niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział 6

Chłodny podmuch wiatru sprawił, że bardziej wtuliłam się w mężczyznę. Czułam bijące od niego ciepło. Byliśmy w tym samym miejscu, co zawsze. Samotni, ale razem. Z każdej nocy, coraz bliżsi sobie.
Zaspana chwyciłam telefon z szafki nocnej, który niemiłosiernie prosił się, żeby rzucić nim o ścianę, aby rozsypał się na milion kawałeczków.
- Tak? – Rzuciłam zaspanym głosem do osoby po drugiej stronie.
- Claudia?
Krew w moich żyłach zaczęła się gotować, a dłonie pocić, gdy usłyszałam jego głęboki, lekko ochrypły głos przez słuchawkę.
- T- tak…
- Gdzie byłaś wczoraj, przyjechałem po ciebie…
Przez moje ciało przeszły potężne dreszcze.
- Um… odwiozłam mamę Perrie na lotnisko. Miałam mały – przerwałam na chwilę, przypominając sobie wczorajsza sytuację. – problem, jak wracałam…
- Problem?
- Tak, problem.
- Oh… no dobrze porozmawiamy później, przyjadę po ciebie… niedługo. Do zobaczenia.
- Jak to – urwałam w połowie zdania jak usłyszałam, że się rozłączył. Spojrzałam na zegarek w telefonie. 12. Zwlekłam się z łóżka i ruszyłam do łazienki, ziewając po drodze. Stanęłam przed lustrem, moją uwagę od razu przykuł policzek. Nie było na nim już śladu fioletu lub zieleni, na szczęście wrócił do dawnej barwy. Mogłam zacząć szukać pracy. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam czarne, dżinsowe rurki, czarną bluzkę na ramiączkach i dżinsową kurtkę. Włosy gładko opadały na moje ramiona. Gdy usiłowałam doprowadzić swoje rzęsy do perfekcji, przy pomocy tuszu, usłyszałam dzwonek do drzwi. Odłożyłam tusz na swoje miejsce i ostatni raz przejrzałam się w lustrze. Wow. Wyglądam naprawdę dobrze.
Otworzyłam drzwi, a chłopak od razu przywitał mnie szerokim uśmiechem. Miał na sobie czarną skórzaną kurtkę, czarne spodnie, które bardzo opinały jego zgrabne, długie nogi i białą koszulkę, zza której można było dostrzec dwie, wytatuowane jaskółki, poniżej obojczyków.
- Cześć – Nachylił się i cmoknął delikatnie mój policzek. – Ślicznie pachniesz.
O mój Boże. Chyba zaraz zemdleję.
- Cześć, dziękuje.
Zamknęłam za sobą drzwi. Harry chwycił moją dłoń.
- To twój? – Zapytałam, widząc czarny motor, stojący na chodniku przed domem. Był czysty i doprowadzony do perfekcji.
- Tak. Podoba ci się?
- Jest piękny. Nigdy nie jeździłam…
-  Więc to będzie twój pierwszy raz – uśmiechnął się i puścił mi oczko. Wyjął jeden kask z sakwy i delikatnie założył na moją głowę, zapinając go. – Jest okej?
Pokręciłam głową. Kopnął nóżkę na, której opierał się motor i wsiadł na niego. Odpalił go i popatrzył na mnie.
- Wsiadaj. – sięgnął dłonią do małej, wysuwanej nóżki. Stanęłam na nią nogą, złapałam ramiona chłopaka i usiadłam. Założył na swoją głowę kask, złapał moje dłonie i oplótł moje ręce, wokół swojej talii. – Trzymaj się mnie mocno.
Ruszyliśmy z charakterystycznym dźwiękiem, warkotu silnika. Niebo nad nami stało się niebezpiecznie szare i zbierało się na ulewę. Wjechaliśmy na autostradę, prędkość z jaką jechaliśmy przyprawiała mnie o gęsią skórkę. Mocniej oplotłam ręce wokół mężczyzny. Zjechaliśmy na pobocze, gdzie znajdowała się mała knajpka w chińskim stylu. Zatrzymał motor na jednym miejscu parkingowym, przed restauracją. Zsiadłam z niego od razu, gdy go wyłączył. Próbowałam odpiąć kask, ale nie udało mi się to. A byłoby tak jak w tych filmach. Ściągnęłabym kask i zamachała seksownie włosami, przykuwając uwagę Harrego. Nie wyszło.
Chłopak zaśmiał się i pomógł mi ściągnąć kask.
- Jak się jechało? – Zapytał chowając kaski.
- Szybko.
Zaśmiał się i pociągnął mnie za rękę. W środku restauracji było dosyć pusto i tylko kilka stolików było zajętych. Zajęliśmy jeden, przy oknie. Rozejrzałam się dookoła. Było całkiem przytulnie. Panował głównie kolor czerwieni i czerni, oraz małe akcenty zieleni w postaci roślin.
- Lubisz Japońską kuchnię? – Zapytał i podał mi menu, które leżało na stoliku.
- Nie… nigdy jakoś, za bardzo nie miałam styczności z tą kuchnią… - powiedziałam i wzięłam od niego menu. Było wypełnione mnóstwem nazw, których nie byłam w stanie przeczytać.
- Może wybiorę po prostu sushi?
- Jasne.
Uśmiechnęłam się szczerze i podałam mu swoją kartę. W końcu mogłam mu się bliżej przyjrzeć. Jego usta wyglądały tak jak je zapamiętałam – różowe, układające się w rozciągnięte serce. Jego oczy – duże w kolorze morskiej zieleni, a nos garbaty. Wszystko razem wyglądało idealnie, ale kiedy się uśmiechnął stawał się jeszcze piękniejszy, ukazując biel zębów i dołeczki w policzkach.
Mała japonka podeszła do naszego stolika uśmiechając się szeroko.
- Co mogę podać? – jej akcent był wyraźnie słyszalny, choć bardzo dobrze radziła sobie z naszym językiem. Harry złożył zamówienie, a dziewczyna po chwili znikła.
- Jadłaś kiedyś sushi?
- Nie, jeszcze nie.
- Skończyłaś jakąś szkołę?
- Gastronomiczną – wzruszyłam ramionami.
- I nie miałaś żadnej z styczności z kuchnią japońską i chińską?
- Jakoś nie…
Między nami zapadłą głucha cisza. Bawiłam się swoimi palcami, skupiając na nich cała swoją uwagę. Czułam na sobie wzrok mężczyzny i miałam ochotę się roześmiać. Może ja powinnam zadać teraz pytanie?
- Kiedy do ciebie dzwoniłem, powiedziałaś, że miałaś mały problem gdy wracałaś… mogę wiedzieć jaki? – Przekręcił głowę w bok. Przypomniałam sobie o wczorajszym, mini wypadku. Osoba którą potrąciłam, wleciała mi na maskę, lekko obiła się o szybę, ale nie za mocno bo ta nawet nie pękła. Po chwili potrącona osoba wstała z ulicy i zaczęła walić w szybę auta, próbując otworzyć drzwiczki. Byłam przerażona i odjechałam z piskiem opon. Nadal nie wiem jak ta osoba była w stanie, po prostu wstać i podejść do samochodu, ogarnięta taką złością. W końcu to nie była moja wina, to ten ktoś stał na środku ulicy… nocą. – Mo?
Wyrwałam się z zamyślenia i spojrzałam na niego, szybko mrugając.
- Nic… Nic poważnego.
