Gdy tylko otwarłam oczy,
zorientowałam się, że nie ma przy mnie Perrie. Czułam jej obecność całą noc i
pozostało mi tylko dziękować Bogu za taką przyjaciółkę. Usiadłam, przecierając
oczy. Byłam w luźnej białej bluzce i bieliźnie. Spojrzałam na swoje uda.
Wypukłe ślady majaczyły, na bladej skórze nóg. Odetchnęłam głośniej i przejechałam jednym palcem wzdłuż śladów.
„- Będzie boleć… Krzycz.”
Słowa mężczyzny pojawiły się w mojej głowie. Zacisnęłam oczy, przywołując tym jeszcze więcej strasznych wspomnień.
„- Robie to dla twojego bólu i swojej przyjemności…”
Zwinęłam się w kłębek, na łóżku, a łzy swobodnie spływały po moich policzkach i rozpływały się na kolanach. Pociągnęłam nosem, znów zatapiając się w wspomnieniach.
„- Co tu robisz?
- Przyszedłem się pobawić… Ty będziesz zabawką.
- Żartujesz, tak?
- Jestem całkiem poważny, Claudio”
Krew, ból, łzy i on. Mężczyzna, którego twarzy nigdy nie zapomnę. Myślałam, że jest moim kolegą, ze szkoły. Całkiem fajny chłopak… miły, sympatyczny… a tak naprawdę sukinsyn bez serca, sumienia i skrupułów.
Zostawił w moim życiu, po sobie niezły ślad, którego nie da się pozbyć. Wspomnienia, których nie można wymazać. I rany, które nigdy nie znikną.
Niektórzy sprawiają sobie sami ból, ostrym narzędziem potocznie nazywanym, żyletką. To coś innego jeśli ty sprawiasz, że krew ścieka po twoich nadgarstkach, nogach… Jeśli ktoś inny to robi? Co wtedy? Brutalnie cię całuje, rozbiera, tnie i ma zamiar zgwałcić? Co wtedy? Ratuje cie sąsiadka bo usłyszała jak krzyczysz. Zabawne…
- Nie, nie, kochanie już – Perrie przyciągnęła mnie do siebie i zamknęła w ramionach. Nawet nie spostrzegłam, że cała się trzęsę, a moja twarz i nogi są mokre od łez. Ścisnęłam w pięściach materiał jej czarnej bluzki.
- Dlaczego ja? Dlaczego, to musze być ja? – Łkałam żałośnie mocząc jej bluzkę.
- To nie twoja wina. Wszystko jest dobrze, będzie dobrze…
- Kiedyś też tak mówiłaś.
- I było… Hej, zawsze cię ktoś ratuje. Tym razem to Harry. Jednak ktoś zawsze nad tobą czuwa. Już nie pozwoli na nic takiego… Obiecuję.
Dzięki jej słowom trochę się uspokoiłam. Nadal szeptała pocieszająco do mojego ucha. Moje życie to jedno, wielkie bagno. Gorzej chyba, być nie może.
- Dzisiaj moja mama nas odwiedzi, będzie też Zayn. Będziesz z nami prawda?
- Tak, jasne. – Wydusiłam.
Mama Perrie była dla mnie bardzo ważną osobą. Kochałam ją tak jak własną, mamę. No prawie… Zdarzało się czasami, że powiedziała do mnie córciu, lub coś w tym stylu. Jest naprawdę sympatyczną osobą, pełną miłości i troski.
***
Wypukłe ślady majaczyły, na bladej skórze nóg. Odetchnęłam głośniej i przejechałam jednym palcem wzdłuż śladów.
„- Będzie boleć… Krzycz.”
Słowa mężczyzny pojawiły się w mojej głowie. Zacisnęłam oczy, przywołując tym jeszcze więcej strasznych wspomnień.
„- Robie to dla twojego bólu i swojej przyjemności…”
Zwinęłam się w kłębek, na łóżku, a łzy swobodnie spływały po moich policzkach i rozpływały się na kolanach. Pociągnęłam nosem, znów zatapiając się w wspomnieniach.
„- Co tu robisz?
- Przyszedłem się pobawić… Ty będziesz zabawką.
- Żartujesz, tak?
