Wyszłam z pokoju i w samej piżamie, składającej się z bluzki Harrego, którą wręczył mi wczoraj, i krótkich szortów. Moje włosy stały się nieprzyjemnie tłuste w dotyku, więc spięłam je gumką nie bardzo zważając na estetykę mojego wyglądu. Przecież jestem u siebie. Przetarłam oczy wchodząc do kuchni, wstawiłam wodę na kawę. Kiedy przygotowywałam swój podstawowy napój dnia, do kuchni weszła Perrie, wyglądając podobnie do mnie.
- Dzień dobry. - Przywitałam się. Uśmiechnęła się, jej oczy były ledwo otwarte. Ziewnęła przyglądając mi się, oparła się o lodówkę.
- Zrobisz jeszcze dwie? - Zapytała.
Jej głos brzmiał, jakby była umierająca. Uniosła brwi i zachwiała się na swoich nogach.
- Zayn cię wykończył?
- Po prostu korzystamy z wolnego domu.
- Wczoraj wróciłam o dwudziestej i już spaliście - wzruszyłam ramionami.
- Nie było cię cały weekend. Co robiłaś z Harrym?
- Um... byliśmy na festynie.
- Mmm... romantycznie. - Uśmiechnęła się.
- Oficjalnie jestem jego dziewczyną - nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Blondynka uniosła wysoko brwi.
- Zapytał cię?
- Można tak powiedzieć.
- Mnie Zay nie pytał.. - stwierdziła z przykrością. - No nic. Co było dalej?
Postanowiłam oszczędzić jej takich szczegółów jak: bójka, małe sprzeczki w aucie, Harry rozbierający mnie, kiedy spałam, jego przyjaciel Louis... Całkiem tego sporo.
- Poznałam jego siostrę.
- U, jaka jest?
- Sympatyczna. - Przyznałam. Na prawdę była bardzo miła i zabawna.
- Jak wygląda?
- Blondynka, brązowe oczy, ale nosi soczewki. Dość podobna do Harrego.
Patrząc na przyjaciółkę chwyciłam czajnik. Dotknęłam się gorącej powierzchni i odruchowo odskoczyłam, rozlewając trochę wrzątku na blat.
- Cholera. - Syknęłam i odstawiłam naczynie z gorącą wodą. Natychmiast wsadziłam dłoń pod bieżącą, zimną wodę.
- Jezu, Mo, ty kaleko.
- Sorry. Zrób tą kawę, muszę iść wziąć prysznic.
Szybko wyszłam z kuchni, dmuchając poparzone opuszki palców.
***
Dzień w pracy mijał mi szybko i przyjemnie. Był poniedziałek, a to oznaczało mało klientów i tylko kilka zamówień dużych sal, w których zazwyczaj odbywały się rocznice, śluby i inne, tego typu imprezy. Moje nogi swobodnie zwisały z krawędzi blatu, na którym siedziałam. Słuchałam przyjemnego głosu Francka, lekko nasyconego francuskim akcentem. Z mojej postawy można było wywnioskować, że nie jestem osobą specjalnie angażującą się w swój zawód. Co chwilę, akurat gdy Franco nie patrzył w moją stronę, winogrona, najpewniej przeznaczone na jakiś deser, lądowały w moich ustach.
- Chyba dzisiaj zamykasz.
Potrząsnęłam głową, a on wyrwał winogrono z mojej dłoni i zabrał miskę z owocami na odpowiednią odległość. Jęknęłam niezadowolona i popatrzyłam na niego proszącymi oczyma.
- Franco.
- Potrzebne mi są. Jeszcze trochę i oplądrujesz całą kuchnie.
- Nie przesadzaj - uśmiechnęłam się w jego stronę. - I tak już kończysz.
- Jutro też jest dzień, a ja muszę mieć jak pracować.
- Ile jeszcze zostało?
- Pół godziny?
Odetchnęłam głośno. Czyli jeszcze pół godziny nic nie robienia.
