- Dobre wino - stwierdza Harry.
Zgadzam się z nim kiwnięciem głowy.
- Masz wyczucie. - Pożeram wzrokiem jego, piękny wyraz twarzy kiedy się uśmiecha. Mogę co chwilę mówić jak piękny jest, kiedy to robi. Gdy śpi i jego kąciki ust są uniesione, kiedy na mnie patrzy i kiedy, coś go zadowala. Chodź dzisiaj, jest trochę inny. Wydaje się spięty i taki... nie jego.
- Jakiś chłopak pomógł mi wybierać -wzruszam ramionami, wracając do sałatki. Harry jest dobry w kuchni. Dzisiaj jemy po włosku - sałatkę z pomidorami, oliwkami i mozzarellą, doprawiona octem winnym i szczyptą soli. - Chyba się na tym znał.
- Chłopak? - zapytał.
Podnoszę wzrok, żeby spotkać zimne oczy. Jego nastrój ulega drastycznej zmianie. Zapomniałam o tej cholernej zazdrości Harrego. Zaciskam usta w wąską linią.
Przypominam sobie Joe - kolegę z pracy. Stałam z nim przed restauracją i czekałam na wysokiego, zielonookiego chłopaka. Gdyby nie ja, Harry pobiłby go, na środku zatłoczonego chodnika. Tak samo było na festynie, na którym Harry nie potrafił się opanować. Ostatnio jest spokojniej, wykluczając pobicie Jake'a.
Jestem zła na siebie, że w ogóle o tym wspomniałam.
- Tylko pomógł mi wybrać wino to wszystko. Pewnie tam pracuję.
- Gdzie?
- No w tym sklepie - mówię, jakby to nie miało żadnego znaczenia.
Bo nie ma, prawda?
- Jakim sklepie?!
Podskakuję w miejscu. Nie rozumem jego wściekłości.
- Nie wkurzaj się tak. Chciałeś, żebym kupiła wino, to poszłam do sklepu i kupiłam.
- Tak, kurwa! Miałaś je wybrać, nie prosiłem, żeby jakiś dupek robił to za ciebie.
- O co ci chodzi do cholery? - marszczę brwi. Nastaje głucha cisza. Wpatrujemy się w siebie i nie mogę uwierzyć, że zdenerwował się o takie coś. Co by było, gdybym jeszcze powiedziała, że prosił o mój numer? Boje się, sobie to wyobrazić.
Myślałam, że spędzimy razem wieczór. Chyba tak miało być. Jemy kolację, słuchamy muzyki, całujemy się... Przez chwilę zastanawiam się kto to zepsuł. Ja, bo niechcący mi się wymknęło, czy on, bo zareagował tak, a nie inaczej. Rozumiem, że jest się czasem zazdrosnym, ale o takie coś?
Wstaję i wychodzę z kuchni. Chcę stąd wyjść, przejść się, wrócić, kiedy Harry się opanuję. Zakładam trampki na nogi. Słyszę jak coś z hukiem rozbija się w kuchni. Mam ochotę wrócić i sprawdzić, czy chłopak nic sobie nie zrobił. Nawet w korytarzu jestem wstanie usłyszeć jego głośny oddech. Zastygam w miejscu, wahając się. Wyjść, czy wrócić? Nie zastanawiam się długo, ponieważ w przejściu pojawia się Harry. Wybiegłby, jeślibym poszła?
Z pewnością, przecież to Harry.
- Nie wychodź.
- Jeżeli masz zamiar dalej na mnie krzyczeć to, to zrobię - wzruszam ramionami i pokazuję na drzwi.
- Przepraszam - wzdycha - mam mętlik w głowie.
Unoszę brwi i patrzę cały czas jak przystępuje, z nogi na nogę.
- Alice tu była.
Wciągam gwałtownie powietrze, słysząc jej imię. Niedbale zdejmuje przed chwilą założone buty, a Brytyjczyk wyraźnie się rozluźnia.
Harry nienawidzi Alice. Jestem tego pewna. Widzę to po nim. Po sposobie jaki zachowuję się, za każdym razem, kiedy tylko pada jej imię.
- Ta kobieta doprowadza mnie do szału - wzdycham.
Harry podchodzi do mnie i zamyka w swoich ramionach. Nie potrafię się temu oprzeć, dlatego przytulam go. Pięknie pachnie, jak zawsze. Mogę sobie wyobrazić jak się czuje, to nie jest dla niego łatwe.