- Claudia? Miałaś wypadek, potrąciłaś jelenia?
Zaśmiałam się cicho.
- Nie to z pewnością nie był jeleń.
- Czyli coś potrąciłaś…
Mała japonka pojawiła się przy naszym stoliku, kładąc na nim tacę z przekąskami sushi. Przyglądałam się jej dokładnie. Dziewczyna postawiła obok miseczkę z czymś przypominającym sos, tyle, że było wodniste w kolorze bardzo ciemnego, bordowego. W drugiej miseczce była zielona papka, zapewne wasabi.
- O mój Boże… dużo tego.
Harry zaśmiał się i podał mi pałeczki.
- Um.. Jak to się trzyma? – Zaśmiałam się. Harry usiadł blisko mnie na małej czerwonej kanapie.
- Popatrz… - ułożył pałeczki między moimi palcami – Tym podpierasz, a tym ruszasz.
Uśmiechnął się szeroko, gdy zobaczył, że zamiast patrzeć na pałeczki przyglądam się mu.
- Zacznijmy od klasycznego sushi. To są Hosomaki – wskazał na typowo wyglądające sushi. Owinięte tym… czymś. W środku był ryż i coś zielonego. Kompletnie się na tym nie znałam. – To jest wodorost, w środku jest ryż, a to zielone to awokado. 
- Wygląda… smacznie.
- To są Nigiri. Z łososiem, krewetką i węgorzem – wskazał pałeczką na poszczególne „Nigiri”. Jak dla mnie wyglądało to jak mała kupka ryżu, przykryta krewetką, czy tam łososiem. – A to gunkan z kawiorem. To jest wodorost, a w środku kawior, w tym przypadku czerwony.
- To jest sos? – wskazałam na miseczkę, która wcześniej przykuła moją uwagę.
- Sojowy. Od czego chcesz zacząć?
- Chyba od tego – wskazałam na, jak to wcześniej nazwałam, małą kupkę ryżu przykrytą krewetką.
- Spróbuj z krewetką.
- Co jak mi nie będzie smakować?
- Mam tu chusteczki, wyplujesz.
Uśmiechnęłam się i uniosłam Nigiri, przy pomocy pałeczek. Wsadziłam cały kawałek do ust i powoli przegryzłam. Harry zrobił to samo i zaczął swobodnie je przeżuwać, kiedy ja ostrożnie ruszałam szczęką. Poczułam smak czegoś ostrego i byłam pewna, że to wasabi. Krewetka smakowała tak jak zawsze, byłam przyzwyczajona do owoców morza. Zaczęło mnie trochę mdlić, więc szybko połknęłam wszystko.
- I jak?
- Całkiem niezłe. – Przyznałam. Nie było tak źle.
- Spróbuj tego. – Harry wziął w swoje pałeczki Hosomaki i wyciągnął go w moją stronę. – Otwórz usta.
Zrobiłam tak jak kazał. Uśmiechnął się lekko i wsunął w moje usta sushi. Kiedy je ugryzłam od razu się skrzywiłam, a nieznośny smak rozniósł się po moich kubkach smakowych. Ugryzłam drugi raz i poczułam, że mi niedobrze.
- Harry… - mruknęłam, a on natychmiast wyciągnął chusteczkę. Wzięłam ją od niego i wyplułam sushi. – Ohyda.
Harry zaśmiał się głośno.
- Pycha! – Wsadził jeden do ust i szybko zjadł.
- Fuj, niedobrze mi było. Możesz zjeść resztę sam.
Harry zaśmiał się i wypił szklankę soku.
- Chodźmy, chcę cię jeszcze gdzieś zabrać. – Wstał i położył kilka funtów na stoliku. Chwyciłam jego dłoń i również wstałam. Usiedliśmy na motor i odjechaliśmy sprzed restauracji. Chmury nad nami były coraz ciemniejsze, sprawiając, że południe wyglądało jak klasyczny, letni, burzowy wieczór. Jechaliśmy omijając auta w korkach i wyjechaliśmy na ruchliwą ulicę. Chwyciłam w dłonie materiał jego skórzanej kurtki i ścisnęłam w pięściach.
Wysiedliśmy przed barem. Na pierwszy rzut oka nie wyglądał źle. Przy wejściu wisiała tabliczka z napisem „THE GLOW”. W środku światła były przyciemnione, a kilka osób siedziało przy barze. Grupka facetów grała w bilard przy jednym ze stołów i dwie dziewczyny siedziały przy stoliku w rogu sali, prowadząc zaciekłą konwersację. Całe wnętrze było urządzone w stylu country, zachodniego teksasu.
Podeszliśmy do baru. Kilku panów spojrzało w naszą stronę. Zdecydowanie tu nie pasowaliśmy.
Barman popatrzył na nas i szeroko się uśmiechnął w stronę Harrego, przelotnie spojrzał na mnie. Miał na sobie dżinsową katanę na grubych ramiączkach, dzięki którym można było dostrzec jego wytatuowana rękę. Jego włosy były czarne jak smoła, krótkie ale nie bardzo.
- Dobrze znowu cię tu widzieć, Harry. Widzę, że masz nową towarzyszkę – uśmiechnął się w moją stronę. – Jestem Jack.
- Claudia – podałam mu dłoń.
- Czego byście się napili?
- Zaproponuj nam coś, Jack. - Harry usiadł na stołku barowym, tak samo jak ja. Mężczyzna za barem odwrócił się do nas plecami, przyrządzając coś do picia. Postawił przed nami dwie szklanki wypełnione tym… czymś co tam wlał. Niepewnie upiliśmy łyk ze szklanek. Odłożyłam ją i oblizałam usta patrząc na Harrego.
- Co to jest? – alkohol rozlał się po moich żyłach, spowodował przyjemne ciepło w przełyku i brzuchu.
- Szkocka whiskey, skarbie. Glen Turner, jedna z najlepszych.
Zerknęłam kontem oka na Harrego, który bacznie mi się przyglądał. Wzięłam kolejny łyk whiskey, uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Co?
- Grałaś kiedyś w bilard? – Przekręcił głowę w bok.
- Nie, jeszcze nigdy.
- Zagramy? – Pociągnął mnie w stronę wolnego stołu bilardowego. Zaśmiałam się i wzięłam kij od chłopaka. – Jest taka zasada, kiedy się o coś gra i jest się z dziewczyną, ona musi pocałować kij.
Uniosłam brew pytająco.
- Ale, że nie gramy o nic i nie jesteś moją dziewczyną, nie musisz całować mojego kija – puścił mi oczko. – No… chyba, że chcesz?
Potrząsnęłam głowa i zmarszczyłam nos.
- Chodź tu.
Podeszłam niepewnie do Harrego stanął za mną i nachylił mnie do stołu. Chwycił moje ręce i odpowiednio ustawił, tak żebym trafiła w kule przede mną. Podniosłam wzrok na Jacka, który przyglądał się nam z uśmiechem.
- Musisz trafić w białą – wyszeptał do mojego ucha. Moim ciałem zawładnęły dreszcze. Pchnęłam kij z pomocą Harrego i kule w różnych kolorach, rozbiegły się po stole. Przy kolejnych sztuczkach jakie pokazywał mi brunet, ukradkiem mnie dotykając, zauważyłam, że już nie spinam się przy jego dotykach i nie reaguje, tak jak na innych.
- Udało mi się! Przegrywasz – uśmiechnęłam się i dźgnęłam zielonookiego kijem w klatkę piersiową. Posłał mi jeden z najcudowniejszych uśmiechów, jakie mogłam sobie tylko wyobrazić.