Wyszłam na główną salę. Adam stał za barem i znudzony zapisywał zamówienia, a Lily z precyzją czyściła szklanki. Zauważyłam swojego tatę siedzącego za stolikiem, przy którym ostatnio rozmawialiśmy. Uśmiechnęłam się i podeszłam do niego. Usiadłam obok niego, przedtem całując go, w kujący od zarostu policzek.
- Cześć. - Przywitał się.
- Cześć. Jak się czujesz? - Zapytałam.
- W porządku, a ty?
- Też.
- Jak ci się układa z... Harrym? - Zapytał, nie do końca pewny właściwości jego imienia.
- Jest dobrze, naprawdę. - Zapewniłam. Nie chciałam opowiadać mu o wszystkich wpadkach, jakie zaliczył mój chłopak.
- Czujesz się przy nim bezpieczna?
- Tak. - Zmarszczyłam brwi. Nie byłam do końca pewna o co chodzi. Może, po prostu się o mnie martwił. - Dlaczego pytasz?
- Chcę mieć pewność, że jesteś bezpieczna. Dużo przestępców wyszło z więzienia i się o ciebie martwię.
Moje serce zabiło mocniej, ale tak na prawdę, nie miałam czego się bać, prawda?
- Nic mi nie będzie. Nie masz się o co martwić.
Posłałam mu uspokajając uśmiech i chwyciłam jego dłoń, spokojnie spoczywającą na stoliku. Wziął drżący oddech i popatrzył na mnie oczyma, przepełnionymi rodzicielską miłością. Tak długo nie patrzyłam w te oczy.
- Chyba jest coś, o czym powinnaś wiedzieć. - Jego dłoń ścisnęła moją. - To co zrobiłem, było najgorszą rzeczą jaką kiedykolwiek mógłby zrobić ojciec. Żałuję tego okropnie, bo odszedłem od was w ten sposób i straciłem was.
Moje oczy delikatnie się zeszkliły. Nidy nie mówił w ten sposób.
- Nie tato. Nie straciłeś. - Potrząsnęłam głową. - Nie straciłeś mnie. Kocham cię.
- Claudia, mam chorobę niedokrwawienia serca.
Przestałam na chwilę oddychać. Wpatrywałam się w niego, nie dowierzając.
- Co to znaczy? - Ledwo wydusiłam.
- Umieram. - Stwierdził płasko.
Nie ruszałam się, tępo wpatrując w przestrzeń. Nie chciałam, żeby jego słowa do mnie dotarły. Nie było go tyle czasu, nagle się pojawia, tylko po to, żeby odejść?
- Nie możesz odejść.
- To nie zależy ode mnie. Nie mam pieniędzy, żeby się leczyć.
- Pomogę ci. - Rzuciłam rozpaczliwie.
- Jest za późno, Mo. Przepraszam cię. Przepraszam za wszystko.
Łzy same pociekły po moich policzkach. To się nie dzieję.
Rzuciłam spanikowane spojrzenie na niego, kiedy wstał od stolika.
- Nie zostawiaj mnie. - Również wstałam i zamknęłam go w ciasnym uścisku. Przytulił mnie, a kiedy poczułam jego zapach, zaczęłam szlochać, mocząc jego koszulkę. Głaskał moje włosy i poczułam się jak dawniej. Jak mała dziewczynka, pocieszająca przez swojego tatę. Czułam na sobie wzrok innych osób, ale nie obchodziło mnie to.
- Jednak... mam do ciebie jeszcze jedną prośbę... - Szepnął prosto do mojego ucha. Popatrzyłam na niego i wytarłam mokre policzki. - Chcę go poznać.
- Har... Harrego? - Zapytałam niepewnie.
Dostrzegłam małe skinienie jego głową i pocieszający uśmiech, na jego twarzy.
- Możemy pojechać do niego nawet teraz i tak już kończę. Tylko do niego zadzwonię...
- Nie musimy jechać dzisiaj. Jest już późno, nie chcę zawracać mu głowy.