- Przestań być taki zazdrosny - proszę cicho, głaskając go po głowie. Miękkie loki obejmują moje palce, tylko po to, żeby za chwilę je puścić, pozostawiając ledwo wyczuwalne muśnięcia.
- Przepraszam, ale chyba nie potrafię.
Mimo wszystko uśmiecham się, bo rany, coś w tym jest. Zazdrość jest dziwna. Z jednej strony pokazuje, że komuś zależy, a z drugiej, że ktoś ci nie ufa.
- Jeśli wygramy rozprawę w sądzie, co jest oczywiste, dla niej nadal to nie będzie koniec.
- O co jej tak właściwie chodzi? Nie może dać sobie spokoju, zająć się swoim życiem, zapomnieć?
- Jest uparta, zdolna do wszystkiego i nie odpuszcza.
- Nie powinniśmy załatwić jakiegoś zakazu zbliżania się, czy coś w tym stylu? - Zadzieram głowę do góry, żeby spojrzeć na Harrego. Wygląda, jakby się nad tym zastanawiał. Jego język uderza o podniebienie, wydając charakterystyczne cmoknięcie.
- Nie wiem czy to coś da.
- Co to znaczy? - marszczę się.
- Boje się o ciebie. Alice i ja mimo wszystko mamy podobne charaktery.
- Nie prawda - sprzeciwiam się.
Harry dalej brnie w swoje:
- Jest chorobliwie zazdrosna - śmieje się niewesoło - nie dociera do niej, że nic dla mnie nie znaczy, że kocham ciebie - dodaje szeptem i całuję mnie w czoło. Bardziej zakopuje się w jego ramionach.
- Myślisz, że może mi coś zrobić?
- Nie dopuszczę do tego. - Ściska mnie na potwierdzenie. - Już nigdy, nikt cię nie skrzywdzi. Nie pozwolę na to, okej?
Kiwam głową na potwierdzenie, a w moich oczach stają łzy. Nie wiem dlaczego, po prostu to co mówi jest niewiarygodne. Piękne. Każdy zasługuję na coś takiego, czym ja sobie zasłużyłam? Nie wiem, ale nie żałuję. Chcę, żeby było tak zawsze.
Harry niespodziewanie podnosi mnie, tak, że jestem zmuszona zaplątać nogi wokoło jego talii. Niesie mnie do salonu, po drodze zapala stojącą lampę przy kanapie. Patrzę na niego, a on podtrzymuje mój podbródek i lekko się uśmiecha.
- Co to za smutne oczy?
Pociera kilka razy moje policzki i próbuje unieść kąciki moich ust. Uśmiecham się i przecieram oko, pociągając nosem.
- Idiota - mówię, a on całuję mnie w nos. Zmarszczki formują się w kącikach jego oczu. Prawy dołeczek jest bardziej widoczny od lewego.
- Mam pomysł - poważnieje.
- Doprawdy? - unoszę brew. Dłonie kładę na jego szyi, co chwilę ciągnąc za mięciutki lok. Poprawiam swoją pozycję na kolanach chłopaka i jestem gotowa, żeby wysłuchać jego pomysłu. - Więc?
- Wyjedź ze mną - rzuca.
Gapie się na niego, żeby odczytać delikatne rysy twarzy. Kiedy stwierdzam, że jest śmiertelnie poważny - parskam śmiechem.
- Wyjechać? Harry, mamy pełno spraw na głowie.
- Rzućmy to wszystko w cholerę - macha lekceważąco ręką i uśmiecha się szeroko.
- Majaczysz. Dobrze się czujesz? - chichoczę. Przykładam rękę do czoła Harrego i zgarniam kilka zbłąkanych kosmyków.
- Pomyśl tylko, ty i ja. Sami w domku nad jeziorem.
Śmieje się w głos. Nie wierzę w to co słyszę.
- Domek nad jeziorem?
- Mój ojciec ma dom nad jeziorem. Nie śmiej się - karci mnie, sam się śmiejąc. - Wyobraź sobie nas, przy ognisku, w ciepły sierpniowy wieczór. W jeziorze odbija się księżyc, a dookoła jest tylko las.
- Romantycznie - komentuję. Przypominam sobie jak Harry przyszedł do mnie, czyli wszedł do mojego pokoju przez okno, namawiając, żebym gdzieś z nim pojechała. Wybraliśmy się na obrzeża Londynu starym samochodem jego dziadka. Leżeliśmy na dachu i oglądaliśmy gwiazdy, jedliśmy kanapki w samochodzie i śpiewaliśmy The Beatles. Serce mi miękkie na te wspomnienia.
- Na dwa dni nie więcej. - Ujmuje moje dłonie w swoje i patrzy na mnie błagalnie.
- Harry... - marudzę. Nie tak, że bym tego nie chciała. Po prostu, mamy sporo na głowie.
- Sprawa jest za dwa tygodnie.
- Ale mam spotkania z prawnikiem - ripostuję.
- Dwa dni, Mo - patrzy na mnie uparcie. Kiwam głową i patrzę gdzieś za okno, na oświetlone miasto. Czuje obce usta na policzku, ale nie ruszam się z miejsca. - Dwa dni.
Wędruję po mojej szczęce, w tę i z powrotem. Drżę w chwili kiedy zasysa cienką skórę. Obracam głowę w jego stronę.
- Dwa dni - powtarza. Zahacza ustami o moją dolną wargę.
- Ugh, tylko dwa dni.
- Wiedziałem. - Uśmiech rozjaśnia jego twarz.
***
Znudzona, opieram głowę o fotel i patrzę przez okno. Radio nie gra, za to Harry nuci coś pod nosem. Stwierdzam, że o wiele bardziej podoba mi się wsłuchiwanie w chłopaka niż głośne, pogmatwane piosenki. Stwierdzam także, że Anglia jest okropnie nudnym krajem. Jedziemy autostradą. Dookoła są pola. Tylko pola, zagospodarowane lub nie.
Kiedyś, jak byłam dzieckiem poleciałam z ciotką do Rzymu. Pamiętam, że widok z góry zapierał dech w piersi.
Lecąc nad stolicą Italii zobaczysz pomarańczowe wyblakłe dachy domów. Stare, wiekowe budowle, zabytki. Kiedy lecisz do Londynu, od którego lotnisko jest oddalone kilka kilometrów, zobaczysz pola. Zielone, żółte hektary, gdzieniegdzie samotne domy i autostrady. Będziesz jechać autobusem do stolicy przez godzinę, w czasie której zdąży się rozpadać padać przynajmniej trzy razy. Ale to nic. Lecąc do Norwegii zobaczysz, góry i lasy. Do Holandii kolorowe uprawy tulipanów, a w UK po prostu, zobaczysz zieloną trawę. Soczystą zieleń, zroszoną deszczem i szare chmury, ciężko wiszące nad ziemią.
No, w każdym razie, ja tak miałam.
- Nie mogliśmy pojechać twoim motorem? Myślę, że to byłoby ciekawsze - przerywam ciszę.
- Sugerujesz, że jestem nudny?
- Nie - wzruszam ramionami - tak jakoś... dawno na nim nie jeździłeś.
- Nie mielibyśmy jak zabrać rzeczy. Poza tym, nie lubię długich podróży na motorze.
Kiwam głową, a nasza krótka rozmowa się kończy. Harry kładzie dłoń na mojej i ściska ją delikatnie.
Później jest tylko przyjemnie. Odpływam. Mam spokojny sen, bardzo przyjemny. Jest mi wygodnie i po prostu idealnie. Wydaje mi się, że to trwa bardzo długo. Całą wieczność. Nie chcę żeby się kończyło, ale głos mojego chłopaka mi na to nie pozwala.
Chcę spać - krzyczę na niego, chodź tak na prawdę się nie odzywam.
- Claudia, jesteśmy na miejscu.
Mamroczę niezrozumiale, że chcę spać. Obracam się do niego plecami. Słyszę śmiech, ale nie zwracam na to uwagi. Ziewam i otwieram powoli oczy, oswajając się ze światłem wpadającym do samochodu.
- Daj mi spać, Harry - marudzę. Czuję jak jego palce odgarniają włosy z mojego ramienia, a jego usta na mojej szyi powodują nagły przypływ dreszczy.
- Jeszcze zdążysz się wyspać.
- Kiedy? Jak będę leżeć w trumnie?
- Na przykład - odpowiada i wychodzi z auta. Za chwilę otwiera drzwi po mojej stronie i bierze mnie na ręce. Przystaję na to i obejmuję jego kark dłońmi. Harry kopie drzwi i zamyka Jeepa pilotem, a ten wydaje denerwujący dźwięk. Nie mam siły, żeby otworzyć oczy. Moja głowa bezwładnie opada na jego ramie, przyjemny zapach otula mnie i mogę spać dalej. - Zaraz przeniosę cię przez próg, jak pannę młodą - śmieje się w głos, ja tylko przytakuję.
I rzeczywiście, wchodzi do domu w ten sposób. Otwieram oczy dopiero, kiedy czuję jak mnie puszcza, jestem zmuszona stanąć na nogach. Jestem tak okropnie zmęczona, że nawet nie chcę mi się ekscytować tym domem i tym, że tu jesteśmy. Sami, we dwoje.
- Trzeba cię jakoś rozbudzić...
Znów mnie podnosi. Nie wiem co ma na myśli mówiąc słowo rozbudzić. Mimo wszystko, ciesze się, bo ponownie mnie nosi i nie muszę chodzić.
- Co zamierzasz zrobić? - pytam już nieco bardziej zaciekawiona.
Znów jesteśmy na zewnątrz, po drugiej stronie domu. Rozglądam się i widzę dużą tafle wody, a dookoła lasy. Dokładnie tak, jak opisywał Harry. Zaczynam panikować, kiedy wchodzimy na małe, drewniane molo, które już praktycznie się rozpada.
- Harry, co ty robisz?
Śmieje się. Patrzę na niego szeroko otwartymi oczyma i zanim jestem w stanie zareagować, znajduję się pod wodą. Moje ubrania automatycznie nasiąkają, ciepłą wodą i stają się cięższe. Zaczynam wypływać na powierzchnie, chodź kosztuję mnie to dużo wysiłku. Od razu biorę gwałtowny oddech i przecieram mokrą twarz, co w sumie nie ma sensu. Rozglądam się, ale nie widzę Harrego. Czuje jak obejmuję mnie od tyłu. Skutecznie uwalniam się z jego uścisku.
- Mogłam się utopić głupku! - krzyczę i bryzgam wodą w chłopaka. On znów się śmieje i także zaczyna chlapać. Czuję się, jakbyśmy byli dziećmi. Dosłownie, dzieciakami, które uwielbiają takie zabawy, chodziarz mogą wydawać się absurdalne.
Podpływam bliżej niego, chwytam policzki i miażdżę nasze usta w pocałunku. Oplatam go nogami w pasie i to przypomina mi jedną z naszych randek, na której byliśmy na basenie. Piliśmy wino, pływaliśmy, a raczej tylko całowaliśmy się w wodzie i rozmawialiśmy. Było przyjemnie. Wtedy jeszcze nie do końca, znałam Harrego. Nie do końca mu ufałam. Lecz przeszliśmy ze sobą tak wiele, chodź znamy się kilka miesięcy. Znam go. Wiem, że jest wybuchowy, wrażliwy, romantyczny, ale czasem też niebezpieczny, impulsywny. A on zna mnie. Chyba nie ma rzeczy, o której mu nie mówiłam.
- Rozbudziłaś się? - porusza brwiami. Mam ochotę mu przyłożyć.
- Chyba.
- Chodź, pokażę ci dom.
Dom jest piękny. Zbudowany z ciemnego drewna, którego zapach roznosi się w jego wnętrzu. Nie jest duży, wszystko znajduję się na parterze.
Kuchnia jest mała, wyłożona kremowymi kafelkami i również ciemnymi, drewnianymi kredensami. Ma bezpośredni widok na pokój dzienny, co bardzo mi się podoba. Salon,to małe pomieszczenie, w którym stoją dwie zamszowe kanapy. Niewielkie. Naprzeciwko nich gości kominek elektryczny, z którego raczej nie będziemy korzystać. Okna są małe, mają ciemnobrązowe żaluzje. Parapety ozdobione przez liche kwiaty, nadal nie psują uroku domu. Z salonu, można bezpośrednio wyjść na zewnątrz, tak, jak zrobił to poprzednio Harry.
Mały korytarz prowadzi do wyjścia, lecz po przeciwległych ścianach są drzwi. Jedne do łazienki, a drugie do sypialni. Myślę, że często będą mi się mylić.
- Po co twojemu ojcu taki dom? - Pytam kiedy, niebo jest czarne, a gwiazdy świecą nad nami w pełnej okazałości. Siedzimy mniej więcej metr od dużego ogniska, nad którym Harry pracował bardzo, bardzo, bardzo, bardzo długo... Mimo wszystko, efekt końcowy jest całkiem niezły.
- Kiedyś, jak moi rodzice byli jeszcze razem, przyjeżdżaliśmy tutaj na wakacje.