_____________
Ten rozdział pojawił się troszeczkę wcześniej, ponieważ nie miała bym czasu, żeby dodać go w poniedziałek. Jeżeli ktoś miał problemy, żeby sobie wyobrazić motor Harrego jest TU, a sushi wzięłam z jakiejś strony, już nie pamiętam... Do następnego rozdziału. Komentujecie bo ja to uwielbiam <3 

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział 5

Gdy tylko otwarłam oczy, zorientowałam się, że nie ma przy mnie Perrie. Czułam jej obecność całą noc i pozostało mi tylko dziękować Bogu za taką przyjaciółkę. Usiadłam, przecierając oczy. Byłam w luźnej białej bluzce i bieliźnie. Spojrzałam na swoje uda.
Wypukłe ślady majaczyły, na bladej skórze nóg. Odetchnęłam głośniej i przejechałam jednym palcem wzdłuż śladów.
„- Będzie boleć… Krzycz.”
Słowa mężczyzny pojawiły się w mojej głowie. Zacisnęłam oczy, przywołując tym jeszcze więcej strasznych wspomnień.
„- Robie to dla twojego bólu i swojej przyjemności…”
Zwinęłam się w kłębek, na łóżku, a łzy swobodnie spływały po moich policzkach i rozpływały się na kolanach. Pociągnęłam nosem, znów zatapiając się w wspomnieniach.
„- Co tu robisz?
- Przyszedłem się pobawić… Ty będziesz zabawką.
- Żartujesz, tak?
- Jestem całkiem poważny, Claudio”
Krew, ból, łzy i on. Mężczyzna, którego twarzy nigdy nie zapomnę. Myślałam, że jest moim kolegą, ze szkoły. Całkiem fajny chłopak… miły, sympatyczny… a tak naprawdę sukinsyn bez serca, sumienia i skrupułów.
Zostawił w moim życiu, po sobie niezły ślad, którego nie da się pozbyć. Wspomnienia, których nie można wymazać. I rany, które nigdy nie znikną.
Niektórzy sprawiają sobie sami ból, ostrym narzędziem potocznie nazywanym, żyletką. To coś innego jeśli ty sprawiasz, że krew ścieka po twoich nadgarstkach, nogach… Jeśli ktoś inny to robi? Co wtedy? Brutalnie cię całuje, rozbiera, tnie i ma zamiar zgwałcić? Co wtedy? Ratuje cie sąsiadka bo usłyszała jak krzyczysz. Zabawne…
- Nie, nie, kochanie już – Perrie przyciągnęła mnie do siebie i zamknęła w ramionach. Nawet nie spostrzegłam, że cała się trzęsę, a moja twarz i nogi są mokre od łez. Ścisnęłam w pięściach materiał jej czarnej bluzki.
- Dlaczego ja? Dlaczego, to musze być ja? – Łkałam żałośnie mocząc jej bluzkę.
- To nie twoja wina. Wszystko jest dobrze, będzie dobrze…
- Kiedyś też tak mówiłaś.
- I było… Hej, zawsze cię ktoś ratuje. Tym razem to Harry. Jednak ktoś zawsze nad tobą czuwa. Już nie pozwoli na nic takiego… Obiecuję.
Dzięki jej słowom trochę się uspokoiłam. Nadal szeptała pocieszająco do mojego ucha. Moje życie to jedno, wielkie bagno. Gorzej chyba, być nie może.
- Dzisiaj moja mama nas odwiedzi, będzie też Zayn. Będziesz z nami prawda?
- Tak, jasne. – Wydusiłam.
Mama Perrie była dla mnie bardzo ważną osobą. Kochałam ją tak jak własną, mamę. No prawie… Zdarzało się czasami, że powiedziała do mnie córciu, lub coś w tym stylu. Jest naprawdę sympatyczną osobą, pełną miłości i troski.
                                                                                      ***
Kiedy wyszłam z łazienki, po dosyć odświeżającym prysznicu, który pomógł mi oczyścić głowę ze wszystkiego, usłyszałam dźwięk oznaczający, że dostałam sms’a. Zmarszczyłam brwi i podniosłam telefon z łóżka. Moja szczęka opadła ze zdziwienia, gdy zobaczyłam, że dostałam wiadomość od Harrego.

Uniosłam brew zdziwiona jego wiadomością, ale… Skąd on do cholery miał mój numer?! Odpisałam szybko i podeszłam do szafki wybierając jakieś ubrania na spotkanie z mamą Perrie.



Odrzuciłam telefon i ku mojego zdziwieniu, całkiem dobrze się czułam. Ubrałam się i zeszłam na duł gdzie siedziała już Perrie, jej mama, oraz Zayn. Uśmiechnęłam się trochę zmieszana. Mama przyjaciółki podeszła do mnie z otwartymi ramionami, po czym zamknęła mnie w nich.
- Jak dobrze cię widzieć! Tak dawno nie rozmawiałyśmy! – Kobieta patrzyła na mnie, z szerokim uśmiechem na twarzy. Na jej twarzy można było zauważyć dosyć dużo makijażu i duże usta pociągnięte krwisto czerwoną szminką, która od razu rzucała się w oczy. Taka Perrie tylko, że starsza. No i ma trochę więcej tego… wszystkiego.
- Tak, też się cieszę, że mogę wreszcie cię zobaczyć. Cześć Zayn – uśmiechnęłam się w jego stronę, a on zrobił to samo w moją.
- Wszystko w porządku?
Perrie popatrzyła na mnie.
- Jak najbardziej.
Usiadłam naprzeciwko Zayna, obok mamy Perrie. Stwierdziłam, że będę się uśmiechać i udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. No bo w końcu, nikt nie musi wiedzieć o tym co zaszło.
Nabrałam na widelec trochę sałatki i zaczęłam jeść, słuchając ich rozmów. Mama Pezz wypytywała Zayna o różne rzeczy. Ile ma lat, gdzie pracuje, co robi w wolnym czasie… Kiedy usłyszałam jak zapytała Zayna czy „jest prawiczkiem” niemal wyplułam sałatkę z powrotem na talerz, co spotkało również Perrie.
- Mamo! – dziewczyna zabijała ją wzrokiem.
Wyciągnęłam chusteczkę z kartonowego pudełka i przetarłam nią brudne usta.
- No co!? Jestem ciekawską kobietą…
- Nie, nie jestem prawiczkiem. – Przyznał poważnym tonem Zayn, lekko się uśmiechając.
Kaszlałam czując, jak resztki sałatki stoją w moim przełyku. Mama Perrie poklepała mnie po plecach, ale to w cale nie pomogło.  W moich oczach zbierało się od łez, a blondynka siedziała tam i śmiała się najgłośniej jak tylko potrafiła. Chwyciłam jej szklankę z sokiem i wypiłam całą jej zawartość.
- To moje!
- Zamknij się – warknęłam i usiadłam z powrotem na krześle. Zayn wpatrywał się we mnie i obaj, w tym samym czasie zaczęliśmy się śmiać. Otarłam łzy z oczu i zaczęliśmy rozmowę od nowa. 
                                                                                   ***
- Cóż miło się z wami siedziało. Naprawdę polubiłam cię Zayn, opiekuj się moją córką. Ja będę się już zbierać…
Patrzyłam uważnie na kobietę. Spędziliśmy wiele godzin w kuchni po prostu rozmawiając i było całkiem miło. Z wyjątkiem jednego incydentu dotyczącego cnoty Zayna. Mogłam tylko dziękować, że nie zadawała więcej tego typu pytań. Skoro ja się czułam tym speszona, to co musiała czuć Perrie…
- Mogę cię odwieść.
- Nie, nie będę przysparzać ci problemów. Masz pewnie wiele na głowie…
- Ale to żaden problem – uśmiechnęłam się i wstałam do wyjścia.
Podróż na lotnisko minęła dość szybko i w miłym towarzystwie. Rozmawiałyśmy głównie o mnie, ale starałam się ominąć mój temat i przejść do Perrie.
Gdy wracałam na ulicach panował mrok. Mieszkaliśmy na obrzeżach Londynu, gdzie za zwyczaj nie dzieje się wiele. Samochody rzadko tędy przejeżdżają, a ludzie nie wychodzą wieczorami zbyt chętnie z domów. Cała moja uwaga była skupiona na drodze, gdy nagle przed moją maską pojawiła się postać cała ubrana na czarno. Próbowałam zahamować, ale osoba która stała na samym środku drogi wpadła mi na maskę auta, obiła się lekko o szybę po czym spadła. Auto pod wpływem mojego nacisku na hamulec, obróciło cię mocno w prawo. Siedziałam tam w całkowitym szoku, a moje serce biło jak szalone. Popatrzyłam w stronę osoby, którą potrąciłam. Ku mojemu zdziwieniu, osoba wstała i kierowała się w moją stronę nie spuszczając ze mnie wzroku. Zamknęłam drzwi auta, w razie jakby przyszło jej wejść do auta, czy coś…
Szarpnęła mocno klamkę drzwiczek, ale te nie ustąpiły, walnęła mocno w szybę. Przyglądałam się jej niebieskim chłodnym oczom. Nie byłam do końca pewna czy to mężczyzna, czy kobieta. Nacisnęłam pedał gazu, chcąc jak najszybciej uciec od tej osoby. Ruszyłam samochód z miejsca, nieznajomy potracony przeze mnie, biegł przez chwilę przy samochodzie, trzymając się klamki ale po chwili puścił. Gdy byłam coraz bliżej domu moje serce wracało do miarowego tępa, ale w głowie cały czas odtwarzałam to co się stało.
Sprawdziłam godzinę w telefonie. 21. Cholera.
- Perrie! – Zawołałam, wchodząc z hukiem do domu. –Perrie!
- No co jest?
Przesunęłam wzrokiem po całej długości jej ciała. Miała na sobie obcisłą, białą bluzkę na ramiączkach i różowe majteczki. Jej włosy były w całkowitym nieładzie, a policzki różowe jak nigdy dotąd. Uśmiechnęłam się szeroko, chyba wiedząc kto jest sprawdzą jej wyglądu.
- Spróbuj się odezwać… -pogroziła mi palcem.
- Chyba kogoś potrąciłam i…
- Co?! Z autem wszystko w porządku?! – Perrie wzięła swój płaszcz z wieszaka i wybiegła z domu. Zatrzymała się przy aucie.
- Co ty na wiewiórkę wpadłaś?!
- Właściwie to…
- Nic takiego się nie stało, każdemu się zdarza!
- Dobra… nie ważne. Mniejsza z tym. Był tu dzisiaj Harry?
- Tak był, chodź do środka bo zamarznę.
- Mam rozumieć, że Zayn zostaje na noc? – Popatrzyłam na nią z uniesioną brwią i wybuchłam głośnym śmiechem. 


__________
Dziękuje jeszcze raz za wszystkie wasze komentarze, i że w ogóle czytacie to opowiadanie. Jestem wam bardzo wdzięczna. 














poniedziałek, 13 stycznia 2014

Rozdział 4

Duża dłoń obcego mężczyzny, rozpięła guzik moich spodni. Chciałam krzyknąć, ale zanim się zorientowałam dostałam mocno w twarz. Okropny ból rozszedł się po całej prawej stronie twarzy, a z łuku brwiowego polała się krew. Łzy spływały po moich policzkach, kiedy łkałam żałośnie i prosiłam, żeby przestał. Jego palce powolnie przejechały w miejscu pomiędzy nogami. Zamknęłam oczy zrozpaczona. Nie mogłam nic zrobić i… to było najgorsze. Nie byłam na to gotowa. Nie chcę przeżywać tego drugi raz. Nie chcę…
- Wszystko będzie dobrze… - Wyszeptał do mojego ucha. Zrobiło mi się niedobrze i chyba zaraz zwymiotuję. Wsunął palce za tasiemkę moich majtek, a nieprzyjemne dreszcze przeszły całe moje ciało. Zaczęłam krzyczeć ile miałam tylko siły ale płacz mi w tym tylko przeszkadzał.
- Przestań proszę… Pomocy! Błagam…
Nagle gdy spojrzałam na mężczyznę, który mnie obmacywał już leżał na ziemi. Jego twarz dostawała kolejne uderzenia pięści, które należały do Harrego. Zsunęłam się po murzę i przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej, chowając głowę w zagłębieniu między nimi. Jedyne co słyszałam to, przekleństwa wypadające z ust Harrego i jego przyspieszony oddech. Nie chciałam nic widzieć. Chciałam zniknąć, rozpłynąć się, zapaść pod ziemię.
Łzy nadal spływały po policzkach, w niewyobrażalnych ilościach.
- Już nigdy nikogo, kurwa nie dotkniesz! – ostre słowa Harrego dotarły do moich uszu. Byłam mu tak bardzo wdzięczna za to co zrobił. Gdyby nie on pewnie leżała bym tu teraz pół naga i obolała.
Po kilku siarczystych uderzeniach i przekleństwach, poczułam jak podnosi mnie i niesie jak pannę młodą. Było mi tak źle, tak niedobrze.
- Harry…
- Ćśśś… już dobrze, już po wszystkim.
- Harry, ja zaraz zwymiotuje.
Podszedł jeszcze kilka kroków i postawił mnie za jakimś dużym śmietnikiem. Natychmiast poczułam jak całą zawartość mojego żołądka unosi się, by za chwilę spocząć na drodze. Harry trzymał moje włosy, gdy ja niemiłosiernie wymiotowałam. Łzy nadal spływały. Nie byłam w stanie ustać na nogach, a co dopiero chodzić. Przed moimi oczami pojawiały sie mroczki i całkowita ciemność. Ulga. 
                                                                                    ***

Otwarłam oczy i pierwsze co zobaczyłam to zielone tęczówki.
Czy ja śnię?
- W porządku?
Jego głos był ochrypły i sprawił, że przebiegły mnie dreszcze. Nie były takie jak poprzednio, były przyjemne. Zaskoczyło mnie to jak opiekuńczy potrafi być ten chłopak. Co ja bym zrobiła gdyby nie on? No właśnie… Nic. Przyglądałam się jego oczom, o niesamowitej zieleni, by za chwilę wlepić wzrok w jego malinowe, pełne usta. Rozpływałam się, myśląc o tym jak cudownie całują i smakują.
Usiadłam powoli, krzywiąc się z bólu. Przypomniałam sobie cały dzisiejszy wieczór. Nie był jednym z najgorszych był drugi.
- Napij się. Jesteś osłabiona, musisz pić dużo wody.
Wzięłam od niego szklankę i przechyliłam do ust. Jej zawartość poleciała ciurkiem z kącika moich ust. Były tak opuchnięte, że nie mogłam się napić. Brunet zaśmiał się i przetarł mokrą ścieżkę z mojego podbródka. Jego źrenicę powiększyły się, gdy dotarł do moich ust.
- Dziękuje. – Wyszeptałam.
- To nic.
- Nie jestem w stanie znieść myśli, co by się stało, gdybyś się tam nie pojawił… - kolejna łza pojawiła się na moim policzku.
- Ważne, że już po wszystkim.
Potrząsnęłam głową zgadzając się z jego słowami i otarłam policzki. Siedzieliśmy chwilę w ciszy. Rozejrzałam się dookoła, a pomieszczenie było mi zupełnie nie znane. Widziałam je po raz pierwszy, mimo to było bardzo ładne.
- Gdzie jesteśmy?
- U mnie.
- U- u ciebie? – Zapytałam zdziwiona. Pomieszczenie w którym byliśmy nie było wielkie. Siedziałam na jednej z dwóch kanap. Ściany były pomalowane na biało, ale jedna z nich była wyłożona czerwonymi cegłówkami. Wisiał na niej telewizor, a pod nim była spora wieża do odtwarzania muzyki. Wszystko było chirurgicznie czyste i błyszczące.
- Tak, u mnie.
- Z kim mieszkasz?
- Z nikim – wzruszył ramionami. Rozglądałam się jeszcze przez chwilę. Skąd taki chłopak jak on, może mieć pieniądze, na takie mieszkanie jak to?
- Gdzie jest toaleta? – Chciałam wstać na co Brytyjczyk w pośpiechu podszedł do mnie i chwycił, jakby bał się, że upadnę. – Dam sobie radę.
- Jesteś słaba.
- Umiem chodzić.
Zaprowadził mnie do drzwi, a ja powoli je otworzyłam. W środku było przestronnie i dominowały kolory czerni i bieli. Kiedy spojrzałam w lustro byłam przerażona. Nad moją brwią przyklejony był plaster, a prawy policzek w odcieni zieleni zmieszanej z fioletem. Byłam blada, pozbawiona życia i jakichkolwiek emocji. Znów w moich oczach pojawiły się łzy. Bałam się. Bałam się wtedy tak jak kiedyś. Nienawidzę tego. Nienawidzę swojego życia, swojego ciała i swoich ran. A teraz pojawiły się kolejne. Kolejne bolesne rany. Kolejne wspomnienia… Tak bardzo nie lubiłam tego uczucia. Strach. To czego trzeba się bać. Strachu. Strasznie pogmatwane.
- W porządku, Mo? – Usłyszałam jego głos zza drzwi.
- Tak, tak… jest okej.
Ścisnęłam krawędź zlewu i zalałam się łzami. Dałam upust emocją. Nie chciałam dalej tego ukrywać. Musze się wypłakać, w spokoju i ciszy. Poukładać wszystko.
Zaczęłam płakać jak opętana. Chciałam, żeby Perrie tutaj była. Przytuliła mnie i znów postawiła na nogi, jak zrobiła to kiedyś. Potrzebowałam jej.
Usiadłam na podłodze, opierając plecy o ściankę wanny. Kiedy przetarłam policzki, okropny ból rozszedł się po mojej twarzy. Zapomniałam o siniaku na policzku. Z nim na pewno nie dostanę nigdzie pracy.
- Claudia otwórz drzwi.
Harry szarpał za klamkę. Nie chciałam, żeby widział nie w tym stanie. Pewnie wyglądam jak chodzące nieszczęście.
- Claudia, do cholery!
Wstałam powoli i z wahaniem otwarłam drzwi. Część mnie mówiła, żebym tego nie robiła, ale musiałam postawić na swoim. Brunet niemal od razu je otworzył i patrzył na mnie w szoku. Z moich oczu nie przestawały spływać kolejne łzy. Mężczyzna podszedł bliżej i chwycił mnie jak pannę młodą, znowu. Schowałam głowę w zagłębienie jego szyi i ramienia. Zaczęłam lekko ciągnąć za jego małe loczki, na górze karku. Poczułam jak kładzie mnie na czymś miękkim mimo to nadal był nade mną. Czułam się bezpiecznie okryta jego ciepłym ciałem.
Podniósł się trochę i poparzył prosto w moje oczy. Jego tęczówki świeciły przyjaznym, zielonym blaskiem. Zahipnotyzowałam się w nich i nawet nie spostrzegłam jak jego palec, delikatnie gładzi mój zraniony policzek, by za chwile dotknąć ust, podbródka.
- Shh… Już po wszystkim. – Szeptał i schował twarz między moją głową, a ramieniem. Łzy nadal toczyły się po moich policzkach, ale starałam się uspokoić.
- Zawieź mnie do domu.
- Jasne… Dobrze, nie ma sprawy.
Wstał szybko i schował swój telefon i portfel do kieszeni spodni. Robił to w takim tempie, jak by go ogień poparzył. Usiadłam i przyglądałam się mu. Zatrzymał się w pewnym momencie i spojrzał na mnie. Jego oczy wyrażały uczucie troski i zmartwienia.
- Jak się czujesz? – ukucnął przede mną i chwycił moje małe dłonie, w swoje wielkie.
- Okropnie.
- Nie płacz już, nic takiego się nie stało, już jest po wszystkim.
Kiwnęłam głową, nie zgadzając się z nim. Nie było po wszystkim. Przez to wydarzenie znów będę się bać, znów nie będę mogła nic z tym zrobić. To boli. To cholernie boli. A on o niczym nie wie, ale przecież mu nie powiem, chodź czuje, że powinnam komuś powiedzieć wszystko i po prostu dać upust emocjom. Od tego była Perrie, nie Harry. Harry zupełnie przez przypadek pojawił się w moim życiu i zupełnie przez przypadek z niego odejdzie. Cokolwiek może to znaczyć, po prostu chcę wrócić do domu, pójść spać i nie musieć na niego patrzeć. Mimo tego, że uwielbiam jego zielone oczy, piękny uśmiech, kręcone włosy i dołeczki w policzkach. Jest piękny, ale nie chcę, żeby mnie więcej całował czy w jakikolwiek sposób dotykał. Nie chcę żeby ktokolwiek to robił.
- Po prostu zawieź mnie do domu...

                                                                            ***
- Perrie?!
Puściłam Harrego, ale jego dłoń cały czas była zaciśnięta na moim nadgarstku. W korytarzu natychmiast zjawiła się dziewczyna. Jej oczy były szeroko otwarte, gdy patrzyła na mnie w zupełnym szoku.  
- Boże, Claudia, co ci się stało?! – podeszła do mnie i dokładnie przypatrywała zranionej części twarzy.
- Jakiś facet przyparł ją do muru, zaczął dotykać… Na szczęście przechodziłem i słyszałem jak krzyczy.
- O mój Boże… Nie, nie, nie… Idź do pokoju zaraz przyjdę.
- Nic mi nie jest…
- Idź! – wzdrygnęłam się słysząc jej donośny głos. Harry puścił moją rękę i udałam się do pokoju. Usiadłam na skraju łóżka bawiąc się palcami. Wydarzenia z dzisiejszego wieczora znów zagościły w mojej głowie, a łzy znów zaczęły spływać. Mimo to byłam całkiem spokojna. To przecież łzy. Tylko łzy. Nic więcej…
Perrie weszła do pokoju powoli zamykając drzwi. Usiadła obok mnie i przyjęła taka samą pozycję, tyle że mój wzrok wlepiony był w palce, a jej we mnie.
- W porządku? – Zapytała cicho. Potrzasnęłam głową i pociągnęłam nosem. – Och skarbie…
Przytuliła mnie do siebie. Zamknęłam oczy i mogłam tak zasnąć. Chciałabym zasnąć, obudzić się i nic nie pamiętać. Dzisiejszego wieczoru, ani tego z przed trzech lat.
- Tak mi przykro, tak strasznie mi przykro…
- Chcę pójść spać.
- Położyć się z tobą?
Moje serce się rozpadło na milion kawałeczków, gdy to usłyszałam. Zrobiło mi się tak ciepło. Czy może być coś lepszego od kochającej przyjaciółki? Nie…
- Tak… 

!CZYTASZ=KOMENTUJESZ!
Dziękuje za wszystkie poprzednie komentarze xx.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział 3

Wierciłam się niespokojnie w łóżku, nie mogąc zasnąć. To była prawdziwa udręka. Byłam bardzo zmęczona po zabawie, w domu Zayna, gdzie poznałam tajemniczą postać ze swoich snów. Ułożyłam się na plecach, patrząc tępo w sufit „Naprawdę ładnie ci w czerwonym” – przetworzyłam jego słowa w swojej głowie. Ochrypłość i głębia jego głosu była niesamowita i taka… przepełniona… tym, tym czymś.
Moja dłoń, która wydawała się być tak mała w jego, powędrowała do ust, gdzie złożył pocałunek. Nie był on niewinny, był egoistyczny i przepełniony zachłannością. Jego język smakował jak czekoladowy cukierek z alkoholem, które uwielbiają dzieci. Uśmiechnęłam się sama do siebie, kiedy pomyślałam o jego płynnych ruchach we mnie. Nie to nie możliwe. To się nie dzieje.
Jego włosy jak zawsze lekko opadały na czoło, a w zielonych tęczówkach odbijał się blask księżyca. Dlaczego zawsze musi to być noc? Wyciągnął do mnie rękę, uśmiechając się. Chwyciłam ją.
- Tęskniłem… - Szepnął, sprawiając, że na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Ciepło jakie od niego biło, było siłą przyciągającą mnie bliżej. Podszedł o krok, przyciskając mnie do jedynego samotnego drzewa na wzgórzu. Nie było nikogo. To był mój sen i mój świat, mogłam wszystko. Sprawiając, że bolesna przeszłość odejdzie w niepamięć, a blizny znikną. Tak bardzo tego pragnęłam.
Jego usta dzieliły minimetry od moich, w czasie kiedy nasze oddechy się mieszały. Chciałam tego, chciałam na nowo poznać smak jego ust i alkohol zmieszany z czekoladą. Tak też smakował. Jego wargi delikatnie muskały moje, gdy jego język prosił o dostęp do wnętrza moich ust. Poczułam jak stado motyli w brzuchu rozrywa mnie od środka, kiedy przejechał powolnie swoim sprawnym językiem po mojej górnej wardze. Rozchyliłam usta, z czego od razu skorzystał przypierając do mnie całym swoim ciałem i manewrując wewnątrz mnie. Chwyciłam tył jego karku przyciągając bliżej siebie. Nasze języki ocierały się o siebie co wywołało niesamowite uczucie oczekiwania i… podniecenia.
- Claudia…
Jego głos był napięty. Oddychaliśmy ciężko, ale chciałam więcej. To tylko sen. Sen, który nigdy się nie spełni…
Nagle wszystko przeminęło. Otwarłam oczy, ale zaraz je zamknęłam dostrzegając ostre światło wpadające do pokoju. Było duszno, a ja czułam się okropnie. Nie wypiłam wczoraj dużo, był to zaledwie jeden drink,  ale wydarzenia z wczorajszego wieczoru kłębiły się w mojej głowie. Wstałam powolnie z łóżka przeciągając się i otwarłam okno na oścież. Przyjemny ciepły wiatr otulił moją twarz, sprawiając, że znów ożyłam. Obięłam się ramionami i zamknęłam oczy, rozkoszując się zapachem świeżo skoszonej trawy i wiosny.
- Hej piękna! – Usłyszałam jak ktoś krzyczy.
- Co ty tu robisz?! – Patrzyłam na wysokiego, bruneta szeroko otwartymi oczyma.
- Przejeżdżałem i rzuciła mi się w oczy księżniczka w oknie.
Uśmiechnął się szeroko ukazując dołeczki w policzkach.
Pff… książę się znalazł.
Miał długie, czarne spodnie, które opinały go w każdy możliwy sposób, brązowe buty ze szpiczastym czubkiem i zwykłą białą bluzkę z krótkim rękawem. Wszystko było dopełnione niebieską czapką, z której wydostawały się pojedyncze loki i czarne okulary, przez które nie mogłam zobaczyć jego zielonych oczu.
- Mogę wejść?
- Nie wydaje mi się żeby to był dobry pomysł!
Odeszłam od okna i poszłam do łazienki jakoś się ogarnąć. Gdy wróciłam, wyjrzałam za okno. Nadal tam stał oparty o swoje auto. Odetchnęłam głośniej i zeszłam na dół, otworzyć mu drzwi. Chciałam go zawołać ale nie wiedziałam jak ma na imię, wiec stałam tam i czekałam aż mnie zauważy. Cały czas patrzył się w okno, na co zachichotałam i w tamtym momencie zwrócił na mnie uwagę. Uśmiechnięty ruszył w moją stronę. Myślałam, że serce wyskoczy mi z klatki piersiowej, kiedy oblizał swoje pełne wargi. Byłam blisko tego, żeby zemdleć.
A tak w ogóle to… gdzie jest Pezz?
Poczułam jak mężczyzna pcha mnie lekko w tył, tak abym z powrotem weszła do domu. Zamknął drzwi i zbliżył się do mnie. Cofałam się, w czasie kiedy on był coraz bliżej, a za moimi plecami była już tylko ściana.
- Hej. – Powiedział, jak gdyby nigdy nic. Nie, nic się nie stało… wszystko w porządku.
- Hej. – Odpowiedziałam przyciszonym głosem i przełknęłam nerwowo ślinę.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo chcę cię pocałować?
To dlaczego, tego do cholery po prostu nie zrobisz!?
- Boje się, że znowu dostane po twarzy…
Odpowiedział na moje niezadane pytanie, a ja uśmiechnęłam się lekko.
- To bolało… - złapał się za policzek z udawanym wyrazem bólu na twarzy. Zaśmiałam się, gdy spostrzegłam, że uderzyłam go w prawy, a nie lewy policzek.
- Co?
- Uderzyłam cię w ten policzek.
Zaśmiałam się głośniej, dźgając go w miejsce gdzie pojawił się dołeczek. To takie fajne.
Złapał mój nadgarstek, a jego źrenice się powiększyły. To już jest mniej fajne…
- Odważna z ciebie księżniczka.
Oblizał swoje usta. Chciałam je poczuć.
- Możliwe – bąknęłam, a jego usta natychmiast spotkały moje. Wow… sprowokowałam go? Wygląda na to, że tak.
Jego język nie smakował jak wczoraj. Czuć było czekoladę, ale bardziej truskawkową i bez alkoholu. Jego dłonie chwyciły moją talię, a on uśmiechnął się w pocałunku. Oderwał się ode mnie i patrzył głęboko w moje oczy, a ja w jego. Uśmiechnął się szerzej.
Jezus.
- Podoba ci się to?
Zmarszczyłam brwi, na jego pytanie.
- Sprowokowałaś mnie, żebym cie pocałował.
- Pocałowałeś, ale nie musiałeś.
- Ale chciałem… Harry – wyciągnął do mnie dłoń w geście przywitania, a ja miałam ochotę się roześmiać.
- Mo – podałam mu dłoń.
- Mo? Myślałem, że Claudia.
- Wole Mo.
Naszą małą wymianę zdań przerwała Perrie, która właśnie wróciła z wczorajszej imprezy. Wyglądała cudownie, z resztą zawsze tak wygląda.
- Uuu… przeszkadzam? – Zaśmiała się i wyglądało no to, że nadal jest troszkę pijana. Za chwilę w drzwiach pojawił się Zayn. Patrzył zdziwiony to na Harrego, to na mnie. Cała sytuacja wydawała się być śmieszna.
- Stary! Co ty tu robisz? – Krzyknął Zayn, witając się z brunetem w męskim geście podania dłoni i poklepania się po plecach. Widać, że mu i Pezz w głowie jeszcze buzowało od alkoholu.
- Co ty tutaj robisz?
                                            
***
Usiadłam na jednej z wielu ławek w parku i rozejrzałam się dookoła. Niebo za chwilę miało stać się czarne i błysnąć czarem gwiazd. Ludzie powoli odchodzili do swoich domów, a obok mnie przechodziły jedynie zakochane pary, trzymające się za rękę. Świeże i ciepłe powietrze, sprawiało, że noc była jeszcze bardziej żywa. Mimo to nie dorównywała nocą w snach. Odchyliłam głowę trochę poprawiając pozycję na ławce. Przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej, opierając głowę o oparcie. Teraz miałam wyśmienity widok na niebo i nic nie mogło tego zepsuć. Przynajmniej tak mi się wydawało…
-  Tęskniłaś? - Usłyszałam głos mężczyzny, który usiadł obok mnie. 
- Nie. – Odpowiedziałam stanowczo nawet na niego nie spoglądając. Odetchnął głośniej i popatrzył się w niebo. Kątem oka dostrzegłam jak ukradkiem na mnie patrzy. To śmieszne… bo też to robię…
- O czym myślisz? – Zapytał.
Zmarszczyłam brwi, a chłopak patrzył na mnie z wyczekiwaniem. Pewnie chce, żebym powiedziała, że o nim. W życiu. Nie myślę o tobie, psycholu….
- O przeszłości.
- Jakiej?
Wzruszyłam ramionami. Nie chciałam o tym mówić. Nie komuś kogo znam trzy dni.
- Urodziłaś się tutaj?
- Przesłuchujesz mnie? – wreszcie na niego spojrzałam. Patrzyłam prosto w jego oczy, które odbijały blask gwiazd. Przypominało mi to sytuacje z moim tatą, kiedy w czerwcu była noc spadających gwiazd. Leżeliśmy na kocach okryci śpiworem i patrzyliśmy w niebo. Byłam małą dziewczyną. Kiedy spadła jedna z wielu gwiazd spojrzeliśmy prosto w swoje oczy, myśląc życzenie. Dowiedziałam się o nim, kiedy policja przyszła do domu i aresztowała tatę. Wtedy powiedział, że jego marzeniem jest abym zawsze była bezpieczna od wszystkich złych rzeczy i od wszystkich złych ludzi, takich jak on. Niestety marzenia się nie spełniają, kiedy wypowie się je na głos. I tak też było. Nie spełniło się.
- Nie, jestem ciekawski.
I egoistyczny.
- Powiesz mi?
Potrząsnęłam przecząco głową. Obraz gwiazd rozmazał się przed moimi oczami, przez nieproszone łzy. Nie,  nie mogę. Nie teraz. Nie przy nim, do cholery! Nie będę się rozklejać.
- Mogę dalej pytać?
- Tylko nie o przeszłość. Nie chcę o tym rozmawiać.
- Okej, nie ma problemu.
Zamknęłam oczy uspokajając się. Zadziwiło mnie jak luźno Harry podchodzi do wszystkich rzeczy. Nigdy nie mogę zrozumieć ludzi bezpośrednich, którzy są jak dzieci nie bojące się o coś zapytać, lub coś zrobić. Na przykład dłubać w nosie, przy tłumie ludzi, lub umazać się lodami czekoladowymi.
- Masz rodzeństwo?
- Mam siostrę.
- Jak ma na imię?
- Clara.
- Też mieszka w Londynie?
- Nie, w Holmes Chapel. Jest starsza. – Powiedziałam unikając jego kolejnego pytania. Myśl o mojej siostrze przyprawiła mnie, o przyjemne ciepło na sercu. Bardzo ją kocham.
- Ma rodzinę, dzieci?
- Nie mimo tego, że jest piękna. Ma… jedną wadę.
- Jaką?
- Jest – wzięłam głęboki oddech. On nawet nie zdaje sobie sprawy jak ciężko mi jest o tym mówić. – Jest niewidoma. Straciła wzrok kiedy miała dziesięć lat.
- Przykro mi – przyznał poprawiając swoją pozycję, żeby lepiej mnie widzieć. Teraz siedzieliśmy naprzeciwko siebie i mogliśmy obserwować każdy swój ruch.
- Mi też. Możesz pytać dalej… - byłam gotowa. Jeśli chce to niech pyta, co mi zależy.
- Twoi rodzice… co z nimi?
- Mama zajmuje się siostrą.
Przełknęłam głośno ślinę i w tym samym momencie zauważyłam, że jest już coraz zimniej.  Nie chciałam mówić o ojcu, ale wiedziałam, że pytanie o niego będzie niezbędne. Niestety. Tylko nie ukazuj emocji, Mo.
Wyglądam żałośnie, kiedy płaczę…
- A ojciec?
- Jest w więzieniu. – Odpowiedziałam jak najszybciej potrafiłam, ukrywając zbędne emocje.
- Tak mi przykro Claudia…
Pokiwałam głową spuszczając wzrok. Przegryzłam wargę, próbując nie uwolnić cisnących się łez. Wstałam, a Brytyjczyk zrobił to samo.
- Powinnam wracać, jest coraz zimniej.
Brytyjczyk podszedł bliżej mnie, zamykając w ciasnym uścisku. Zaciągnęłam się jego zapachem. Już dawno się tak nie czułam. Tak bezpiecznie w męskich ramionach.
***
- Hej.
- Hej. – Odpowiedziałam blondynce w kuchni, która była jeszcze w piżamie. Postawiła przede mną kubek kawy i tosty, które uwielbiałam w jej wykonaniu. Upiłam łyk pysznego napoju i zaczęłam jeść. Po chwili moja przyjaciółka się dołączyła. Przyglądała mi się z uśmiechem i zadowoleniem wypisanym na twarzy. Zmarszczyłam brwi. Jak będę stara, będę miała niezłą nauczkę za te brwi.
- Jak tam pan loczek?
- Jak tam pan przystojniaczek?
Uśmiechnęłam się drocząc się z nią.
- Wszystko w porządku? Wczoraj późno wróciłaś.
- Um… spotkałam Harrego w parku.
Byłam taka szczęśliwa z faktu, jak moja przyjaciółka się o mnie troszczy i widać to na każdym kroku. Nie dziwie się. Gdyby nie ona nie było by mnie tutaj, tylko siedziała bym w domu rodzinnym i co noc płakała i użalała się nad sobą. Dzięki niej nie boje się wyjść z domu i przywalić komuś w twarz, jak zrobiłam to Harremu. Bądź po prostu powiedzieć jakieś ostre słówko, do niemiłej osoby. Wiele jej zawdzięczam.
- I co?
- Wypytywał mnie o różne rzeczy… Nic wielkiego. Idę dzisiaj szukać pracy idziesz ze mną? – Zaproponowałam.
- Może zatrudnij się w restauracji gdzie pracuje Zayn…
- Ale pójdziesz ze mną?
- Nie mogę, umówiłam się ze starą znajomą.
- Poradzę sobie.
***

Zebrałam się wreszcie, na wyjście. Niebo było zasłonięte ciemnymi chmurami i zbierało się na niemałą ulewę. Ruszyłam przed siebie do centrum miasta. Dobrze, że nie było to daleko. Przechodziłam obok wielu restauracji i dostawałam wiele propozycji. Postanowiłam jednak, że pośród tych wszystkich wybiorę tą najlepszą. Moim marzeniem było otwarcie własnej restauracji z moją kuchnią. Szczególnie lubię owoce morza, więc pewnie w takim stylu byłaby moja kuchnia.
Kiedy wracałam, natknęłam się na grupkę nie zbyt fajnie wyglądających panów. Próbowałam przejść obok nich niezauważona, ale to mi się nie do końca udało.  Ich zaczepne teksty i wołania były żałosne. Nagle poczułam jak, któryś z nich łapie moje ramię i przyciska mnie do muru. Serce podeszło mi do gardła, a serce zaczęło mocniej bić. Nie mogę na to pozwolić. Nie chcę, żeby znów ktoś mnie skrzywdził.
- Zabawimy się troszeczkę? – Wyszeptał do mojego ucha i położył dłoń na moim udzie. Naparł na mnie swoim ciałem.
- Proszę, nie… - Wyjęczałam, a łzy zaczęły spływać po moich policzkach.
Historia lubi się powtarzać…. 


____________
Chciałam tylko poinformować was o koncie na twitterze @Bad69Darkness. Będziecie mogli dowiadywać sie tu o kolejnych rozdziałach i jeśli macie jakieś pytania, proszę bardzo :))
Zróbmy tak: 10 komentarzy- rozdział 4 w poniedziałek- 13.01
                    Mniej niż 10- rozdział 4 w sobotę- 18.01

!CZYTASZ=KOMENTUJESZ!


sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział 2

- To będzie impreza w domu Zayna ? – Zapytałam zaciekawiona. Nie miałam pojęcia jak powinnam się ubrać. Moja szafa była wypełniona raczej ciemnymi kolorami typu czarny, granatowy, szary. Wyciągnęłam z szafy jedną z sukienek. Sięgała trochę ponad kolanem uwielbiałam sukienki, chodź nie miałam za dobrych wspomnień z nimi związanych. Pamiętam jak byłam małą dziewczynką i miałam psa. Kiedy wyszłam z koleżanką na dwór, on pobiegł z nami i zdarł ją ze mnie. To nie było przyjemne uczucie. Ogólnie lista moich nieudanych wyjść z sukienkami mogła by się ciągnąć w nieskończoność.
Wyciągnęłam ją pokazując przyjaciółce.
- Tak będzie u Zayna… Jesteś pewna, że chcesz ubrać sukienkę? – zaśmiała się, a ja wydęłam dolną wargę niezadowolona. Blondynka wybuchła gwałtownym  śmiechem, pewnie przypominając sobie jakąś z upokarzających sytuacji, w których brałam udział, a nawet byłam głównym obiektem zainteresowania.
- Pamiętasz to jak – nie dokończyła, przerywając śmiechem – Jak poszłam na randkę z Taylorem i poszłaś ze mną?!
Przyjaciółka zrobiła się cała czerwona od śmiechu. Uśmiechnęłam się przypominając sobie śmieszne zdarzenie w restauracji.
- Zrobiłam to z niesamowitą gracją! – Krzyknęłam z irytacją i zaczęłam się śmiać.
- Jak zawsze; myślałam, że się spalę ze wstydu przez ciebie.
- To było dawno, on już pewnie nawet cie nie pamięta.
- Mnie może nie, ale ciebie na pewno.
Znów wybuchła śmiechem.
- Dobra wystarczy…
- Pójdę się też przeprać. Mam tylko jedną prośbę, jak już tam będziemy, proszę nie lataj, nie chodź do toalety i… nie zahaczaj o ostre kanty, gwoździe i inne takie.
- Wynoś się – zachichotałam i walnęłam ją poduszką, a ona zaraz uciekła.
                                                                                                 ***
Gdy dotarłyśmy pod dom Zayna byłam pod wrażeniem, tego jak wygląda. Był ogromny. W drzwiach powitał nas brunet, ale nie miał już tego kilkudniowego zarostu jak wczoraj przy śniadaniu. Uśmiechnął się do nas promiennie i mogłabym przysiąc, że kolana Perrie zrobione są z waty i może w każdej chwili upaść, żeby tylko poczuć jak jego ręce ją podtrzymują, aby nie upadła.
Podszedł bliżej do Perrie i pocałował ją słodko w policzek, przez co oblał ją rumieniec.
- Hej – jego głos był głęboki i niewyobrażalnie pociągający. Natychmiast poczułam zapach jego męskich perfum.
- Cześć – Perrie jeszcze bardziej poczerwieniała.
- Miło znowu cie widzieć, Mo.
- Ciebie też, Zayn.  
- Mam nadzieje, że będziecie się świetnie bawić. Zapraszam.
Posłał nam uśmiech i otworzył drzwi szerzej, abyśmy mogły wejść. W środku było pełno od spoconych ciał ludzi, których nie znam. Szłyśmy za Zaynem i znalazłyśmy się w kuchni.
- To jest Donyia, moja siostra. – Powiedział, wskazując na dziewczynę. Była wysoka, ale nie wyższa od Zayna. Jej ciemne włosy, luźno opadały na ramiona. Nie była ani trochę podobna do mężczyzny.
- Perrie, moja dziewczyna. Claudia, jej przyjaciółka – wskazał kolejno na nasze osoby, dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, patrząc na Pezz.
- To ty jesteś Perrie! Zayn tak dużo mi o tobie mówił!
Przytuliła blondynkę i posłała mi ciepły uśmiech. Rozejrzałam się dookoła. Kuchnia była ogromna, pewnie tak jak każde jedno pomieszczenie w tym domu. Głośna muzyka i rozmowy ludzi, których ledwo dało się zrozumieć podtrzymywały imprezową atmosferę. Gdy odwróciłam się w stronę gdzie poprzednio stał Zayn z Perrie, już ich nie było. Pewnie poszli coś wypić, potańczyć, bądź spędzić trochę czasu razem - w intymnym tego słowa znaczeniu. Zabrałam jednego z wielu drinków, stojących na barku i poszłam gdzieś w ciemny róg salonu. Nigdy specjalnie nie przepadałam za imprezami i zatłoczonymi pomieszczeniami. Oparłam się o ścianę, zatapiając co jakiś czas usta w słodkim drinku. Moje oczy przeskakiwały z osoby na osobę, gdy zatrzymały się na wysokiej sylwetce mężczyzny. Zmarszczyłam brwi skoncentrowana. Stał do mnie tyłem i był oddalony o kilka metrów, więc było mi trudno stwierdzić kto to, tym bardziej, że nikogo tutaj nie znałam. Gdy odwrócił się bokiem, a na jego twarzy pojawił się uśmiech myślałam, że śnie. To był on. Jego loki opadały lekko na czoło, a dołeczki w policzkach i garbaty nos, mówiły same za siebie. Obrócił się, czując na sobie mój wzrok, ale ja nie mogłam go oderwać od postaci ze snów. Utrzymywałam z nim kontakt wzrokowy, gdy ten uśmiechnął się w moją stronę i oblizał swoje usta. O Boże. Jego usta były niebywale różowe, układające się w rozciągnięte serce. Nagle moje ramie zostało przypartego ściany, a przed oczami zobaczyłam jakiegoś pijanego faceta. Uśmiechnął się przeciągle, z jego ust było czuć wyraźny zapach alkoholu, co przyprawiło mnie o mdłości. Zanim się obejrzałam leżał na podłodze i zbierał swoje resztki godności. Mężczyzna, który nawiedzał mnie w snach właśnie stał przede mną i dokładnie studiował wyraz mojej przerażonej twarzy. Przełknęłam nerwowo ślinę, kiedy zbliżył się bardziej.
- Musisz na siebie uważać. – Szepnął do mojego ucha. Cała się spięłam i zacisnęłam oczy, czując gorące powietrze przy swojej szyi. Jego głos był głęboki. Odchylił się ode mnie, widząc moją reakcję i zmarszczył brwi. – Boisz się mnie?
Nie odpowiedziałam. Moje klatka piersiowa nerwowo unosiła się i opadała. Patrzyłam na niego próbując uchwycić każdy szczegół jego twarzy. Jego oczy błyszczały przyjaznym zielonym blaskiem zupełnie jak w snach. Były identyczne. Wyciągnął do mnie dłoń. Popatrzyłam na nią, jej palce były długie i chude. Odważyłam się znów popatrzeć na jego twarz, na której tym razem zagościł uśmiech ukazujący dołeczki. Ta sytuacja tak bardzo przypominała moje sny.
- Nie zrobię ci krzywdy.
Zapewnił, a ja chwyciłam niepewnie jego dłoń, w której moja się topiła. Wyszliśmy na taras. Świeże powietrze było czymś cudownym, w porównaniu do tego we wnętrzu domu. Niebo nad nami świeciło blaskiem gwiazd i księżyca, nieskalane ani jedną chmurką.
- Jak masz na imię?
- Claudia. – Odpowiedziałam spoglądając na niego. Cała sytuacja wydawała mi się snem. W każdym momencie mogłam poznać jego imię. To musiał być znajomy, o którym mówił Zayn. Harry. Nie byłam pewna.
- Ładnie ci w czerwonym. – Wypalił, uśmiechając się zawadiacko. Poczułam się głupio. Gapi się na mnie. Dziwne,  że jeszcze nie zrobiłam jeszcze nic głupiego w tej, cholernej kiecce. – Jesteś mi teraz coś winna.
Podniósł mój podbródek jednym palcem, abym napotkała jego soczyście, zielone tęczówki. Przełknęłam ślinę i zmarszczyłam brwi patrząc na niego. Jestem mu coś winna, za co ?
- Uratowałem cie przed napalonym pijakiem, Cludio – pogładził mój policzek palcem, a mój oddech zadrżał. Zbliżył się nachylając do moich ust. Nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje. Miałam właśnie pocałować postać, która nawiedza mnie w snach od tak dawna. Poczuć smak jego różowych ust. Chciałam tego, ale nie mogłam. Nie mogłam tak po prostu powstrzymać strachu.
Jego wargi gwałtownie naparły na moje, a jego wilgotny język wprosił się do wnętrza moich ust. Byłam całkiem zaskoczona, niespodziewanym ruchem ze strony mężczyzny, którego imienia nawet nie poznałam. Jego ślina zmieszana była z alkoholem i tym co mnie zaskoczyło - czekoladą. Słodki smak zagościł w moich ustach mimo tego, że brunet niesamowicie całował, oderwałam się od jego miękkich warg i wymierzyłam siarczyste uderzenie w jego policzek. Tak mocne, że moja dłoń zaczęła szczypać.
Chłopak natychmiast złapał się za zaczerwienione miejsce i popatrzył na mnie zdziwiony. Uśmiechnął się lekko, zbliżając się do mnie, ale zanim się obejrzał byłam już w środku. Spocone ciała były wszędzie i trudno było dostać się gdziekolwiek. Dostrzegłam Perrie i natychmiast zaczęłam iść w jej stronę. Próbowałam jak najbardziej wtopić się w tłum, ale czerwona sukienka mi w tym nie pomagała.
- Jezu, tutaj jesteś. Gdzieś ty się podziewała! – krzyknęła dziewczyna patrząc na mnie wyczekująco. Ciekawe gdzie ona była jak osiemdziesięciocentymetrowy facet, zabrał mnie na taras i zaczął całować?!
- Żartujesz?
Za chwilę obok nas pojawił się Zayn i dobrze, bo brunet był coraz bliżej nas i uparcie nie odrywał ode mnie spojrzenia. Moje serce przyśpieszało z każdym, kolejnym jego krokiem.
- Gdzie jest toaleta? – Spytałam, żeby tylko znaleźć się dalej od nieznajomego.
- Po schodach na górę, pierwsze drzwi.
Ruszyłam w stronę schodów. Kiedy się odwróciłam, zielonooki był na ich dole. Przyśpieszyłam i zamknęłam drzwi toalety zaraz przed jego nosem. Odetchnęłam z ulgą przekręcając zamek w drzwiach.
- Claudia – przeciągnął moje imię i mogła bym przysiąc, że się teraz uśmiecha, ukazując te słodkie dołeczki w policzkach. Był naprawdę przystojny. Idealnie taki sam jak w moich snach. Loki lekko opadające,  zielone oczy, w których mieściły się małe iskierki i pełne różowe usta układające się w serce. – Kotku otwórz drzwi…
- Zostaw mnie!
- Nic ci nie zrobię, nie musisz się bać. – Zaśmiał się.
Przełknęłam nerwowo ślinę. Chciało mi się płakać. Byłam zamknięta w kiblu i nie mogłam wyjść, bo za drzwiami stał pijany mężczyzna, który mi się śnił każdej nocy, a teraz niewiadomo jak znalazł się tutaj i ze mną rozmawia. Jeśli można to nazwać rozmową.
- Po prostu otwórz.
- Po co?
- Będziesz tam siedzieć całą noc?
Odetchnęłam pełną piersią i przekręciłam zamek, oddalając się od nich o krok. Drzwi powoli się otworzyły, a chłopak wysunął swoją głowę zza nich, słodko się uśmiechając. Wow gdzie ten chłopak z tarasu?
- Wszystko dobrze? – Zapytał, a ja zmarszczyłam brwi zdziwiona jego pytaniem.
- T- tak, dlaczego pytasz?
- Wyglądasz na przerażoną – wyprostował się i całkiem otworzył drzwi. Przekręcił głowę przyglądając mi się z góry – Naprawdę ładnie ci w czerwonym…
Niemal czułam jak moje policzki oblewają się różem. Znów komplementował kolor mojej sukienki.
- Mogę odwieść cie do domu.
- Dam sobie radę.
- Ale to żaden problem. – Uśmiechnął się znacząco.
- Piłeś.
- To nic… chcę tylko, żebyś bezpiecznie dotarła do domu.
Skinęłam głową, zgadzając się. Mój wewnętrzny głos mówił, że nawet jakbym się uparła, żeby mnie nie odwoził i tak by postawił na swoim i wylądowałabym w jego aucie.


__________________
Teraz sprawy techniczne... Na początek, wielu z was uważa, że to @puf969 pisze rozdziały. To moja przyjaciółka i bardzo mi pomaga w prowadzeniu bloga, ale rozdziały piszę ja (@jajeczko17241)
Bardzo wam dziękuję za wasze opinie, co do 1 rozdziału. To bardzo mnie zmobilizowało do dalszego pisania! Rozdział pojawił się tak jak mówiłam w sobotę, ale zmienię ten dzień na poniedziałek. Zawsze będę miała wolny (mam nadzieję) weekend, żeby szybciej napisać dany rozdział. Jeszcze raz dziękuje za komentarze. 
!CZYTASZ=KOMENTUJESZ!