- Zadzwonię do niego i się go zapytam.
- Na prawdę nie musisz. Będę tu jutro. - Przytulił mnie i przejechał kciukiem po moim policzku. - Do zobaczenia, skarbie.
Zaczął się oddalać, a ja nie mogłam oderwać od niego wzroku.
- Tato.
Odwrócił się.
- Kocham cię. - Powiedziałam szczerze, a on odpowiedział cichym "ja ciebie też" i wyszedł. Jeszcze chwilę stałam w miejscu i wgapiałam się w drzwi. Udałam się na zaplecze po swoją komórkę i wybrałam numer do Brytyjczyka, z lokami i przepięknie zielonymi oczami. Odebrał po kilku sygnałach, a jego głęboki głos był dla mnie jak zbawianie. Tego potrzebowałam. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, w jak krótkim czasie stałam się zależna od tego chłopaka. Z każdym dniem, każdą komórką mojego ciała stawał mi się bliższy. Prawda była taka, że chyba... zakochiwałam się w nim. W tym pięknym, niebezpiecznym i moim mężczyźnie.
- Claudia, wszystko dobrze?
- Tak, dzwonie tylko, żeby się spytać, czy przyjdziesz jutro do mnie do pracy?
- Dlaczego?
Mogłam sobie wyobrazić, jak głęboka zmarszczka pojawia się między jego brwiami.
- Mój tato chciałby cię poznać.
- Och, Um... Jasne, o której?
- O tej, o której zawsze przychodzę na siłownie.
- No, okej. Jak ci minął dzień? Masz głos jakbyś była wyczerpana. Na pewno wszystko dobrze?
Uśmiechnęłam się. Lubiłam opiekuńczego Harrego.
- No, tak. Powiem ci wszystko jutro. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia, kochanie.
Myślałam, że mój brzuch zaraz rozsadzi, przez to jak do mnie powiedział. Matko, czułam się jakby nie wiem co powiedział.
- Chyba dzisiaj zamykasz.
Potrząsnęłam głową, a on wyrwał winogrono z mojej dłoni i zabrał miskę z owocami na odpowiednią odległość. Jęknęłam niezadowolona i popatrzyłam na niego proszącymi oczyma.
- Franco.
- Potrzebne mi są. Jeszcze trochę i oplądrujesz całą kuchnie.
- Nie przesadzaj - uśmiechnęłam się w jego stronę. - I tak już kończysz.
- Jutro też jest dzień, a ja muszę mieć jak pracować.
- Ile jeszcze zostało?
- Pół godziny?
Odetchnęłam głośno. Czyli jeszcze pół godziny nic nie robienia.
Wyszłam na główną salę. Adam stał za barem i znudzony zapisywał zamówienia, a Lily z precyzją czyściła szklanki. Zauważyłam swojego tatę siedzącego za stolikiem, przy którym ostatnio rozmawialiśmy. Uśmiechnęłam się i podeszłam do niego. Usiadłam obok niego, przedtem całując go, w kujący od zarostu policzek.
- Cześć. - Przywitał się.
- Cześć. Jak się czujesz? - Zapytałam.
- W porządku, a ty?
- Też.
- Jak ci się układa z... Harrym? - Zapytał, nie do końca pewny właściwości jego imienia.
- Jest dobrze, naprawdę. - Zapewniłam. Nie chciałam opowiadać mu o wszystkich wpadkach, jakie zaliczył mój chłopak.
- Czujesz się przy nim bezpieczna?
- Tak. - Zmarszczyłam brwi. Nie byłam do końca pewna o co chodzi. Może, po prostu się o mnie martwił. - Dlaczego pytasz?
- Chcę mieć pewność, że jesteś bezpieczna. Dużo przestępców wyszło z więzienia i się o ciebie martwię.
Moje serce zabiło mocniej, ale tak na prawdę, nie miałam czego się bać, prawda?
- Nic mi nie będzie. Nie masz się o co martwić.
