej dłoni, pokazując pod jakim kontem mam rzucić.
Kiedy wzięłam odpowiedni zamach, dokładnie tak, jak pokazywał zielonooki, kamień i tak, czy owak - poszedł na dno. Jęknęłam zrezygnowana, a on ponownie się zaśmiał.
- Dobrze ci idzie. - Zażartował.
- No, rzeczywiście - odpowiedziałam sarkastycznie, uśmiechając się. Pocałował mnie w policzek i owinął swoje ręce, wokół mojej talii. Uwielbiałam takie chwilę, a z Harrym, było ich szczególnie dużo. Miękło mi serce, kiedy dostrzegałam jego delikatne gesty i czułe słowa, w stosunku do mnie.
Po chwili leżeliśmy na miękkim kocu, rozkoszując się ciepłymi promieniami słońca i wspólną obecnością. Harry podpierał się na łokciu, patrząc na mnie.
- O czym myślisz?
Zaciekawiona nie mogłam oderwać wzroku, od szmaragdowego koloru, jego pięknych tęczówek. Kącik jego różowych ust uniósł się ku górze, tworząc wgłębienie w policzku.Wzruszył ramionami i odgarnął z mojej twarzy zabłąkany kosmyk.
- Jesteś strasznie zamyślony...
- Wydaje ci się.
Przesunął się bliżej mnie i cmoknął w policzek, by za chwilę potrzeć go swoim nosem. Mruknął zabawnie, na co zareagowałam cicho chichocząc.
- Ładnie pachniesz - stwierdził.
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, kiedy jego zielone oczy spotkały się z moimi. Jego źrenice powiększyły swoje rozmiary, gdy nagle spoważniał. Nachylił się do moich ust niepewnie, więc wplątałam palce w jego brązowe włosy, a on niemal od razu przywarł swoimi wargami do moich. Reszta powietrza uciekła z moich płuc, kiedy jego język niespodziewanie wdarł się, do wnętrza moich ust. Moja klatka co chwilę się zapadała. Gdy Harry,  odsunął się ode mnie, mój oddech stał się płytki.
Czułam się... dziwnie? Jakoś, inaczej niż zwykle.
Istkry spowodowane jego dotykiem, rozchodziły się po całym moim ciele. Wpatrywał się we mnie intensywnie, tylko po to żeby znów mnie pocałować. Jego wolna dłoń spoczęła na moim biodrze. Nie mogłam powstrzymać mieszanki emocji, szalejących głęboko we mnie. Myśli w mojej głowie dosłowne szalały, pomimo tego, że ruchy Harrego były powolne i delikatnie. Ja czułam niedosyt, a przecież jeszcze tak niedawno, spanikowałam i pozwoliłam mu zbyt daleko się posunąć.
Cholera, jestem skomplikowana.
Jedna z moich dłoni spoczęła na jego policzku, kiedy drugą wyplątałam z gęstych włosów chłopaka i podwinęłam jego koszulkę. Uśmiechnęłam się przez pocałunek, ciesząc się miękką skórą pod moimi palcami. Harry przewrócił nas, chwytając za moje biodra. Teraz niepewnie siedziałam w dole jego brzucha. Pozbył się swojej koszulki i wygodnie ułożył się na kocu, ukazując przede mną piękny obraz swojego, nagiego torsu. Bez wahania przesunęłam dłońmi, po miękkiej, opalonej skórze swojego kochanka. Kreśliłam  różnorodne wzory na jego brzuchu, czując jak mięśnie napinają się pod opuszkami moich palców.
Harry chwycił mój podbródek, zbliżając nasze twarze. Jego ciepły język, sprawnie przesunął po mojej dolnej wardze, tylko po to by chwycić ją miedzy swoje zęby. Gęsia skórka pojawiła się na moich rękach, przez sposób jaki mnie całował. Niezaprzeczalnie się na tym znał.
Oczywisty był fakt, że Harry wielokrotnie uprawiał seks. Zważając chociażby na Alice, która bez wahania potrafi powiedzieć, jak to Harry potrafił ją zaspokoić. W przeciwieństwie do niego, ja nie miałam pojęcia na ten temat.
Teraz, kiedy akurat znajdujemy się w takiej opozycji, Brytyjczyk dał mi jasno do myślenia, że mam całkowite pozwolenie na poznanie jego ciała.
Zeszłam pocałunkami na linie jego szczęki. Jego zapach zawładnął moimi zmysłami. Zassałam delikatnie skórę nad uchem i przegryzłam jego płatek. Usłyszałam jak cicho, moje imię wydostaje się z jego ust.
Podoba mu się?
Niedługo moje wargi mocno wpiły się w miejsce gdzie wystaje obojczyk. Chciałam zostawić na nim jakiś znak, tak jak on robił to mi. Jego palce bezwładnie zacisnęły się na moich bokach. Spojrzałam na niego. Gęste rzęsy spoczywały na górze, lekko zaróżowionych policzków. Uśmiechnęłam się i kontynuowałam niewidzialną ścieżkę, mokrych pocałunków. Jego tors unosił się naprawdę szybko, pod wpływem dawek głębokich oddechów. Wbiłam paznokcie w boki jego talii, a te zostawiły linie w odcieniu delikatnej czerwieni. Obserwowałam w zdumieniu jak gęsia skórka pojawia się na brzuchu Harrego. Zaklął pod nosem, na co uśmiechnęłam się lekko.
Ułożyłam się wygodnie, a moja głowa wylądowała na jego piersi. Wsłuchiwałam się w jego przyśpieszony oddech i bicie serca. Wplątał dłoń w moje włosy. Ten gest posiadał właściwości kojące i z pewnością uspokajające mnie, jak i jego.
Znów nas przewrócił. Cmoknął mnie w usta i schował swoją twarz w zagłębieniu między moją szyją a ramieniem. Zaśmiałam się, kiedy zaczął przegryzać moją skórę, wydając z siebie zabawne pomruki.

