poniedziałek, 20 października 2014

Rozdział 40

Śmieję się w głos, kiedy wchodzimy do McDonalda. W sumie, tak nie ma w tym nic śmiesznego, prawda? Z wyjątkiem tego, że jest trzecia nad ranem. Harry wpadł na wspaniały pomysł, żeby pójść i zrobić coś, co pomoże mi się wyluzować, a że chcę mu się jeść padło na otwarty całodobowo fast-food. To trochę szalone, no bo kto chodzi o tej godzinie do restauracji, żeby coś zjeść? Dziwię się, bo jednak ktoś chodzi. Kilka stolików jest zajętych. Zwracam uwagę, na chłopaka z laptopem na stoliku i jakimś jedzeniem. W jednym z rogów restauracji, siedzi także grupka, śmiejących się mężczyzn. Nie wiem co robią tu o tej godzinie, oprócz tego, że piją piwo i pewnie korzystają z wolnego weekendu.
- Na co masz ochotę? - pyta, kiedy podchodzimy pod kasę.
- Na jedzenie, Harry - dźgam go palcem w bok, a jego cichy śmiech wypełnia przestrzeń wokół nas. - Chcę to co ty.
Harry zastanawia się przez chwilę, a później składa dość długie zamówienie. Kobieta za kasą, stara się słuchać, ale na jej twarzy widać wyraźne zmęczenie. Nie dziwię się jej i szczerze współczuję takiej pracy. Daję chłopakowi całusa w policzek i idę zająć stolik w rogu restauracji, pod oknem. Na zewnątrz już świta, ale w szybie nadal odbijają się światła latarni ulicznych. Nawet o tej godzinie, ulice Londynu są przepełnione. Kiedyś, chciałabym przeprowadzić się gdzieś dalej. Gdzie byłoby cicho, spokojnie i przyjemnie, i może nie padałoby tak często, jak tutaj.
- O czym myślisz? - Jego głos wyrywa mnie z zastanowienia. Patrzę na niego i lekko się uśmiecham. Ma na sobie czarne dżinsy i czarną koszulkę. Mimo tego, że jego plan na wypad do McDonalda był spontaniczny i w środku nocy, jego włosy cały czas wyglądają perfekcyjnie. Za to moje, spięte w niedbałego kucyka, pewnie nie prezentują się tak dobrze. Mam na sobie leginsy i bluzę która należy do Harrego.
- Masz zamiar, to wszystko zjeść? - unoszę brew pytająco. Na tacy leżą trzy paczki frytek, kilka cheeseburgerów i inne nie zbyt zdrowe, ale za to pyszne fast-foody.
- Nie. My mamy zamiar to wszystko zjeść - szczerzy zęby w szerokim uśmiechu.
Zaczynamy jeść. Przez jakiś czas między nami panuję cisza, ale nie jest ona niezręczna, wręcz przeciwnie. W tym czasie mogę myśleć, o tym, o czym myśli Harry. Czasem chcę mieć taką umiejętność i wiedzieć o czym myśli, na przykład teraz. Patrzy przez okno, a między jego brwiami pojawia się mała zmarszczka. Mam ochotę pocałować go w to miejsce, a później w oba policzki, usta, szyję... Kąciki jego ust drgają, co też jestem w stanie dostrzec.
- Mo, gapisz się - jego uśmiechnięte oczy spotykają moje, dzięki temu od razu wracam na ziemię. Czuję gorąco na policzkach i nic nie mogę na to poradzić.
- Po prostu, jesteś bardzo przystojny - wzruszam ramionami. Uśmiech nie znika z jego ust. Nachyla się nad stolikiem i cmoka moje czoło.
- Jak się czujesz?
- W porządku - kiwam głową, na potwierdzenie swoich słów - a ty?
- Też. Pierwszy raz jestem na randce z dziewczyną. o 3 nad ranem - śmieje się.
- To nie randka! - sprzeciwiam się, odwzajemniając jego uśmiech. Pozytywna energia otaczająca Harrego jest bardzo zaraźliwa.
- Dlaczego by nie? Jakby nie patrzeć, jesteśmy w restauracji, tylko we dwoje i jest całkiem miło.
Przewracam oczami, na jego argumenty. W mojej głowie pojawia się obraz naszej poprzedniej... randki. Byliśmy w restauracji z mamą, później przeszliśmy się do hotelu, a tam stało się to co się stało. Chyba nigdy tego nie zapomnę, bo było na prawdę cudownie. Żadne słowa nie są w stanie tego opisać.
Musieliśmy wrócić, a szkoda. Fajnie było mieć Harrego na całe dnie i spędzać z nim jak najwięcej czasu. Mogłam zobaczyć się z Polly, ale nie przeprosiłam mamy za to całe zajście na kolacji. Nawet o tym nie pomyślałam i będę musiała do niej zadzwonić.