Posłałam mu uspokajając uśmiech i chwyciłam jego dłoń, spokojnie spoczywającą na stoliku. Wziął drżący oddech i popatrzył na mnie oczyma, przepełnionymi rodzicielską miłością. Tak długo nie patrzyłam w te oczy.
- Chyba jest coś, o czym powinnaś wiedzieć. - Jego dłoń ścisnęła moją. - To co zrobiłem, było najgorszą rzeczą jaką kiedykolwiek mógłby zrobić ojciec. Żałuję tego okropnie, bo odszedłem od was w ten sposób i straciłem was.
Moje oczy delikatnie się zeszkliły. Nidy nie mówił w ten sposób.
- Nie tato. Nie straciłeś. - Potrząsnęłam głową. - Nie straciłeś mnie. Kocham cię.
- Claudia, mam chorobę niedokrwawienia serca.
Przestałam na chwilę oddychać. Wpatrywałam się w niego, nie dowierzając.
- Co to znaczy? - Ledwo wydusiłam.
- Umieram. - Stwierdził płasko.
Nie ruszałam się, tępo wpatrując w przestrzeń. Nie chciałam, żeby jego słowa do mnie dotarły. Nie było go tyle czasu, nagle się pojawia, tylko po to, żeby odejść?
- Nie możesz odejść.
- To nie zależy ode mnie. Nie mam pieniędzy, żeby się leczyć.
- Pomogę ci. - Rzuciłam rozpaczliwie.
- Jest za późno, Mo. Przepraszam cię. Przepraszam za wszystko.
Łzy same pociekły po moich policzkach. To się nie dzieję.
Rzuciłam spanikowane spojrzenie na niego, kiedy wstał od stolika.
- Nie zostawiaj mnie. - Również wstałam i zamknęłam go w ciasnym uścisku. Przytulił mnie, a kiedy poczułam jego zapach, zaczęłam szlochać, mocząc jego koszulkę. Głaskał moje włosy i poczułam się jak dawniej. Jak mała dziewczynka, pocieszająca przez swojego tatę. Czułam na sobie wzrok innych osób, ale nie obchodziło mnie to.
- Jednak... mam do ciebie jeszcze jedną prośbę... - Szepnął prosto do mojego ucha. Popatrzyłam na niego i wytarłam mokre policzki. - Chcę go poznać.
- Har... Harrego? - Zapytałam niepewnie.
Dostrzegłam małe skinienie jego głową i pocieszający uśmiech, na jego twarzy.
- Możemy pojechać do niego nawet teraz i tak już kończę. Tylko do niego zadzwonię...
- Nie musimy jechać dzisiaj. Jest już późno, nie chcę zawracać mu głowy.
- Zadzwonię do niego i się go zapytam.
- Na prawdę nie musisz. Będę tu jutro. - Przytulił mnie i przejechał kciukiem po moim policzku. - Do zobaczenia, skarbie.
Zaczął się oddalać, a ja nie mogłam oderwać od niego wzroku.
- Tato.
Odwrócił się.
- Kocham cię. - Powiedziałam szczerze, a on odpowiedział cichym "ja ciebie też" i wyszedł. Jeszcze chwilę stałam w miejscu i wgapiałam się w drzwi. Udałam się na zaplecze po swoją komórkę i wybrałam numer do Brytyjczyka, z lokami i przepięknie zielonymi oczami. Odebrał po kilku sygnałach, a jego głęboki głos był dla mnie jak zbawianie. Tego potrzebowałam. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, w jak krótkim czasie stałam się zależna od tego chłopaka. Z każdym dniem, każdą komórką mojego ciała stawał mi się bliższy. Prawda była taka, że chyba... zakochiwałam się w nim. W tym pięknym, niebezpiecznym i moim mężczyźnie.
- Claudia, wszystko dobrze?
- Tak, dzwonie tylko, żeby się spytać, czy przyjdziesz jutro do mnie do pracy?
- Dlaczego?