***

Wróciłam do pracy szybciej, niż miałam to w zamiarze. Uznałam, że bezczynne siedzenie w domu w niczym mi nie pomoże. Dobiegał koniec mojej zmiany, więc pomogłam Fraco w wykonaniu ostatnich, dzisiejszych czynności związanych z pracą. Poszłam na zaplecze ściągnąć swój fartuszek.
- Hej, Claudia. - Joe zmaterializował się obok mnie, uśmiechając się szeroko.
- Hej.
Joe zaczął pracować tu dość niedawno. Jest naprawdę sympatycznym chłopcem, który skończył jakieś liceum i chce zarobić parę groszy. Zdziwiłam się, że Adam wziął go pod swoje skrzydła ustawiając na stanowisku kelnera. Jego wygląd nie pasował do restauracji, ale najwidoczniej mojemu szefowi to nie przeszkadzało.
- Lubisz Rihannę? - Zapytałam przyglądając się jego bluzce, z podobizną artystki.
- Lubić to za mało powiedziane - zaśmiał się.
Jego jasno niebieskie oczy, pasowały do ciemnych niemal czarnych włosów. Największą uwagę w jego wyglądzie zdecydowanie zwracał nieduży tunel w uchu, a w drugim duży rozpychacz. Na drugim miejscu był srebrny kolczyk na łuku brwiowym. No a na trzecim - tatuaż na szyi, który składał się z cyfr, tworzących datę.
- Kończysz? - Zapytał. Przytaknęłam mu i wyszłam z restauracji razem z nim. Zatrzymałam się przy drzwiach, wyglądając za postawnym chłopakiem z dołeczkami w policzkach. - Czekasz na kogoś?
- Na chłopaka.
Uśmiechnęłam się w jego stronę, a on wydawał się być zbity z tropu.
- Och, um... W porządku. - Przyglądałam się jemu, kiedy róż pojawił się na jego bladych policzkach.Uznałam to za niezwykle urocze. - Masz jakieś plany na weekend?
- Dlaczego pytasz?
- W sobotę robię małą imprezę u siebie. Jeśli miałabyś ochotę...
- Zastanowię się.
- Super - uśmiechnął się. Spojrzał na zegarek na swoim nadgarstku i rozejrzał dookoła. - Chyba muszę już iść. - Oznajmił.
Zesztywniałam, kiedy zbliżył się do mnie i nachylił, żeby zamknąć w swoich ramionach. Niepewnie poklepałam go po plecach. Nagle Joe odsunął się ode mnie, gdy poczułam jak ktoś ciągnie mnie do tyłu. Harry stanął przede mną, osłaniając mnie swoim ciałem. Chwyciłam materiał jego bluzki i poczułam jaki spięty jest.
- Harry - powiedziałam spokojnie, chcąc zapobiec jakiejkolwiek interwencji. Nie chciałam, żeby sytuacja, która miała miejsce w wesołym miasteczku się powtórzyła. Harry zbliżył się do Joe i zacisnął w pięści jego bluzkę.
- Nie waż się do niej zbliżyć. - Każde słowo wypowiadał powoli i wyraźnie. - Jeszcze raz ją, kurwa, dotkniesz a cię zabiję.
Moje serce zabiło mocniej, kiedy usłyszałam jego groźbę, wymierzoną w stronę chłopaka. Chwyciłam jego talię. Wiedziałam, że jakby chciał dawno uwolnił by się od mojego uścisku. Nie miałam najmniejszych szans jeżeli chodzi o siłowanie się z nim.
- Zrozumiałeś? - Warknął, a Joe tylko przytaknął. Szarpnął nim uwalniając go, na co od razu chwyciłam zaciśniętą w pięść dłoń, mojego chłopaka. Ten nie zważając na moje gesty, czy nawet obecność, bez słowa zaczął iść na parking, do samochodu. Musiałam biec, żeby nadążyć nad jego szybkim tempem. Stanęłam w miejscu, kiedy on zbliżył się do samochodu i oparł się o niego. Widziałam jak głęboko oddycha i nie mogłam uwierzyć, że jest aż tak zazdrosny. Ruszyłam w jego stronę.
- Harry. - Usiłowałam zwrócić jego uwagę, poprzez pocieranie jego pleców. Podskoczyłam, kiedy uderzył pięściami o maskę auta. Wcisnęłam się miedzy niego, a samochód i usiadłam pomiędzy jego rozłożonymi rękami. Obięłam dłońmi jego twarz starając się go uspokoić. - Harry, uspokój się.
Odgarnęłam loki z jego czoła i cmoknęłam zimny policzek. Położyłam swoją dłoń na jego. Podniosłam ją na wysokość ust i zaczęłam zostawiać małe pocałunki na zbielałych knykciach. Rozprostowałam jego długie palce i pocałowałam każdy po kolei, utrzymując kontakt wzrokowy z zielonookim. Wiedziałam, że to go uspokoi.
- Dotknął cię - stwierdził. Jego szczęka napięła się, więc położyłam na nią swoja drugą dłoń. Zamknął oczy wtulając się w nią.
- Jesteś tyko ty, Harry. Nikt inny. - Szepnęłam. Zacisnął swoje oczy, mierząc się ze znaczeniem tych słów. - Chcę tylko ciebie. 

niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział 26

Moje samotne ciało zostało otoczone przez ciemność. Nic nie widziałam, a słyszałam jedynie swój przyśpieszony oddech i bicie serca. Pod skórą przeszedł mnie dreszcz, kiedy poczułam czyjś dotyk na sobie. Światło za moimi plecami, zapaliło się więc ostrożnie odwróciłam się w jego stronę. Nadal nikogo tam nie było, mimo wszystko ruszyłam w jego stronę. Na nowo zrobiłam obrót wokół swojej własnej osi, rozglądając się. Zamarłam w miejscu, gdy usłyszałam ciężkie kroki, zmierzające w moją stronę. Były powolne, a moje serce przyśpieszało, przy każdym, kolejnym bliżej. Zobaczyłam męską sylwetkę przed sobą. Zamarłam w miejscu , kiedy osoba wynurzyła się z ciemności. Jego blond włosy były postawione ku górze i tylko pojedyncze kosmyki opadały na czoło. Niebieskie oczy skanowały moją sylwetkę. Wiercenie w moim żołądku było oznaką strachu, niepewności, a także obrzydzenia. Chodź bardzo chciałam ruszyć się z miejsca, najlepiej uciec jak najdalej, moje nogi mi na to nie pozwalały. Byłam sparaliżowana i nie mogłam zrobić nic, z wyjątkiem wpatrywania się w jego przeszywające, chłodne oczy.
Zaczął krążyć wokół mnie, mały uśmiech pojawił się na jego twarzy. Odrobinę przesunęłam głowę, gdy on pojawił się za moimi plecami i nie miałam możliwości zobaczenia tego co robi, bądź zamierza zrobić. Przełknęłam głośno ślinę, kiedy przesunął swoim palcem po linii mojej szczęki. Oddech uwiązł mi w gardle, gdy niespodziewanie szybko przycisnął mnie do swojego ciała. Zacisnęłam mocno oczy, czując jego oddech na szyi.
Dlaczego, nie mogę nic zrobić?! Moja klatka unosiła się tak szybko, jakbym przebiegła porządny maraton. Byłam przerażona. Jego ręka mocno podtrzymywała mnie w talii, przyciskając do swojego torsu. Nie był osobą, którą chciałabym, żeby był. Zostawił w moim życiu, potężny ślad, wpływając chociażby na moją psychikę. Nie mówiąc o śladach, które na zawszę pozostaną na moim ciele.
- Sziii... - Wyszeptał do mojego ucha. Jego ręka zaczęła zmierzać ku zwieńczeniu moich ud, by za chwilę rozpiąć guzik i suwak. - Nie płacz skarbie. - Otarł łzę z mojego policzka.
Nie byłam w stanie zrobić kompletnie nic. Poczułam jak jego dłoń napiera na moje okolice intymne, bez żadnych zahamowań. Okropne dreszcze rozeszły się po moich plecach.
- P...Przestań. - Ledwo wydusiłam, ale on nie przestawał. Jego usta pozostawiały mokre pocałunki na mojej szyi, próbowałam wykręcić się z jego uścisku, ale nic nie działało. Krzyknęłam, dławiąc się łzami, gdy jego dłoń wsunęła się pod materiał bielizny, za to drugą zdjął z mojego brzucha, żeby chwycić mnie za szyję. Moje oczy powiększyły swoje rozmiary, kiedy zaczęłam się dusić pod wpływem jego uścisku.
- Claudia.
Ponownie krzyknęłam, mając nadzieję, że ktoś mnie usłyszy. Nagle moja mydlana bańka, powoli zaczęła pękać, a obraz mężczyzny zanikał. Obudziłam się w szoku, po chwili moje policzki z każdą sekundą były coraz bardziej mokre. Nie byłam sama. Harry, był zaraz obok. Zapalił lampkę przy łóżku, rozpraszając ciemność. Wziął mnie w swoje ramiona, mocno przytulając.
Wczepiłam się w jego ciało, za nic nie chcąc puścić. Zacisnęłam mocno jego koszulkę w pięści, mocząc ją słonymi łzami, którymi sama się dławiłam. Brunet poprawił naszą pozycję tak, że siedziałam na nim i mocno go przytulałam. Głaskał moje włosy i kołysał na boki.
Czułam się bezpiecznie.
- To sen. To tylko sen, Mo. - Szeptał. - To sen...
Zanurzyłam dłoń w jego włosach, chcąc go poczuć. Mieć świadomość, że to także nie jest sen.
- Ha... Harry.
- Jestem tu. Nie puszczę cię. - Te słowa miały właściwości kojące. Po jakimś czasie, mój oddech się wyrównał. Odsunęłam się trochę od chłopaka, żeby móc spojrzeć na jego twarz. Uśmiechnął się słabo i potarł kciukiem o mój policzek. - Wszystko w porządku, kochanie. Już dobrze.
Wtuliłam się w jego ciepłą dłoń, zamykając oczy. Z powrotem położył się na łóżku, ciągnąc mnie za sobą. Zsunęłam się z jego klatki i wtuliłam w jego bok, który zdawał się być cieplejszy, niż kołdra, którą właśnie nas okrył. Złożył pojedynczy całus na moim czole i oplótł mnie swoimi ramionami.
Obudził mnie trzask. Moje oczy powoli oswajały się ze światłem dnia. Spojrzałam w stronę drzwi, które zostały zamknięte przez Bruneta. Uśmiechnął się do mnie szeroko, a w jego policzkach pojawiły się wyraźne wgłębienia. Zmarszczyłam brwi, dostrzegając w jego rękach, tacę ze świeżą jajecznicą, herbatą i miseczką wypełnioną kawałkami arbuza i jak mniemam, melona.
- Dzień dobry piękna. - Jego głos był tak łagodny. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Usiadłam na łóżku, a on usiadł obok mnie i ostrożnie położył tacę na moje nogi. Cmoknął mnie w policzek. - Jak się czujesz?
- Dobrze, to wszystko dla mnie? - Uniosłam brew.
- Smacznego.
- Jesteś niesamowity.
Stwierdziłam, chwytając widelec i napełniłam usta jajecznicą oraz świeżą bułką. Przewróciłam oczami, rozkoszując się pysznym smakiem, który rozniósł się po moich kubkach smakowych.
Harry otwarł okno, wpuszczając świeże powietrze do wnętrza pokoju. Był w pełni ubrany. Ciemne dżinsy opinały jego długie nogi i wąskie biodra. Nie mogłam pojąć, jak można być tak pięknym, jak on?
- Może nie idź dzisiaj do pracy? - Zaproponował, ponownie siadając obok mnie.
To nie był zły pomysł. Mogłam zadzwonić do Adama i powiedzieć, że po prostu się źle czuję. Tylko co z moim tatą? Powiedział, że przyjdzie do mnie do pracy, a ja nie chcę go wystawić.
- Nie mogę.
- Dlaczego? - Zmarszczył brwi.
- Przecież mój tato miał przyjść i chciał cię poznać.. - wzruszyłam ramionami.
- Mogę po niego pojechać.
- Zrobiłbyś to?- Uśmiechnęłam się. Skinął głową i wsadził kawałek arbuza do swoich ust. Skarciłam go wzrokiem, a pokój wypełnił się jego śmiechem.


***

Pożegnałam się ze swoim tatą, buziakiem w policzek i mocno go uścisnęłam. Wyszedł z mieszkania Harrego i zostaliśmy sami. Wizyta mojego rodzica nie trwała długo. Rozmawialiśmy na różne tematy i zdaje mi się, że Harry i tato naprawdę się polubili.
Spojrzałam na niego. Bacznie mi się przyglądał. Jego zielone oczy skanowały moją sylwetkę, przełknęłam ślinę, gdy on efektownie oblizał swoje usta.
- Co? - Zmrużyłam oczy, a on uśmiechnął się szeroko i wzruszył ramionami. Podszedł do mnie bliżej i zamknął w ciasnym uścisku. Obięłam go, zaciągając się jego zapachem.
- Wszystko w porządku? - Zapytał.
- Tak.
- Jesteś bardzo silna.
Uśmiechnęłam się słabo, kiedy napotkałam jego wzrok. Cmoknął mnie w policzek. Przesunęłam swoją głowę odrobinę, żeby napotkać jego usta na swoich. Harry zareagował od razu, łącząc wspólnie nasze wargi. Położyłam dłonie na jego karku i stanęłam na palcach, przyciągając go bliżej siebie. Zaśmiał się w moje usta, kiedy straciliśmy równowagę i wpadliśmy na ścianę. Potarł swoim nosem mój.
- Co powiesz, na wspólną kąpiel? - Zaproponował, poruszając brwiami.
- C...Co? - Wydukałam zaskoczona.
Kąpiel z Harrym oznacza całkowite pozbycie się ubrań.
O mój, Boże!
- Nie przejmuj się - mrugnął do mnie, a ja nadal stałam zaskoczona - Przecież już widziałem... Co, nie co. - Uszczypnął mnie w bok i zaśmiał się. Kompletnie nie wiedziałam co mam zrobić, powiedzieć.
Cokolwiek?!
- Hm? - Mruknął i zassał moją skórę, gdzie szyja styka się ze szczęką. Po moim ciele rozeszły się przyjemne dreszcze, pod których wpływem, moje oczy samowolnie się zamknęły. Nie wiedziałam czy jestem gotowa na coś takiego. Z jednej strony, chciałabym czuć dłonie chłopaka przede mną, które wcierają pachnący płyn w moje ciało. A z drugiej strony... Bałam się? Może bardziej, wstydziłam?
Jego usta błądziły po mojej skórze, w czasie kiedy moje myśli dosłownie szalały. W jeden chwili zapomniałam o wszystkim, co miało miejsce ostatnimi dniami. Szeroko otworzyłam oczy i pisnęłam, kiedy brunet wziął mnie na ręce i zaczął iść w gorę schodów. Zamknął za nami drzwi łazienki i odstawił mnie na ziemie. Wrócił do mnie, dopiero gdy wanna zaczęła napełniać się ciepłą wodą.
Zamknął moją twarz w swoich dłoniach, racząc krótkimi muśnięciami ust. Ściągnął swoją bluzkę, a mój wzrok momentalnie powędrował na jego umięśniony tors i brzuch.
- Ręce do góry. - Rozkazał z uśmiechem i chwycił poły mojej koszulki. Bez problemu przeciągnął materiał przez moją głowę. Westchnął głośno przyglądając się mojej sylwetce. Czułam jak moje policzki czerwienieją. Harry przyciągnął mnie do siebie ponownie całując. Jego dłonie błądziły moim ciele i wtedy poczułam rosnącą obawę. W mojej głowie pojawiał się obraz Jake'a.
Nie! Nie teraz!
- Harry - westchnęłam, czując jak jego dłoń zaciska się na moim pośladku. Odepchnęłam go od siebie delikatnie. Patrzył na mnie zdziwiony. Odrzucenie błysło w jego oczach, a źrenice momentalnie się powiększyły. - Przepraszam.
Pokręcił głową i przytulił mnie mocno.
Dlaczego spanikowałam?!
- W porządku, Mo.
- Nie mogę, przepraszam.
- Co się dzieje? - Zmarszczył brwi i zakręcił wodę. Usiadłam na krawędzi wanny, a on kucnął przede mną. - O co chodzi?
- Spanikowałam, przepraszam.
- Nie przepraszaj. - Potarł mój policzek. - Masz na coś ochotę?
Potrząsnęłam przecząco głową.
- Może pójdziemy na pizzę? Jeśli chcesz... 

Uśmiechnęłam się słabo, ale natychmiast zbladłam, kiedy podniósł się i wyszedł z łazienki. Wrócił po chwili i oplótł moje ramiona, swoją czarno-czerwoną koszulą. Pocałował mnie w nos i delikatnie pocierał moją szyję, wpatrując się w moje oczy.
Nawet nie zdaje sobie sprawy, jak wielkie mam szczęście, mając przy sobie kogoś takiego jak Harry.
- Nie przejmuj się. - Szepnął pocieszająco. - Każdemu się zdarza chwila słabości.
Zaczął zapinać guziki koszuli, nie mogłam oderwać od niego wzroku. Przeczesałam palcami jego miękkie loki, opadające na czoło. Spojrzał na mnie spod długich rzęs.
- Chyba wiem co pomoże ci się odprężyć - uśmiechnął się a ja zmarszczyłam brwi. 

Jego uśmiech w tym momencie, stał się dla mnie zagadką. 

_____________
Bardzo was przepraszam, że musieliście tak długo czekać na ten rozdział. Za chwilę będą wakacje i obawiam się, że kolejne części będą pojawiać się rzadziej, niestety. Postaram się dodać kolejny troszkę wcześniej. Jeszcze raz kochani, przepraszam. ♥

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Rozdział 25

Obudziłam się całkiem wypoczęta, w miękkiej pościeli mojego łóżka. Zegarek wskazywał dziesiątą. Uśmiechnęłam się z przeświadczeniem, że do pracy muszę iść dopiero o trzynastej. Przeciągnęłam się i wstałam z uśmiechem na moich ustach. Chyba będę mieć naprawdę dobry dzień.
Wyszłam z pokoju i w samej piżamie, składającej się z bluzki Harrego, którą wręczył mi wczoraj, i krótkich szortów. Moje włosy stały się nieprzyjemnie tłuste w dotyku, więc spięłam je gumką nie bardzo zważając na estetykę mojego wyglądu. Przecież jestem u siebie. Przetarłam oczy wchodząc do kuchni, wstawiłam wodę na kawę. Kiedy przygotowywałam swój podstawowy napój dnia, do kuchni weszła Perrie, wyglądając podobnie do mnie.
- Dzień dobry. - Przywitałam się. Uśmiechnęła się, jej oczy były ledwo otwarte. Ziewnęła przyglądając mi się, oparła się o lodówkę.
- Zrobisz jeszcze dwie? - Zapytała.
Jej głos brzmiał, jakby była umierająca. Uniosła brwi i zachwiała się na swoich nogach.
- Zayn cię wykończył?
- Po prostu korzystamy z wolnego domu.
- Wczoraj wróciłam o dwudziestej i już spaliście - wzruszyłam ramionami.
- Nie było cię cały weekend. Co robiłaś z Harrym?
- Um... byliśmy na festynie.
- Mmm... romantycznie. - Uśmiechnęła się.
- Oficjalnie jestem jego dziewczyną - nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Blondynka uniosła wysoko brwi.
- Zapytał cię?
- Można tak powiedzieć.
- Mnie Zay nie pytał.. - stwierdziła z przykrością. - No nic. Co było dalej?
 Postanowiłam oszczędzić jej takich szczegółów jak: bójka, małe sprzeczki w aucie, Harry rozbierający mnie, kiedy spałam, jego przyjaciel Louis... Całkiem tego sporo.
- Poznałam jego siostrę.
- U, jaka jest?
- Sympatyczna. - Przyznałam. Na prawdę była bardzo miła i zabawna.
- Jak wygląda?
- Blondynka, brązowe oczy, ale nosi soczewki. Dość podobna do Harrego.
Patrząc na przyjaciółkę chwyciłam czajnik. Dotknęłam się gorącej powierzchni i odruchowo odskoczyłam, rozlewając trochę wrzątku na blat.
- Cholera. - Syknęłam i odstawiłam naczynie z gorącą wodą. Natychmiast wsadziłam dłoń pod bieżącą, zimną wodę.
- Jezu, Mo, ty kaleko.
- Sorry. Zrób tą kawę, muszę iść wziąć prysznic.
Szybko wyszłam z kuchni, dmuchając poparzone opuszki palców.

***

Dzień w pracy mijał mi szybko i przyjemnie. Był poniedziałek, a to oznaczało mało klientów i tylko kilka zamówień dużych sal, w których zazwyczaj odbywały się rocznice, śluby i inne, tego typu imprezy. Moje nogi swobodnie zwisały z krawędzi blatu, na którym siedziałam. Słuchałam przyjemnego głosu Francka, lekko nasyconego francuskim akcentem.  Z mojej postawy można było wywnioskować, że nie jestem osobą specjalnie angażującą się w swój zawód. Co chwilę, akurat gdy Franco nie patrzył w moją stronę, winogrona, najpewniej przeznaczone na jakiś deser, lądowały w moich ustach.
- Chyba dzisiaj zamykasz.
Potrząsnęłam głową, a on wyrwał winogrono z mojej dłoni i zabrał miskę z owocami na odpowiednią odległość. Jęknęłam niezadowolona i popatrzyłam na niego proszącymi oczyma.
- Franco.
- Potrzebne mi są. Jeszcze trochę i oplądrujesz całą kuchnie.
- Nie przesadzaj - uśmiechnęłam się w jego stronę. - I tak już kończysz.
- Jutro też jest dzień, a ja muszę mieć jak pracować.
- Ile jeszcze zostało?
- Pół godziny?
Odetchnęłam głośno. Czyli jeszcze pół godziny nic nie robienia.
Wyszłam na główną salę. Adam stał za barem i znudzony zapisywał zamówienia, a Lily z precyzją czyściła szklanki. Zauważyłam swojego tatę siedzącego za stolikiem, przy którym ostatnio rozmawialiśmy. Uśmiechnęłam się i podeszłam do niego. Usiadłam obok niego, przedtem całując go, w kujący od zarostu policzek.
- Cześć. - Przywitał się. 
- Cześć. Jak się czujesz? - Zapytałam.
- W porządku, a ty?
- Też.
- Jak ci się układa z... Harrym? - Zapytał, nie do końca pewny właściwości jego imienia.
- Jest dobrze, naprawdę. - Zapewniłam. Nie chciałam opowiadać mu o wszystkich wpadkach, jakie zaliczył mój chłopak. 
- Czujesz się przy nim bezpieczna?
- Tak. - Zmarszczyłam brwi. Nie byłam do końca pewna o co chodzi. Może, po prostu się o mnie martwił. - Dlaczego pytasz?
- Chcę mieć pewność, że jesteś bezpieczna. Dużo przestępców wyszło z więzienia i się o ciebie martwię.
Moje serce zabiło mocniej, ale tak na prawdę, nie miałam czego się bać, prawda?
- Nic mi nie będzie. Nie masz się o co martwić.
Posłałam mu uspokajając uśmiech i chwyciłam jego dłoń, spokojnie spoczywającą na stoliku. Wziął drżący oddech i popatrzył na mnie oczyma, przepełnionymi rodzicielską miłością. Tak długo nie patrzyłam w te oczy.
- Chyba jest coś, o czym powinnaś wiedzieć. - Jego dłoń ścisnęła moją. - To co zrobiłem, było najgorszą rzeczą jaką kiedykolwiek mógłby zrobić ojciec. Żałuję tego okropnie, bo odszedłem od was w ten sposób i straciłem was.
Moje oczy delikatnie się zeszkliły. Nidy nie mówił w ten sposób. 
- Nie tato. Nie straciłeś. - Potrząsnęłam głową. - Nie straciłeś mnie. Kocham cię.
- Claudia, mam chorobę niedokrwawienia serca.
Przestałam na chwilę oddychać. Wpatrywałam się w niego, nie dowierzając.
- Co to znaczy? - Ledwo wydusiłam.
- Umieram. - Stwierdził płasko.
Nie ruszałam się, tępo wpatrując w przestrzeń. Nie chciałam, żeby jego słowa do mnie dotarły. Nie było go tyle czasu, nagle się pojawia, tylko po to, żeby odejść?
- Nie możesz odejść.
- To nie zależy ode mnie. Nie mam pieniędzy, żeby się leczyć.
- Pomogę ci. - Rzuciłam rozpaczliwie.
- Jest za późno, Mo. Przepraszam cię. Przepraszam za wszystko.
Łzy same pociekły po moich policzkach. To się nie dzieję.
Rzuciłam spanikowane spojrzenie na niego, kiedy wstał od stolika.
- Nie zostawiaj mnie. - Również wstałam i zamknęłam go w ciasnym uścisku. Przytulił mnie, a kiedy poczułam jego zapach, zaczęłam szlochać, mocząc jego koszulkę. Głaskał moje włosy i poczułam się jak dawniej. Jak mała dziewczynka, pocieszająca przez swojego tatę. Czułam na sobie wzrok innych osób, ale nie obchodziło mnie to.
- Jednak... mam do ciebie jeszcze jedną prośbę... - Szepnął prosto do mojego ucha. Popatrzyłam na niego i wytarłam mokre policzki. - Chcę go poznać.
- Har... Harrego? - Zapytałam niepewnie.
Dostrzegłam małe skinienie jego głową i pocieszający uśmiech, na jego twarzy.
- Możemy pojechać do niego nawet teraz i tak już kończę. Tylko do niego zadzwonię...
- Nie musimy jechać dzisiaj. Jest już późno, nie chcę zawracać mu głowy.
- Zadzwonię do niego i się go zapytam.
- Na prawdę nie musisz. Będę tu jutro. - Przytulił mnie i przejechał kciukiem po moim policzku. - Do zobaczenia, skarbie.
Zaczął się oddalać, a ja nie mogłam oderwać od niego wzroku.
- Tato.
Odwrócił się.
- Kocham cię. - Powiedziałam szczerze, a on odpowiedział cichym "ja ciebie też" i wyszedł. Jeszcze chwilę stałam w miejscu i wgapiałam się w drzwi. Udałam się na zaplecze po swoją komórkę i wybrałam numer do Brytyjczyka, z lokami i przepięknie zielonymi oczami. Odebrał po kilku sygnałach, a jego głęboki głos był dla mnie jak zbawianie. Tego potrzebowałam. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, w jak krótkim czasie stałam się zależna od tego chłopaka. Z każdym dniem, każdą komórką mojego ciała stawał mi się bliższy. Prawda była taka, że chyba... zakochiwałam się w nim. W tym pięknym, niebezpiecznym i moim mężczyźnie.
- Claudia, wszystko dobrze?
- Tak, dzwonie tylko, żeby się spytać, czy przyjdziesz jutro do mnie do pracy?
- Dlaczego?
Mogłam sobie wyobrazić, jak głęboka zmarszczka pojawia się między jego brwiami.
- Mój tato chciałby cię poznać.
- Och, Um... Jasne, o której?
- O tej, o której zawsze przychodzę na siłownie.
- No, okej. Jak ci minął dzień? Masz głos jakbyś była wyczerpana. Na pewno wszystko dobrze?
Uśmiechnęłam się. Lubiłam opiekuńczego Harrego.
- No, tak. Powiem ci wszystko jutro. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia, kochanie.
Myślałam, że mój brzuch zaraz rozsadzi, przez to jak do mnie powiedział. Matko, czułam się jakby nie wiem co powiedział.

***

W pełnym skupieniu prowadziłam auto, pod nosem nuciłam piosenkę, która akurat leciała w radiu. Na zewnątrz było ciemno. Nadal miałam to przeczucie taką... schizę, że ktoś skoczy mi na maskę. To nawet zabawne. Jak była dziewczyna Harrego, mogła posunąć się do czegoś takiego. "Nie wiadomo czego można się po niej spodziewać, zupełnie jak po tobie. Trafił swój na swego" - Słowa Louisa odbiły się echem w mojej głowie. Wyglądało na to, że Harry i Alice byli, albo ze sobą na prawdę długo, albo jego przyjaciel znał ich bardzo dobrze. Lub oba na raz. Nie miałam pojęcia co ich łączyło i co sprawiło, że nie są już razem, ale ciesze się, że dla  Brytyjczyka był to już "zamknięty rozdział".
Po drodze zatrzymałam się na stacji benzynowej. Musiałam zatankować, a poza tym Perrie, prosiła mnie o jakąś gazetę z perfumami, czy coś w tym stylu. Wysiadłam z auta i o dziwo, było całkiem ciepło. Lato zbliżało się wielkimi krokami.  Śledziłam licznik na którym pojawiały się coraz to wyższe cyferki. Kiedy uznałam już, że mojemu autu wystarczy, ruszyłam do niejakiego sklepiku, żeby zapłacić odpowiednią sumę. Rozejrzałam się dookoła. Kiedy tylko półka z gazetami rzuciła się w moje oczy, podeszłam do niej i wzięłam pierwszą, lepszą gazetę. Starając się wyciągnąć portfel z torebki wpadłam na obce mi ciało. Portfel niezdarnie wyleciał z mojej dłoń.
- Przepraszam, przepraszam. - Uśmiechnęłam się niezręcznie, a mężczyzna schylił się po moją własność.
- Musisz bardziej uważać.
Jego głos zdawał mi się być znany. Popatrzył na mnie, a moje serce momentalnie zamarło. Wzięłam od niego portfel, drżącymi dłońmi. Zmrużył oczy przyglądając mi się intensywnie. To on. To nie może być on!
- Dzięki. - Rzuciłam ledwo słyszalnym głosem i podeszłam do kasy. Moje serce biło tak mocno, jakby przechodziło zawał. Nie mogłam uwierzyć, że tu jest. W tym samym miejscu co ja. Szybko wypłaciłam pieniądze i nie czekając, aż powolny mężczyzna za kasą wyda mi pieniądze, wyszłam jakby w środku dosłownie się paliło. Obejrzałam się ostatni raz za znanym mi chłopakiem, a kiedy dostrzegłam uśmieszek na jego ustach, myślałam, że to sen. Jeden z kolejnych złych snów. Niestety tak nie było. Spanikowana, próbowałam otworzyć samochód. Widziałam jak wychodzi ze sklepu. Najszybciej jak tylko potrafiłam, wykonałam rutynowe czynności, żeby odpalić auto. Nie wierze, że to miało miejsce. We wstecznym lusterku, zobaczyłam jak do mnie macha. Rozpoznał mnie, cholera. Moje ręce nadal się trzęsły, a ciało oblał porządny dreszcz. Zatrzymałam się gdzieś na zboczu drogi, żeby nie przeszkadzać, przejeżdżającym samochodom. Znalazłam swój telefon i wybrałam numer do Harrego. Nie wiem dlaczego nadal panikowałam. Cholernie się bałam.
- Harry, Harry widziałam go - powiedziałam kiedy tylko odebrał.
- Co, kogo?
- Jake'a , widziałam go. - Wzięłam drżący oddech.
- Jak to? Kiedy, gdzie?
- W sklepie.
- Może ci się przewidziało, Claudia. Spokojnie.
- Nie, Harry to był on.
- Gdzie teraz jesteś?
- W aucie. - Zdenerwowana rozejrzałam sie dookoła. Jego cichy śmiech trochę mnie uspokoił.
- A dokładniej?
- Ulica... Nie wiem Harry...
- Okej, przyjedź do mnie. Czy może, ja mam przyjechać po ciebie?
- Nie wiem, przyjedź tu proszę. Boże, jestem okropnie spanikowana. Cała się trzęsę.
- Dobrze, nie ruszaj się stamtąd. Uspokój się trochę. Zaraz tam będę.
- To chyba gdzieś niedaleko bogatej dzielnicy. Główna droga.
- Co ty tam robisz?
- Nie wiem, nie myślałam gdzie jadę. Proszę pośpiesz się.
- Przecież już jadę. - Zaśmiał się.
- Nie rozłączaj się.
- Nie ma sprawy. 

***

Wysiadłam z auta, kiedy tylko zobaczyłam samochód Harrego zatrzymujący się zaraz przy moim. Wysiadł z auta i zmarszczył brwi patrząc na mnie. Przytuliłam go i stanęłam na palcach, żeby móc zatopić dłoń w jego miękkich włosach. Podniósł mnie i posadził na masce swojego jeep'a.
- Co się stało? - Zapytał i cmoknął mnie w usta. Spotkałam zieleń jego oczu i czułam jak moje ciało, z każdą sekundą staje się coraz bardziej spokojne. Obięłam go rękami w pasie i wtuliłam się w jego brzuch.
- Widziałam go.
- Może to nie był on...
- To był on, Harry. To na pewno był on. - Zapewniałam.
- Hej, jestem przy tobie. - Szepnął i mocniej mnie przytulił. - Nie ma się czego bać.
Zamknęłam oczy i zaciągnęłam się jego zapachem. Pachniał tak dobrze. Czułam się bezpiecznie, kiedy był obok. Nawet ciemność, która nas otaczała nie zdawała się być straszna. Harry cmokał moją głowę i pocierał plecy, dając mi dodatkowe ciepło i otuchę.
- Wracajmy do domu, hm? - Potarł moje policzki swoimi kciukami i uśmiechnął się ciepło. Nasze usta niedługo się spotkały, w irytująco krótkim pocałunku.