Przesuwam swoją dłoń do dłoni Harrego, leżącej na stoliku. Przez chwilę bawię się jego długimi palcami i prawie w ogóle nie jem. Jego skóra na dłoniach jest odrobinę szorstka, ale nadal przyjemna w dotyku.
- Harry?
- Tak?
- Pojedziemy dzisiaj do szpitala? - Patrze na niego niepewnie. Harry pląta nasze palce.
- Oczywiście, że pojedziemy.
- Dziękuje. - Próbuję się uśmiechnąć, ale mi to nie wychodzi. Mój humor nagle się psuje.
- Hej, co się dzieje?
Dostrzegam w tych zielonych oczach zmartwienie i na prawdę cieszę się, że Harry jest teraz przy mnie. Nie wiem jak poradziłabym sobie bez niego.
- Chodź tu do mnie - odsuwa się od stolika i klepie swoje uda, dając mi wyraźny znak, że mam usiąść na jego kolanach. Robię tak i wtulam się w jego szyję. Zaciągam się zapachem jego skóry, co pozwala mi się natychmiastowo rozluźnić. Pachnie tak domowo. To jeden z moich ulubionych zapachów. - Chcesz już wracać?
- Mhm...
- Jesteś zmęczona?
Kręcę przecząco głową. Mimo panującej godziny, nie czuję zmęczenia.
- Chcesz pojechać do mnie?
Zgadzam się, kiwnięciem głową.
- Chcesz wypić ciepłą herbatę, obejrzeć jakiś dobry film i poprzytulać się na kanapie?
Chichoczę na jego słowa, ale znów kiwam głową.

I rzeczywiście tak robimy. Oglądamy film, pijąc ciepłą herbatę z cytryną. Moja głowa spoczywa na klatce piersiowej Brytyjczyka, przez co bardziej wsłuchuje się w bicie jego serca, niż film. Ręka Harrego pociera moje ramie. To sprawia, że czuję się bezpieczna i senna jednocześnie. Jest mi przyjemnie ciepło, pod miękkim kocem i przy ciele swojego chłopaka. Mam wrażenie jakby moje powieki były zrobione z ołowiu i chyba nie wytrzymam dłużej. Zamykam na sekundę oczy, ale po chwili znów je otwieram słysząc głęboki głos, mówiący prosto do mojego ucha:
- Mo, chodź do łóżka.
- Co? - chrypię. Teraz czuję się jeszcze gorzej. Na ekranie telewizora przemijają białe napisy na czarnym tle, ale film przecież przed chwilą się zaczął. - Już koniec?
- Chyba przespałaś połowę filmu - chichoczę cicho i cmoka mnie w skroń. Mruczę coś pod nosem, co nawet sama nie jestem w stanie zrozumieć. Moja głowa z powrotem opada na jego ramię. Chcę spać. Harry podnosi mnie, owiniętą w koc jak naleśnik i ostrożnie niesie do sypialni. Kiedy tylko czuję miękki materac pod swoim ciałem, moje mięśnie znacznie się rozluźniają. Jestem ledwo przytomna i nawet nie słucham tego co mówi Harry. - Skarbie, załóż to - podaję mi swoją koszulkę. Nie sprzeciwiam się. Kiedy, gasi światło, jest mi idealnie. Nie wierzę, że może mi się chcieć tak bardzo spać. Odwracam się tyłem do bruneta, by za chwilę poczuć jak jego ramiona zamykają w sobie moje ciało. - Dobranoc.
- Dobranoc - rzucam ostatkami sił.
Odpływam
Rankiem obudzi mnie odgłos uderzających o okna, kropel deszczu. Moja głowa spoczywa na męskim i ciepłym ramieniu. Unoszę głowę, żeby móc na niego spojrzeć. Ma zamknięte oczy, rozchylone usta, a jego włosy leżą na poduszce dookoła twarzy. Uśmiecham się do siebie. Nadal na niego patrzę, próbując uchwycić każdy, najmniejszy detal jego twarzy. Wygląda tak spokojnie, niewinnie, perfekcyjnie. Cmokam ciepłe ramię, tylko po to, żeby znów wygodnie się na nim ułożyć. Moje palce badają jakość jego skóry w miejscu tatuażu jaskółki, pod obojczykiem. Leżę tak przez chwilę, pozwalając sobie na rysowanie niewidzialnych wzorów na umięśnionym brzuchu. Widzę jak przez ciało przechodzi fala delikatnych dreszczy, a on porusza się i głośno wciągając powietrze.
- Harry - moja dłoń tym razem wędruję do policzka bruneta. Podciągam się na łokciu, żeby moje usta mogły spotkać się z jego gładką skórą. - Pobudka, Harry.
Kąciki jego ust unoszą się. Plątam małe loczki wokół swoich palców.
- Która godzina? - mamroczę.
- Nie wiem.
- Nie chcę wstawać. - Otwiera wreszcie zaspane oczy. Ciepła zieleń zdaje się być hipnotyzująca, owinięta wachlarzem gęstych rzęs. - Chyba, że zrobisz śniadanie
- Zrobię śniadanie - oddaję jego uśmiech.
- Mm... jesteś najlepsza. - Całuję mnie krótko.