Mogłam sobie wyobrazić, jak głęboka zmarszczka pojawia się między jego brwiami.
- Mój tato chciałby cię poznać.
- Och, Um... Jasne, o której?
- O tej, o której zawsze przychodzę na siłownie.
- No, okej. Jak ci minął dzień? Masz głos jakbyś była wyczerpana. Na pewno wszystko dobrze?
Uśmiechnęłam się. Lubiłam opiekuńczego Harrego.
- No, tak. Powiem ci wszystko jutro. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia, kochanie.
Myślałam, że mój brzuch zaraz rozsadzi, przez to jak do mnie powiedział. Matko, czułam się jakby nie wiem co powiedział.
***
W pełnym skupieniu prowadziłam auto, pod nosem nuciłam piosenkę, która akurat leciała w radiu. Na zewnątrz było ciemno. Nadal miałam to przeczucie taką... schizę, że ktoś skoczy mi na maskę. To nawet zabawne. Jak była dziewczyna Harrego, mogła posunąć się do czegoś takiego. "Nie wiadomo czego można się po niej spodziewać, zupełnie jak po tobie. Trafił swój na swego" - Słowa Louisa odbiły się echem w mojej głowie. Wyglądało na to, że Harry i Alice byli, albo ze sobą na prawdę długo, albo jego przyjaciel znał ich bardzo dobrze. Lub oba na raz. Nie miałam pojęcia co ich łączyło i co sprawiło, że nie są już razem, ale ciesze się, że dla Brytyjczyka był to już "zamknięty rozdział".
Po drodze zatrzymałam się na stacji benzynowej. Musiałam zatankować, a poza tym Perrie, prosiła mnie o jakąś gazetę z perfumami, czy coś w tym stylu. Wysiadłam z auta i o dziwo, było całkiem ciepło. Lato zbliżało się wielkimi krokami. Śledziłam licznik na którym pojawiały się coraz to wyższe cyferki. Kiedy uznałam już, że mojemu autu wystarczy, ruszyłam do niejakiego sklepiku, żeby zapłacić odpowiednią sumę. Rozejrzałam się dookoła. Kiedy tylko półka z gazetami rzuciła się w moje oczy, podeszłam do niej i wzięłam pierwszą, lepszą gazetę. Starając się wyciągnąć portfel z torebki wpadłam na obce mi ciało. Portfel niezdarnie wyleciał z mojej dłoń.
- Przepraszam, przepraszam. - Uśmiechnęłam się niezręcznie, a mężczyzna schylił się po moją własność.
- Musisz bardziej uważać.
Jego głos zdawał mi się być znany. Popatrzył na mnie, a moje serce momentalnie zamarło. Wzięłam od niego portfel, drżącymi dłońmi. Zmrużył oczy przyglądając mi się intensywnie. To on. To nie może być on!
- Dzięki. - Rzuciłam ledwo słyszalnym głosem i podeszłam do kasy. Moje serce biło tak mocno, jakby przechodziło zawał. Nie mogłam uwierzyć, że tu jest. W tym samym miejscu co ja. Szybko wypłaciłam pieniądze i nie czekając, aż powolny mężczyzna za kasą wyda mi pieniądze, wyszłam jakby w środku dosłownie się paliło. Obejrzałam się ostatni raz za znanym mi chłopakiem, a kiedy dostrzegłam uśmieszek na jego ustach, myślałam, że to sen. Jeden z kolejnych złych snów. Niestety tak nie było. Spanikowana, próbowałam otworzyć samochód. Widziałam jak wychodzi ze sklepu. Najszybciej jak tylko potrafiłam, wykonałam rutynowe czynności, żeby odpalić auto. Nie wierze, że to miało miejsce. We wstecznym lusterku, zobaczyłam jak do mnie macha. Rozpoznał mnie, cholera. Moje ręce nadal się trzęsły, a ciało oblał porządny dreszcz. Zatrzymałam się gdzieś na zboczu drogi, żeby nie przeszkadzać, przejeżdżającym samochodom. Znalazłam swój telefon i wybrałam numer do Harrego. Nie wiem dlaczego nadal panikowałam. Cholernie się bałam.