Spoglądam na chłopaka, a ten obejmuje mnie ramieniem. Na jego usta wstępuje mały uśmiech, kiedy ogień odbija się w jego oczach.
- Ja i Gemma potrafiliśmy cały dzień pływać w jeziorze, skakać z molo. Wieczorami siedzieliśmy tutaj. Rodzice uśmiechali się do siebie, jedliśmy pianki, a tato grał na gitarze.
- Musiało być wspaniale - stwierdzam z uśmiechem. Zwracam uwagę, na to, że Harry pierwszy raz powiedział t a t o, a nie o j c i e c.
- Było - przyznaje. Całuję mnie w czoło z czułością i wzdycha ciężko.
- Było, ci trudno prawda? Po rozstaniu rodziców.
- Wiesz... Oni naprawdę się kochali. Nie rozumiem - robi krótką przerwę, zastanawiając się jak dobrać słowa - nie wiem, jak mogła zrobić to tacie. Zrobić to nam.
Przytulam go. Czuję perfumy, zmieszane z zapachem palonego drewna.
- Nie rozmawiałem z nią od kilku lat. Ona nie jest już dla mnie matką - ciągnie.
- A Gemma?
- Utrzymuje z nimi jakiś tam kontakt - wzrusza ramionami.
Przez kilka minut panuję przyjemna cisza. Drewno strzela pod ciśnieniem płomieni, z charakterystycznym dźwiękiem. Powietrze wokół nas jest rześkie i chłodne. Las cicho szumi, a w jeziorze odbija się blask księżyca.
To chyba najpiękniejszy widok, jaki można sobie wymarzyć. Po prostu, drzewa, woda, dymiące się ognisko i osoba którą kochasz. Jakby czas stanął w miejscu.
- Ale - jego głęboki głos, wyrywa mnie z zamyślenia - jesteśmy tutaj, teraz, we dwoje.
Nasze oczy się spotykają. Harry odgarnia delikatnie moje włosy za ucho.
Kocham, kiedy jest taki delikatny.
- A ja jestem szczęśliwy - dodaje szeptem. Oczy chyba robią mi się szklane, gorąc wpływa na policzki, a także rozlewa się w sercu.
- Harry - tylko to udaje mi się z siebie wydusić. Zarzucam ramiona na jego szyję i tulę mocno do swojego ciała.
- Mam pomysł.
Odsuwam się na chwilę i marszczę brwi, widząc jak wyciąga telefon z kieszeni. Włącza aparat i wyciąga rękę przed siebie.
- Co robisz? - pytam. Widzę nas w małym ekranie.
- Nagrywam nas - uśmiecha się.
- Po co?
- Żeby mieć pamiątkę - patrzy na mnie. - Kiedy będziemy starzy, to obejrzymy sobie nas - pięknych i młodych, i zakochanych.
- Starzy?
- To chyba oczywiste. - Gładzi dłonią mój policzek. Wpatrujemy się w siebie, kompletnie ignorując telefon w ręce Harrego. - Chcę się z tobą zestarzeć.
Moje serce zamiera na parę sekund. Mrugam kilka razy, przetwarzając te słowa w głowie. Zaraz, zaraz... czy to znaczy, że Harry, chcę być ze mną do końca życia?
Czy mi się wydaje, czy to są...
- Harry, czy ty właśnie poprosiłeś mnie o rękę? - Mój głos jest cholernie nie pewny, kiedy to mówię. Nie wiem co się dzieje, ale chyba jestem podekscytowana? Moje oczy są szeroko otwarte i próbuję powstrzymać uśmiech.
Czy on właśnie to zrobił?
- Ups? - Uśmiecha się. Posyłam mu niedowierzające spojrzenie.
O mój Boże. On właśnie to zrobił.
- Ty idioto! - krzyczę i śmieje się.
- Dziękuję?!
- Jesteś porąbany!
- Dziękuję, za szczerość - odpowiada prychając.
- Nie wierzę, że właśnie to powiedziałeś.
- Oczywiście, nie chodzi mi o to, żebyśmy od razu brali ślub i tego typu rzeczy, bo to trochę za szybko - mówi spokojnie, jak gdyby nigdy nic. - Po prostu chcę, żebyś wiedziała, że nie jesteś przypadkową osobą w moim życiu.
- Jesteś niemożliwy. - Nadal jestem w szoku.
- Nie planowałem tego! - śmieje się.
Kiwam głową niedowierzająco. Ten człowiek chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.