***

Moje serce szaleje w klatce. Bije tak ciężko, że aż boleśnie. Harry ściska moją dłoń pocieszająco, ale to nie wiele daję. Mimo tego ciesze się, że jest tu i przeżywa to razem ze mną. Czekamy na pielęgniarkę, która zaprowadzi nas do mojego taty i powie w jakiej znajduję się sytuacji.
Oboje wstajemy z niewygodnych krzeseł, widząc zbliżającą się do nas panią Doktor. Wygląda na około trzydzieści lat i wydaje się być sympatyczna, na pierwszy rzut oka. Jej ciemne włosy są spięte w schludną kitkę. Ze srebrnej tabliczki jestem w stanie wywnioskować, że ma na imię Caroline. Uśmiecha się do nas i nawet nie wiem, czy jest to szczery, czy sztuczny uśmiech. Jest ładna, niższa ode mnie i ma odrobinę ciałka, ale dobrze się z tym prezentuję. Myślę, że mogłabym się z nią zaprzyjaźnić.
- Witam, jestem doktor Black i zajmuje się pani ojcem.
Nie bardzo podoba mi się określenie "zajmuje się", ale bagatelizuję to. Podaje jej dłoń. Doktor Black, ma pewny i mocny uścisk. Przez moją głowę przechodzi pytanie, ile już osób uratowała tymi rękoma?
- Jak on się ma? - pytam od razu.
- Och, dziś w porządku. To idealny czas na odwiedziny, jest trochę osłabiony, ale w miarę przytomny.
- Wyjdzie z tego?
Caroline wciąga głośno powietrze i zastanawia się chwilę nad odpowiedzią. Moje ręce zaczynają się trząść.
- Niedokrwienie serca, to ciężka choroba... Pni ojciec jest już w swoim wieku i nie ma siły by z tym walczyć. Nawet jeśli rozpoczęlibyśmy dokładne badania, operacje, są to bardzo marne szanse. Aktualnie staramy się zrobić co w naszej mocy, żeby utrzymać go przy życiu. - Jej oczy wędrują to na mnie, to na Harrego. Dostrzegam zmartwienie w ciemnobrązowych tęczówkach. W moich oczach stają łzy, pomimo że bardzo staram się je powstrzymać. Zaczyna tłumaczyć nam na czym polega ta choroba. Nie wiele rozumiem, nigdy nie byłam asem z biologii.
- Możemy go zobaczyć? - Ponownie zadaję jej pytanie. Mój głos delikatnie drży i tak wiem, że kiedy tylko zobaczę tatę wybuchnę rozpaczliwym płaczem.
- Tylko rodzina.
Kiwam głową i idę razem z nią, zostawiając Harrego w poczekalni. Bez niego czuje się trochę niepewnie. Wchodzimy do jednej ze sporych sal i z daleka jestem w stanie dostrzec tatę.
- Mam jeszcze do pani prośbę - mówi Caroline i zatrzymuje się, a ja razem z nią. Posyłam jej pytające spojrzenie, kiedy wyciąga z kieszeni swojego fartucha notes. - Mogłabym prosić o pani numer telefonu?
Podaje jej go szybko i żegnamy się. Ruszam w stronę łóżka, gdzie leży James.
- Tato - niemal szepcę. Siadam na krześle postawionym przy łóżku i łapię jego dłoń. Dziwię się czując, jaka jest zimna.
- Wiedziałem, że przyjdziesz - uśmiecha się. Jego głos jest trochę zachrypnięty.
- Jak się czujesz? - pytam, chodź wiem, że to trochę głupie pytanie.
- A jak może się czuć umierający człowiek? - śmieje się, ale po chwili ze śmiechu zmienia się to w kaszel. Nie trwa to długo, ale i tak jest dla mnie dość przerażające.
Nie chcę, żeby odchodził. Nie było go w moim życiu od bardzo dawna i nie może teraz po prostu umrzeć.

- Fatalnie.
Przełykam ciężko ślinę, a pojedyncza, samotna łza spływa w dół mojego policzka. Nie chcę dopuszczać do siebie myśli, że tato odejdzie, chodź wiem, że to nieuniknione.
- Tato, czy ty...
- Nie płacz, Claudia. Dasz sobie radę, beze mnie. Cały czas dawałaś, nic nie znaczę w twoim życiu. - Moje serce zamiera na te słowa.
- Co? - szepce. - Jak możesz tak w ogóle mówić?
- Nie było mnie w twoim życiu bardzo długo - kręci głową i zamyka oczy. - Mama i Clara w ogóle nie chcą mnie widzieć... Jestem nikim.
Nie rozumiem. Nie płaczę, ale łzy same lecą, paląc moją skórę.
- N-nie tato. Nie mów tak. Jesteś moim ojcem, moim i Clary. Nawet jeśli nie byłoby cię w naszym życiu trzydzieści lat, ty cały czas będziesz ojcem, rozumiesz? - mówię, ale on wygląda jakby nie chciał mnie słuchać. - Jest jeszcze szansa, możemy załatwić badania, operacje, specjalnych lekarzy...
- Po co?! - podnosi głos, a ja podskakuję zaskoczona na krześle. - Pół swojego życia spędziłem w więzieniu. Zabiłem człowieka. Wyszedłem tylko dla tego, że więźniów po prostu przybyło. Nie mogłem widzieć swoich córek przez kilka dobrych lat. Nie wiedziałem jak się uczycie, czy i jak przeżyłyście swoją pierwszą miłość, czy jesteście bezpieczne... Nie mogłem nawet usłyszeć głosu swojej żony - jego głos się łamie. - Straciłem wszystko...
- Nie straciłeś wszystkiego - wtrącam się. - Jestem tu.
Pociąga nosem i zaciska oczy, z których wypływa kilka łez.
- To boli, Mo. - Ledwo jestem w stanie go zrozumieć. Czuje ściskanie w żołądku. Moje dłonie są spocone i jest mi zimno, nie wiem jak długo będę w stanie tu usiedzieć. - To boli, bo to jest karą za wszystko co zrobiłem. Muszę przez to przejść i będzie dobrze - ściska nasze ręce w pocieszającym geście. - Masz Harrego, to dobry chłopak. Dacie sobie razem radę.
Z mojego gardła wydobywa się coś na kształt jęku. Nie jestem w stanie znieść tego co mówi. Moja cierpliwość wisi na włosku.
- Idź już.
- Ale...
- Idź - mówi stanowczo, a ja wstaję. Patrzę na niego i dopiero teraz dostrzegam zmianę w jego rysach. Jego policzki są zapadnięte, a oczy podkrążone i lekko czerwone. Nachylam się nad nim i całuję jego gorące czoło.
- Kocham cię.
Wymieniamy spojrzenia, ale on nic nie mówi. Jestem zawiedziona i wychodzę z sali, po drodze napotykając współczujące spojrzenie Caroline. Nawet nie wiem, kiedy tu weszła, ale nie myślę nad tym. Chcę wrócić do domu i zakopać się w ciepłej pościeli. Może trochę pochlipać w poduszkę i w końcu zasnąć. Najbardziej chciałabym, żeby to wszystko okazało się snem. Jednym złym snem, a kiedy się obudzę wszystko wróci do normy. Bez Jake'a , bez problemów. Bez tego całego gówna, zwanego rzeczywistością. 


***

~Harry~ 

Otwieram drzwi do mieszkania z charakterystycznym odgłosem. Jestem wykończony, bo przytulanie swojej dziewczyny przez kilka godziny i słuchanie jej płaczu jest na prawdę męczące. Mimo tego nalegałem, żeby zostać z nią na noc, ale nie zgodziła się. Wymówka, że musi iść do pracy i ja zresztą też, jakoś mnie nie przekonała. Lecz zgodziłem się wyjść, uświadamiając sobie, że być może potrzebuje trochę prywatności, żeby to wszystko jakoś poukładać i zrozumieć. Sprawa staje się coraz bardziej skompilowana, a najbardziej obawiam się tego dupka Jake'a. Nie znam go i nie wiem do czego jest zdolny i wydaje mi się, że nie chcę wiedzieć.
Zapalam światło w ciemnym mieszkaniu. Wykonuje podstawowe czynności jak zamknięcie drzwi, ściągnięcie butów idę do salonu, gdzie także muszę zapalić światło. Zamieram w miejscu, kiedy widzę na kanapie Alice. Zaciskam zęby i czuję jak złość zaczyna powoli gotować się w moich żyłach, bo kurwa, nienawidzę jej. Jestem serio wykończony, a użeranie się z nią nie należy do przyjemnych rzeczy. Wszystko co jest z nią związane, nie jest w żadnym stopniu przyjemne.
- To jakiś żart? - pytam i staram się zachowywać normalnie, chodź tak na prawdę aż świerzbią mnie ręce, żeby jej coś zrobić. Nigdy bym nie pomyślał, że jestem zdolny skrzywdzić kobietę, w sposób fizyczny. Co do Alice, myślę, że mógłbym jej wybić jedynkę. Lub dwie. - Co do, kurwy, robisz w moim mieszkaniu?
- Ciebie też miło widzieć, Harry - uśmiecha się.
- Nie mam ochoty na twoje, głupie gierki - mówię stanowczo. Unoszę rękę i palcem wskazuję w stronę wyjścia - Wyjdź stąd, albo sam cię stąd wykopię.
Jej śmiech jest głośny i mam ochotę wsadzić sobie palce w gardło. Nie cierpię jej. Po moich plecach przechodzą obrzydliwe dreszcze, gdy wstaje z kanapy. Ma na sobie dżinsy i obcisły podkoszulek, ma jakąś chustkę przewieszoną przez szyję, która skutecznie zasłania jej krągłości.
- Spokojnie, przyszłam, ponieważ mam pewien interes, który muszę z tobą omówić. 


________________
Hej, hej, hej! Na początek chciałam was przeprosić za cóż, jeden dzień opóźnienia, myślę, że nic się nie stało, nadal żyjemy, oddychamy i tak dalej xD Dobra, do rzeczy może zauważyliście, ale ten rozdział jest trochę inaczej napisany, mianowicie w czasie teraźniejszym. Dlaczego? Już od dawna zwróciłam uwagę na to (nie tylko ja), że po prostu mylę czas teraźniejszy z przeszłym. Poprzednie rozdziały były w przeszłym, ale muszę przyznać, że pisanie w tym czasie szło mi chyba eee gorzej? Było mi po prostu trudniej i to szło bardzooo smętnie. Wiem, że nie powinnam tego zmieniać w środku opowiadania bo to trochę dziwne, ale jeśli to wam się nie podoba, mogę wrócić do takiego jak w poprzednich rozdziałach, to żaden problem, tyle że mi jest po prostu tak  łatwiej. Napiszcie co o tym myślicie, bo ja chcę żeby było i wam dobrze :)
Dziękuję za poprzednie komcie, wyświetlenia i w ogóle. Do następnego!

7 komentarzy:

  1. Nic sie nie stało ! :))
    Ja uważam jest jest dobrze, i wcale gorzej nie było! Każdy rozdział mi się podoba ;)
    Co ta Alice znowu.. mam nadzieje że nie wpląta Harryego w żadne kłopoty. Rozdział superr!
    Pozderki
    @znaleziona69

    OdpowiedzUsuń
  2. Każdy rozdział zajebisty,dla mnie bez różnicy w jakim czasie napisany. I znowu ta Alice....Pewnie znowu wszystko zepsuje... czekam na next @zuziatrawiska

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet nie odczulam roznicy, ze pisane jest w innym czasie. Po zastanowieniu stwierdzam, ze tak jest lepiej i skoro tobie jest wygodniej to juz wgl super:) Rozdzial cudowny! Bardzo przyjemnie czyta sie to fanfiction jest takie subtelne, delikatne i przedstawia naprawde ciekawa historie (gejowski moment z Harrym, do teraz paleta sie po zakamarkach mojej glowy) :) Jestem ciekawa jaki to interes ma do zaoferowania Harremu Alice.

    P.S. podziwiam Cie za talent do pisania i smialosc, zeby zaprezentowac wlasna tworczosc, cos magicznego:)

    kolejna oddana czytelniczka @dorothyy18

    OdpowiedzUsuń
  4. Alice -,-
    jejciu, biedna Mo..
    mam nadzieje, że Harry'emu nic nie odbiję i nie zostawi jej w takim momencie. Rozdział długi i to bardzo dobrze! Świetnie napisany, jak zwykle ;)
    Weny! x
    @luvmyhoranux

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. + mnie osobiście czas teraźniejszy nie przeszkadza. jestem zdania, że powinnaś pisać tak, jak Ci wygodniej.

      Usuń
  5. Świetny rozdział :) @xxhoranowaxx

    OdpowiedzUsuń