- Harry, Harry widziałam go - powiedziałam kiedy tylko odebrał.
- Co, kogo?
- Jake'a , widziałam go. - Wzięłam drżący oddech.
- Jak to? Kiedy, gdzie?
- W sklepie.
- Może ci się przewidziało, Claudia. Spokojnie.
- Nie, Harry to był on.
- Gdzie teraz jesteś?
- W aucie. - Zdenerwowana rozejrzałam sie dookoła. Jego cichy śmiech trochę mnie uspokoił.
- A dokładniej?
- Ulica... Nie wiem Harry...
- Okej, przyjedź do mnie. Czy może, ja mam przyjechać po ciebie?
- Nie wiem, przyjedź tu proszę. Boże, jestem okropnie spanikowana. Cała się trzęsę.
- Dobrze, nie ruszaj się stamtąd. Uspokój się trochę. Zaraz tam będę.
- To chyba gdzieś niedaleko bogatej dzielnicy. Główna droga.
- Co ty tam robisz?
- Nie wiem, nie myślałam gdzie jadę. Proszę pośpiesz się.
- Przecież już jadę. - Zaśmiał się.
- Nie rozłączaj się.
- Nie ma sprawy.
Po drodze zatrzymałam się na stacji benzynowej. Musiałam zatankować, a poza tym Perrie, prosiła mnie o jakąś gazetę z perfumami, czy coś w tym stylu. Wysiadłam z auta i o dziwo, było całkiem ciepło. Lato zbliżało się wielkimi krokami. Śledziłam licznik na którym pojawiały się coraz to wyższe cyferki. Kiedy uznałam już, że mojemu autu wystarczy, ruszyłam do niejakiego sklepiku, żeby zapłacić odpowiednią sumę. Rozejrzałam się dookoła. Kiedy tylko półka z gazetami rzuciła się w moje oczy, podeszłam do niej i wzięłam pierwszą, lepszą gazetę. Starając się wyciągnąć portfel z torebki wpadłam na obce mi ciało. Portfel niezdarnie wyleciał z mojej dłoń.
- Przepraszam, przepraszam. - Uśmiechnęłam się niezręcznie, a mężczyzna schylił się po moją własność.
- Musisz bardziej uważać.
Jego głos zdawał mi się być znany. Popatrzył na mnie, a moje serce momentalnie zamarło. Wzięłam od niego portfel, drżącymi dłońmi. Zmrużył oczy przyglądając mi się intensywnie. To on. To nie może być on!
- Dzięki. - Rzuciłam ledwo słyszalnym głosem i podeszłam do kasy. Moje serce biło tak mocno, jakby przechodziło zawał. Nie mogłam uwierzyć, że tu jest. W tym samym miejscu co ja. Szybko wypłaciłam pieniądze i nie czekając, aż powolny mężczyzna za kasą wyda mi pieniądze, wyszłam jakby w środku dosłownie się paliło. Obejrzałam się ostatni raz za znanym mi chłopakiem, a kiedy dostrzegłam uśmieszek na jego ustach, myślałam, że to sen. Jeden z kolejnych złych snów. Niestety tak nie było. Spanikowana, próbowałam otworzyć samochód. Widziałam jak wychodzi ze sklepu. Najszybciej jak tylko potrafiłam, wykonałam rutynowe czynności, żeby odpalić auto. Nie wierze, że to miało miejsce. We wstecznym lusterku, zobaczyłam jak do mnie macha. Rozpoznał mnie, cholera. Moje ręce nadal się trzęsły, a ciało oblał porządny dreszcz. Zatrzymałam się gdzieś na zboczu drogi, żeby nie przeszkadzać, przejeżdżającym samochodom. Znalazłam swój telefon i wybrałam numer do Harrego. Nie wiem dlaczego nadal panikowałam. Cholernie się bałam.