- Jestem całkiem poważny, Claudio”
Krew, ból, łzy i on. Mężczyzna, którego twarzy nigdy nie zapomnę. Myślałam, że jest moim kolegą, ze szkoły. Całkiem fajny chłopak… miły, sympatyczny… a tak naprawdę sukinsyn bez serca, sumienia i skrupułów.
Zostawił w moim życiu, po sobie niezły ślad, którego nie da się pozbyć. Wspomnienia, których nie można wymazać. I rany, które nigdy nie znikną.
Niektórzy sprawiają sobie sami ból, ostrym narzędziem potocznie nazywanym, żyletką. To coś innego jeśli ty sprawiasz, że krew ścieka po twoich nadgarstkach, nogach… Jeśli ktoś inny to robi? Co wtedy? Brutalnie cię całuje, rozbiera, tnie i ma zamiar zgwałcić? Co wtedy? Ratuje cie sąsiadka bo usłyszała jak krzyczysz. Zabawne…
- Nie, nie, kochanie już – Perrie przyciągnęła mnie do siebie i zamknęła w ramionach. Nawet nie spostrzegłam, że cała się trzęsę, a moja twarz i nogi są mokre od łez. Ścisnęłam w pięściach materiał jej czarnej bluzki.
- Dlaczego ja? Dlaczego, to musze być ja? – Łkałam żałośnie mocząc jej bluzkę.
- To nie twoja wina. Wszystko jest dobrze, będzie dobrze…
- Kiedyś też tak mówiłaś.
- I było… Hej, zawsze cię ktoś ratuje. Tym razem to Harry. Jednak ktoś zawsze nad tobą czuwa. Już nie pozwoli na nic takiego… Obiecuję.
Dzięki jej słowom trochę się uspokoiłam. Nadal szeptała pocieszająco do mojego ucha. Moje życie to jedno, wielkie bagno. Gorzej chyba, być nie może.
- Dzisiaj moja mama nas odwiedzi, będzie też Zayn. Będziesz z nami prawda?
- Tak, jasne. – Wydusiłam.
Mama Perrie była dla mnie bardzo ważną osobą. Kochałam ją tak jak własną, mamę. No prawie… Zdarzało się czasami, że powiedziała do mnie córciu, lub coś w tym stylu. Jest naprawdę sympatyczną osobą, pełną miłości i troski.
***
Kiedy wyszłam z łazienki, po
dosyć odświeżającym prysznicu, który pomógł mi oczyścić głowę ze wszystkiego,
usłyszałam dźwięk oznaczający, że dostałam sms’a. Zmarszczyłam brwi i
podniosłam telefon z łóżka. Moja szczęka opadła ze zdziwienia, gdy zobaczyłam,
że dostałam wiadomość od Harrego.
Uniosłam brew zdziwiona jego
wiadomością, ale… Skąd on do cholery miał mój numer?! Odpisałam szybko i
podeszłam do szafki wybierając jakieś ubrania na spotkanie z mamą Perrie.
Odrzuciłam telefon i ku mojego
zdziwieniu, całkiem dobrze się czułam. Ubrałam się i zeszłam na duł gdzie
siedziała już Perrie, jej mama, oraz Zayn. Uśmiechnęłam się trochę zmieszana.
Mama przyjaciółki podeszła do mnie z otwartymi ramionami, po czym zamknęła mnie
w nich.
- Jak dobrze cię widzieć! Tak dawno nie rozmawiałyśmy! – Kobieta patrzyła na mnie, z szerokim uśmiechem na twarzy. Na jej twarzy można było zauważyć dosyć dużo makijażu i duże usta pociągnięte krwisto czerwoną szminką, która od razu rzucała się w oczy. Taka Perrie tylko, że starsza. No i ma trochę więcej tego… wszystkiego.
- Tak, też się cieszę, że mogę wreszcie cię zobaczyć. Cześć Zayn – uśmiechnęłam się w jego stronę, a on zrobił to samo w moją.
- Wszystko w porządku?
Perrie popatrzyła na mnie.
- Jak najbardziej.
Usiadłam naprzeciwko Zayna, obok mamy Perrie. Stwierdziłam, że będę się uśmiechać i udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. No bo w końcu, nikt nie musi wiedzieć o tym co zaszło.
Nabrałam na widelec trochę sałatki i zaczęłam jeść, słuchając ich rozmów. Mama Pezz wypytywała Zayna o różne rzeczy. Ile ma lat, gdzie pracuje, co robi w wolnym czasie… Kiedy usłyszałam jak zapytała Zayna czy „jest prawiczkiem” niemal wyplułam sałatkę z powrotem na talerz, co spotkało również Perrie.
- Mamo! – dziewczyna zabijała ją wzrokiem.
Wyciągnęłam chusteczkę z kartonowego pudełka i przetarłam nią brudne usta.
- No co!? Jestem ciekawską kobietą…
- Nie, nie jestem prawiczkiem. – Przyznał poważnym tonem Zayn, lekko się uśmiechając.
Kaszlałam czując, jak resztki sałatki stoją w moim przełyku. Mama Perrie poklepała mnie po plecach, ale to w cale nie pomogło. W moich oczach zbierało się od łez, a blondynka siedziała tam i śmiała się najgłośniej jak tylko potrafiła. Chwyciłam jej szklankę z sokiem i wypiłam całą jej zawartość.
- To moje!
- Zamknij się – warknęłam i usiadłam z powrotem na krześle. Zayn wpatrywał się we mnie i obaj, w tym samym czasie zaczęliśmy się śmiać. Otarłam łzy z oczu i zaczęliśmy rozmowę od nowa.
- Jak dobrze cię widzieć! Tak dawno nie rozmawiałyśmy! – Kobieta patrzyła na mnie, z szerokim uśmiechem na twarzy. Na jej twarzy można było zauważyć dosyć dużo makijażu i duże usta pociągnięte krwisto czerwoną szminką, która od razu rzucała się w oczy. Taka Perrie tylko, że starsza. No i ma trochę więcej tego… wszystkiego.
- Tak, też się cieszę, że mogę wreszcie cię zobaczyć. Cześć Zayn – uśmiechnęłam się w jego stronę, a on zrobił to samo w moją.
- Wszystko w porządku?
Perrie popatrzyła na mnie.
- Jak najbardziej.
Usiadłam naprzeciwko Zayna, obok mamy Perrie. Stwierdziłam, że będę się uśmiechać i udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. No bo w końcu, nikt nie musi wiedzieć o tym co zaszło.
Nabrałam na widelec trochę sałatki i zaczęłam jeść, słuchając ich rozmów. Mama Pezz wypytywała Zayna o różne rzeczy. Ile ma lat, gdzie pracuje, co robi w wolnym czasie… Kiedy usłyszałam jak zapytała Zayna czy „jest prawiczkiem” niemal wyplułam sałatkę z powrotem na talerz, co spotkało również Perrie.
- Mamo! – dziewczyna zabijała ją wzrokiem.
Wyciągnęłam chusteczkę z kartonowego pudełka i przetarłam nią brudne usta.
- No co!? Jestem ciekawską kobietą…
- Nie, nie jestem prawiczkiem. – Przyznał poważnym tonem Zayn, lekko się uśmiechając.
Kaszlałam czując, jak resztki sałatki stoją w moim przełyku. Mama Perrie poklepała mnie po plecach, ale to w cale nie pomogło. W moich oczach zbierało się od łez, a blondynka siedziała tam i śmiała się najgłośniej jak tylko potrafiła. Chwyciłam jej szklankę z sokiem i wypiłam całą jej zawartość.
- To moje!
- Zamknij się – warknęłam i usiadłam z powrotem na krześle. Zayn wpatrywał się we mnie i obaj, w tym samym czasie zaczęliśmy się śmiać. Otarłam łzy z oczu i zaczęliśmy rozmowę od nowa.
***
- Cóż miło się z wami siedziało.
Naprawdę polubiłam cię Zayn, opiekuj się moją córką. Ja będę się już zbierać…
Patrzyłam uważnie na kobietę. Spędziliśmy wiele godzin w kuchni po prostu rozmawiając i było całkiem miło. Z wyjątkiem jednego incydentu dotyczącego cnoty Zayna. Mogłam tylko dziękować, że nie zadawała więcej tego typu pytań. Skoro ja się czułam tym speszona, to co musiała czuć Perrie…
- Mogę cię odwieść.
- Nie, nie będę przysparzać ci problemów. Masz pewnie wiele na głowie…
- Ale to żaden problem – uśmiechnęłam się i wstałam do wyjścia.
Podróż na lotnisko minęła dość szybko i w miłym towarzystwie. Rozmawiałyśmy głównie o mnie, ale starałam się ominąć mój temat i przejść do Perrie.
Gdy wracałam na ulicach panował mrok. Mieszkaliśmy na obrzeżach Londynu, gdzie za zwyczaj nie dzieje się wiele. Samochody rzadko tędy przejeżdżają, a ludzie nie wychodzą wieczorami zbyt chętnie z domów. Cała moja uwaga była skupiona na drodze, gdy nagle przed moją maską pojawiła się postać cała ubrana na czarno. Próbowałam zahamować, ale osoba która stała na samym środku drogi wpadła mi na maskę auta, obiła się lekko o szybę po czym spadła. Auto pod wpływem mojego nacisku na hamulec, obróciło cię mocno w prawo. Siedziałam tam w całkowitym szoku, a moje serce biło jak szalone. Popatrzyłam w stronę osoby, którą potrąciłam. Ku mojemu zdziwieniu, osoba wstała i kierowała się w moją stronę nie spuszczając ze mnie wzroku. Zamknęłam drzwi auta, w razie jakby przyszło jej wejść do auta, czy coś…
Szarpnęła mocno klamkę drzwiczek, ale te nie ustąpiły, walnęła mocno w szybę. Przyglądałam się jej niebieskim chłodnym oczom. Nie byłam do końca pewna czy to mężczyzna, czy kobieta. Nacisnęłam pedał gazu, chcąc jak najszybciej uciec od tej osoby. Ruszyłam samochód z miejsca, nieznajomy potracony przeze mnie, biegł przez chwilę przy samochodzie, trzymając się klamki ale po chwili puścił. Gdy byłam coraz bliżej domu moje serce wracało do miarowego tępa, ale w głowie cały czas odtwarzałam to co się stało.
Sprawdziłam godzinę w telefonie. 21. Cholera.
- Perrie! – Zawołałam, wchodząc z hukiem do domu. –Perrie!
- No co jest?
Przesunęłam wzrokiem po całej długości jej ciała. Miała na sobie obcisłą, białą bluzkę na ramiączkach i różowe majteczki. Jej włosy były w całkowitym nieładzie, a policzki różowe jak nigdy dotąd. Uśmiechnęłam się szeroko, chyba wiedząc kto jest sprawdzą jej wyglądu.
- Spróbuj się odezwać… -pogroziła mi palcem.
- Chyba kogoś potrąciłam i…
- Co?! Z autem wszystko w porządku?! – Perrie wzięła swój płaszcz z wieszaka i wybiegła z domu. Zatrzymała się przy aucie.
- Co ty na wiewiórkę wpadłaś?!
- Właściwie to…
- Nic takiego się nie stało, każdemu się zdarza!
- Dobra… nie ważne. Mniejsza z tym. Był tu dzisiaj Harry?
- Tak był, chodź do środka bo zamarznę.
- Mam rozumieć, że Zayn zostaje na noc? – Popatrzyłam na nią z uniesioną brwią i wybuchłam głośnym śmiechem.
Patrzyłam uważnie na kobietę. Spędziliśmy wiele godzin w kuchni po prostu rozmawiając i było całkiem miło. Z wyjątkiem jednego incydentu dotyczącego cnoty Zayna. Mogłam tylko dziękować, że nie zadawała więcej tego typu pytań. Skoro ja się czułam tym speszona, to co musiała czuć Perrie…
- Mogę cię odwieść.
- Nie, nie będę przysparzać ci problemów. Masz pewnie wiele na głowie…
- Ale to żaden problem – uśmiechnęłam się i wstałam do wyjścia.
Podróż na lotnisko minęła dość szybko i w miłym towarzystwie. Rozmawiałyśmy głównie o mnie, ale starałam się ominąć mój temat i przejść do Perrie.
Gdy wracałam na ulicach panował mrok. Mieszkaliśmy na obrzeżach Londynu, gdzie za zwyczaj nie dzieje się wiele. Samochody rzadko tędy przejeżdżają, a ludzie nie wychodzą wieczorami zbyt chętnie z domów. Cała moja uwaga była skupiona na drodze, gdy nagle przed moją maską pojawiła się postać cała ubrana na czarno. Próbowałam zahamować, ale osoba która stała na samym środku drogi wpadła mi na maskę auta, obiła się lekko o szybę po czym spadła. Auto pod wpływem mojego nacisku na hamulec, obróciło cię mocno w prawo. Siedziałam tam w całkowitym szoku, a moje serce biło jak szalone. Popatrzyłam w stronę osoby, którą potrąciłam. Ku mojemu zdziwieniu, osoba wstała i kierowała się w moją stronę nie spuszczając ze mnie wzroku. Zamknęłam drzwi auta, w razie jakby przyszło jej wejść do auta, czy coś…
Szarpnęła mocno klamkę drzwiczek, ale te nie ustąpiły, walnęła mocno w szybę. Przyglądałam się jej niebieskim chłodnym oczom. Nie byłam do końca pewna czy to mężczyzna, czy kobieta. Nacisnęłam pedał gazu, chcąc jak najszybciej uciec od tej osoby. Ruszyłam samochód z miejsca, nieznajomy potracony przeze mnie, biegł przez chwilę przy samochodzie, trzymając się klamki ale po chwili puścił. Gdy byłam coraz bliżej domu moje serce wracało do miarowego tępa, ale w głowie cały czas odtwarzałam to co się stało.
Sprawdziłam godzinę w telefonie. 21. Cholera.
- Perrie! – Zawołałam, wchodząc z hukiem do domu. –Perrie!
- No co jest?
Przesunęłam wzrokiem po całej długości jej ciała. Miała na sobie obcisłą, białą bluzkę na ramiączkach i różowe majteczki. Jej włosy były w całkowitym nieładzie, a policzki różowe jak nigdy dotąd. Uśmiechnęłam się szeroko, chyba wiedząc kto jest sprawdzą jej wyglądu.
- Spróbuj się odezwać… -pogroziła mi palcem.
- Chyba kogoś potrąciłam i…
- Co?! Z autem wszystko w porządku?! – Perrie wzięła swój płaszcz z wieszaka i wybiegła z domu. Zatrzymała się przy aucie.
- Co ty na wiewiórkę wpadłaś?!
- Właściwie to…
- Nic takiego się nie stało, każdemu się zdarza!
- Dobra… nie ważne. Mniejsza z tym. Był tu dzisiaj Harry?
- Tak był, chodź do środka bo zamarznę.
- Mam rozumieć, że Zayn zostaje na noc? – Popatrzyłam na nią z uniesioną brwią i wybuchłam głośnym śmiechem.
__________
Dziękuje jeszcze raz za wszystkie wasze komentarze, i że w ogóle czytacie to opowiadanie. Jestem wam bardzo wdzięczna.
Dziękuje jeszcze raz za wszystkie wasze komentarze, i że w ogóle czytacie to opowiadanie. Jestem wam bardzo wdzięczna.
jej jestem pierwsza !
OdpowiedzUsuńMama Pezz rządzi <3
jestem strasznie ciekawa kogo potrąciła ;o
czekam na nexta i zapraszam do siebie http://not-the-possible-love.blogspot.com/
W KOŃCU SIĘ DOCZEKAŁAM , ROZDZIAŁ SUPER XX
OdpowiedzUsuńJak zwykle rozdział niesamowity. Mamuśka Edwards jest niezawodna, mogłaby uczyć wdż :P W każdym z rozdziałów cos się dzieje, co naprawdę wymaga niezłego skupienia :) Czekam na następny x
OdpowiedzUsuń@No_Batman_xx
lsfhslfhlsajfksafhslh mega xD a Zayn cos będzie miał do niej tez??? bo tak ona ciagle mowi ze jest taki przystojny i ze patrza na siebie....dziwne xD Jestemsobaxx
OdpowiedzUsuńŚwietny. ;D Ciekawa jestem kim był ten człowiek, którego potrąciła.. Się okaże. ;D Czekam na następny. :D
OdpowiedzUsuńsuper *.*
OdpowiedzUsuńczekam niecierpliwie na kolejną część ! <3
OdpowiedzUsuń*__________________________________*
OdpowiedzUsuń