- Harry, Harry widziałam go - powiedziałam kiedy tylko odebrał.
- Co, kogo?
- Jake'a , widziałam go. - Wzięłam drżący oddech.
- Jak to? Kiedy, gdzie?
- W sklepie.
- Może ci się przewidziało, Claudia. Spokojnie.
- Nie, Harry to był on.
- Gdzie teraz jesteś?
- W aucie. - Zdenerwowana rozejrzałam sie dookoła. Jego cichy śmiech trochę mnie uspokoił.
- A dokładniej?
- Ulica... Nie wiem Harry...
- Okej, przyjedź do mnie. Czy może, ja mam przyjechać po ciebie?
- Nie wiem, przyjedź tu proszę. Boże, jestem okropnie spanikowana. Cała się trzęsę.
- Dobrze, nie ruszaj się stamtąd. Uspokój się trochę. Zaraz tam będę.
- To chyba gdzieś niedaleko bogatej dzielnicy. Główna droga.
- Co ty tam robisz?
- Nie wiem, nie myślałam gdzie jadę. Proszę pośpiesz się.
- Przecież już jadę. - Zaśmiał się.
- Nie rozłączaj się.
- Nie ma sprawy.
***
Wysiadłam z auta, kiedy tylko zobaczyłam samochód Harrego zatrzymujący się zaraz przy moim. Wysiadł z auta i zmarszczył brwi patrząc na mnie. Przytuliłam go i stanęłam na palcach, żeby móc zatopić dłoń w jego miękkich włosach. Podniósł mnie i posadził na masce swojego jeep'a.
- Co się stało? - Zapytał i cmoknął mnie w usta. Spotkałam zieleń jego oczu i czułam jak moje ciało, z każdą sekundą staje się coraz bardziej spokojne. Obięłam go rękami w pasie i wtuliłam się w jego brzuch.
- Widziałam go.
- Może to nie był on...
- To był on, Harry. To na pewno był on. - Zapewniałam.
- Hej, jestem przy tobie. - Szepnął i mocniej mnie przytulił. - Nie ma się czego bać.
Zamknęłam oczy i zaciągnęłam się jego zapachem. Pachniał tak dobrze. Czułam się bezpiecznie, kiedy był obok. Nawet ciemność, która nas otaczała nie zdawała się być straszna. Harry cmokał moją głowę i pocierał plecy, dając mi dodatkowe ciepło i otuchę.
- Wracajmy do domu, hm? - Potarł moje policzki swoimi kciukami i uśmiechnął się ciepło. Nasze usta niedługo się spotkały, w irytująco krótkim pocałunku.
- Co się stało? - Zapytał i cmoknął mnie w usta. Spotkałam zieleń jego oczu i czułam jak moje ciało, z każdą sekundą staje się coraz bardziej spokojne. Obięłam go rękami w pasie i wtuliłam się w jego brzuch.
- Widziałam go.
- Może to nie był on...
- To był on, Harry. To na pewno był on. - Zapewniałam.
- Hej, jestem przy tobie. - Szepnął i mocniej mnie przytulił. - Nie ma się czego bać.
Zamknęłam oczy i zaciągnęłam się jego zapachem. Pachniał tak dobrze. Czułam się bezpiecznie, kiedy był obok. Nawet ciemność, która nas otaczała nie zdawała się być straszna. Harry cmokał moją głowę i pocierał plecy, dając mi dodatkowe ciepło i otuchę.
- Wracajmy do domu, hm? - Potarł moje policzki swoimi kciukami i uśmiechnął się ciepło. Nasze usta niedługo się spotkały, w irytująco krótkim pocałunku.
Niee tylko nie koniec ....
OdpowiedzUsuńbardzo bardzo fajny ! czekam na nexta @znaleziona69
Choroba taty Mo... jeju, biedna Claudia.
OdpowiedzUsuńPopłakałam się, Harry jest taki kochany, czuły.. kocha ją i to jest cudowne.
@luvmyiggyiggs
😍❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuń