niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział 50

Mam postrzępiony oddech, a temperatura mojego ciała rośnie z każdą minutą. Płonę, kiedy różowe usta tworzą mokrą ścieżkę na mojej wrażliwej szyi. Odchylam głowę, dając im więcej miejsca i zamykam oczy.
Usta Harrego. Usta Harrego - nie potrafię myśleć o niczym innym. Zduszam w sobie jęk i przyciskam pupę do krocza bruneta, w chwili gdy czuję jego zęby. Ma gorący oddech, a klatka piersiowa szybko porusza się na moich plecach. Klęczę na łóżku, przodem do ściany i wezgłowia wykonanego w starym stylu. Harry jest zaraz za mną. Czuję jak twarda erekcja napiera na dolne partie moich pleców, uwięziona w materiale bokserek. Nie wiem czy wytrzymam dłużej. Jestem tak blisko niego, lecz to nadal za daleko. Ściskam tył jego ud, w czasie kiedy on robi to samo z moimi piersiami.
- Harry - marudzę. Krótkie pocałunki składane na ramionach, łopatkach i karku doprowadzają mnie do szału. Zwinne palce odpinają biustonosz, który w kilka sekund ląduję za łóżkiem. Patrzę na Harrego, ale nie trwa to długo, ponieważ on od razu mnie całuję. Jego dłonie z powrotem dotykają mojej klatki, ja za to, wplatam palce w kręcone włosy. Nasze usta odrywają się od siebie z mlaśnięciem. Po chwili nie mam już na sobie nic. Jestem kompletnie naga i nawet nie czuję się tym skrępowana.Kiedyś, na pewno byłabym, ale teraz, gdy jestem z Harrym nie wstydzę się tego. Wiem, że on mnie kocha. Kocha mój brzuch, moje nogi, moje ciało, a przede wszystkim kocha mnie.
Całą mnie.
Patrzę jak wyciąga spod poduszki kawałek czarnego materiału i krawat.
- Zaplanowałeś to, prawda? - unoszę brew i uśmiecham się znacząco.
- Zawsze chciałem to zrobić. - W jego policzkach powstają dołeczki. - Daj ręce.
Robię to co mi każe. Harry przywiązuję mnie do łóżka za pomocą krawatu
- Co chcesz zrobić? - pytam. Chłopak bierze przyjemną w dotyku, czarną chustkę i zawiązuję mi nią oczy.
- Jeżeli będziesz chciała żebym przestał, od razu to powiedz, okej?
- Trochę się denerwuję - mówię szczerze. Przez ciało przechodzą mi dreszcze, gdy twarde opuszki palców suną w dół moich pleców. Przegryzam wargę i biorę głęboki wdech. Serce wali mi jak młotem, aż jestem ciekawa, czy Harry także je słyszy.
- Nie masz czym. Będzie przyjemnie. - Cmoka mnie niespodziewanie w policzek. - Rozszerz nogi.
Przystaję na to. Materac rusza się przez krótką chwilę. Marszczę brwi w skupieniu, bo nie czuję żadnego kontaktu z jego ciałem.
- Harry? - pytam niepewnie. Ciepły oddech rozprasza się, po wewnętrznej stronie mojego uda. Opuszczam głowę i zastanawiam się czy tylko mi się to wydawało, ale mokre usta chłopaka rozwiewają wszelkie wątpliwości. - Jezu - wzdycham, kiedy zdaję sobie sprawę, że Harry leży pode mną. Całuję zachłannie moją skórę i gładzi ją jakby była delikatną kartką papieru. Chłodne, długie palce przesuwają po bliznach na nogach. Chcę złączyć kolana, ale nie mogę z jasnego powodu. Mimo to, zaciskam je po obu stronach torsu bruneta.
- W porządku?
- Chyba tak - brzmię niepewnie. - Nigdy tak nie robiliśmy...
- Wiem o tym. - Wyczuwam jak uśmiecha się przy mojej skórze. Całuję ją w miejscu pachwiny, a ja drżę z niepewności, ciekawości. Czuje się zażenowana tą pozycją.
Boże, Harry leży pode mną. Ale to jego pomysł, prawda? Czyli tego chciał. A jeśli tego chce, ja mu to dam, bo chcę, żeby był szczęśliwy.
Zaciskam mocno oczy, gardło robi to samo z siebie. Nie mogę wydobyć z siebie żadnego dźwięku, przez szok wywołany językiem Harrego, w najbardziej intymnej części mojego ciała. Ciepły, mokry, przesuwa po wrażliwych nerwach. W końcu jestem w stanie oddychać. Szarpię rękami i jedyne o czy myślę to to, co wyprawiają jego usta.
Jezu, Jezu, Jezu - poważam w głowie jak litanię. Mam zasłonięte oczy, a to tylko potęguję moje odczucia. Wyostrza zmysły i sprawia, że to co robi chłopak jest jeszcze bardziej intensywne, niespodziewane. Czuję jak opadam z sił. Kolana mnie bolą i na pewno gdybym miała teraz stać, nie byłoby to takie łatwe. Mały pis ucieka z mojego gardła, gdy język Harrego wsuwa się we mnie.
- Harry proszę - mój głos brzmi jakbym miała się zaraz popłakać i szczerze mam taką ochotę. Przyjemność jest ogromna. Fale przechodzą przez moje ciało, prosto do jednego punktu w moim podbrzuszu. Jest gorąco. Naprawdę gorąco. Tylko on potrafi doprowadzić mnie do takiego stanu. Tym bardziej, że nikt inny tego nie robił.
Wydaję z siebie coś na pograniczu mruknięcia z przyjemności, a typowego łkania. To prawdziwe tortury. Długie palce, zastępują język. Poruszają się w zawrotnym tempie, bez żadnego oporu, czy trudu. Nie pozostaje mi nic więcej jak oparcie głowy o wezgłowie i przewracanie oczami z powodu zawrotnej przyjemności. Nic nie może się z tym równać. Chcę wplątać palce w jego włosy, ale nie mogę tego zrobić. Nie mogę zrobić nic. Żołądek ściska mi się, zmęczone mięśnie moich nóg napinają się, tak jak pośladki.
 Jęczę.
- Harry... - wykrztuszam.
On zaprzestaje swoich ruchów. Kompletnie zamiera i to jest okropne. Ruszam się niespokojnie szukając jakiegokolwiek tarcia. Jego palce zastygają w miejscu.
- Czy... to jest dobre? - Głos Harrego dochodzi do moich uszu. Jest gruby, głęboki, z lekką chrypką jak zawsze.
- T-tak - odpowiadam bez namysłu. Zatapiam zęby w ręce, kiedy palce lekko się poruszają. Czuję to dokładnie.
- Chcesz, żebym kontynuował?
- Tak.
- Chcesz tak dojść? - znów zaczyna całować moje nogi.
Gotuję się.
- Harry, do cholery, tak.
Uśmiecha się. I później to robi. Ssie, liże i pieprzy mnie palcami. To co robi nie jest możliwe. Szarpię uwięzionymi rękami, czując jak mój orgazm nadchodzi. I nie mylę się, ponieważ przychodzi. Jęczę, powtarzam imię mojego chłopaka, wiem, że to w pewien sposób go nakręca. Dochodzę głęboko w sobie. Tak intensywnie. Tak mocno, że łzy wypływają mi z oczu i wsiąkają w czarny materiał. To trochę trwa. Harry pozwala ustąpić przyjemności, nie zaprzestając swoich poczynań. Kiedy wychodzi spode mnie, oszołomiona i zmęczona siadam na kostkach. Moja klatka podnosi się szybko, przez ciężki oddech.
- Jak się czujesz? - pyta. Odgarnia włosy z moich pleców, dzięki czemu czuję powiew chłodu na szyi. Zdejmuję opaskę. Nie jest mi trudno się przyzwyczaić, ponieważ w pokoju i tak jest ciemno.
To nasza druga noc w tym domu. Wyjazd trochę nam się przedłużył.
Harry przyciąga mnie do swojego ciała. Układam głowę na jego klatce i zamykam oczy.
- Nie wiem jak tobie, ale mi się bardzo podobało.
Klepie do w bok. Z racji na mój brak siły, nie jest to nawet mocne.
- Tak? - zadzieram głowę do góry. Utrzymuję z nim kontakt wzrokowy i uśmiechamy się do siebie. Pewien pomysł przychodzi mi do głowy. - Więc teraz ty?
Nagle ożywam i siadam okrakiem nad wypukłymi bokserkami.
- Co? - Brunet śmieje się ukazując dołeczki i pełne uzębienie.
- Ja też chcę cię związać - mówię wprost, sięgając po krawat.
- Co? Nie.
- Dlaczego nie? Będzie przyjemnie - powtarzam jego słowa, uśmiechając się parszywie.



Kilka godzin później, kiedy promienie słońca wpadają do środka domu, a ja leżę ciasno zamknięta w ramionach swojego chłopaka - budzę się. Jest mi bardzo dobrze. Nie jest ani gorąco, ani zimno. Jestem wypoczęta, rozluźniona, spokojna. 
Czy to raj? 
Ten dom to idealne miejsce na wypoczynek. Odcięcie się od świata, tak, jakby wszystko co było zniknęło. Zostało za tobą, zapomniane i zakurzone. Harry dobrze wiedział co robi, zabierając mnie w to miejsce. 
Harry - chłopak leżący przede mną, ze snem na twarzy. Jego klatka unosi się spokojnie tuż przy mojej. Nie mogę się powstrzymać i dotykam delikatnie jego twarzy. Sunę palcami przez łuk brwiowy, obserwując w jaki sposób układają się ciemne włoski. Linia jego szczęki jest lekko zarysowana, a skóra, która ją okala miękka. Usta, w odcieniu jasnego różu mają kształt rozciągniętego serca a nad nimi rosną ledwo widoczne włoski. Całuję je ostrożnie, żeby nie obudzić Brytyjczyka i subtelnie wysuwam się z jego objęć. Uśmiecham się automatycznie, kiedy coś mruczy, przewraca się na brzuch i wtula w poduszkę. Z walizki wyciągam czystą bieliznę i koszulkę na ramiączkach. Spinam włosy byle jak.
 Za chwilę znajduję się w jasnym, ciepłym salonie. Otwieram drzwi na zewnątrz. Świerze powietrze wraz z zapachem jeziora dostaje się do środka. W oddali, na drugim brzegu zalewu, widać ludzi. Niewiele. Opalają się, jedzą owoce i cieszą słońcem. 
Postanawiam zrobić śniadanie.
Zrobić śniadanie, znaczy wyciągnąć z lodówki plastikowy pojemnik ze spaghetti. Z racji tego, że nikt tu nie mieszka na stałe, byliśmy zmuszeni przywieść pojemniki z jakimś jedzeniem. 
Wrzucam makaron na patelnie i dodaje do niego rozbite jajka. Nie wiem, czy Harry kiedykolwiek jadł omlet ze spaghetti, ale on lubi próbować nowe rzeczy. 
W chwili kiedy ściągam patelnię z gazu, Harry wchodzi do kuchni. Ma na twarzy leniwy uśmiech i zaspane oczy, które przeciera dłońmi.
- Dzień dobry - mruczy.
- Dobry, - podchodzę bliżej i cmokam go w usta. Jego ręce obejmują mnie w pasie, przyciągając bliżej - jak się spało?
- Jak nigdy. Co na śniadanie?
- Zrobiłam omlet, pewnie jesteś bardzo głodny. - Czochram bujne włosy i odchodzę, by nałożyć nam na talerze.
- O której chcesz wyjechać? 
- Mm... - zastanawiam się chwilę. W ogóle mogłabym stąd nie wyjeżdżać, ale nie możemy zostać tutaj na zawsze. Niestety. - Myślę, że zjemy, ogarniemy się - uśmiecham się, podając mu talerz - i wyjedziemy. Jeszcze dzisiaj mam to całe spotkanie. 
- Dasz radę w sądzie? - pyta. Siadam obok niego, przy okrągłym, drewnianym stoliku. 
- Mam jakieś inne wyjście? 
Harry w odpowiedzi całuję mnie w czoło, cicho szepcąc, że jestem silna. 

***

Wracam se spotkania z panią Holland, gorączkowo szukając kluczy w torebce. Muszę na chwilę stanąć w miejscu i dokładnie ją przeszukać. Gdy w końcu je mam, idę w stronę domu. Moje brwi marszczą się z każdym, kolejnym krokiem bliżej. Nagle zadaje sobie pytanie: dlaczego Alice siedzi na werandzie mojego domu? 
- Co ty tu robisz? - mój głos jest wrogi. Krew w moich żyłach, zaczyna wrzeć na sam jej widok. 
- Słuchaj, Mo - naciska na moje imię i przewraca oczami. Jej zachowanie, już zaczyna mnie irytować. Sam wyraz jej twarzy mnie irytuję - z Harrym nie idzie się dogadać, więc wyjaśnimy sobie parę spraw jasne? 
Unoszę brew, krzyżując ręce na piersiach. Postanawiam pozostać cicho i wysłuchać, co ma do powiedzenia. Sama jestem tego ciekawa. 
- Jesteśmy już po tym całym cyrku i mogę robić co chcę. 
To prawda. Wygraliśmy rozprawę w sądzie. Jake jest skazany na dożywocie. Kosztowało mnie to dużo wysiłku i nie było takie łatwe, ale jednak. Okazało się, że Alice maczała palce w tym całym porwaniu mnie i Perrie. Razem się zmówili, to jasne, ale Alice nie dostała żadnej kary. Dlaczego, tak się stało? A no dlatego, bo jest genialną aktorką. Oczywiście, Jake ją wydał. Ja, jak i Harry o dziwno wierzyliśmy mu, Jednak sąd nie.
Strasznie to popaprane. 
Koniec końców, ukarany został tylko Jake. Alice ma jedynie zakaz zbliżania się do Harrego i mnie, jak widać nie skuteczny. 
- A teraz słuchaj uważnie - podeszła do mnie bliżej. - Nie wiem co sobie myślałaś, wtrącając się do życia mojego i Harrego. Narobiłaś niezły burdel. 
- Przepraszam? - drwię z niej. 
- Gdyby nie ty, to wszystko by się nie stało, więc daje ci wybór. Albo w końcu odwalisz się od Harrego, albo zrobię z twojego życia piekło, rozumiesz? To co zrobiłam dotychczas to był mały pikuś. 
- Wiesz co to jest psycholog? Masz obsesje. 
- Nie! - unosi swój głos gwałtownie. - Zabrałaś mi go, rozumiesz?! On mnie kocha. Kocha mnie, nie ciebie. - Grozi mi palcem. 
Marszczę brwi. Nie wiem dlaczego, ale okropnie mnie to bawi. Alice zachowuję się jak psychopatka. Wyobrażacie sobie, mieć takie c o ś na punkcie swojego byłego? Alice jest, no cóż, jest piękna. Dlaczego, tak upiera się przy Harrym? 
Ona widzi to w całkiem innym świetle.
Ona sądzi, że to ja celowo zabrałam jej Harrego. Jakby to była jakaś wojna. Ona tak to traktuje, i tak to rozumie. Czyli źle rozumie i ktoś powinien jej to wytłumaczyć. Z chęcią, sama załatwiłabym jej miejsce w szpitalu psychiatrycznym. 
- Jesteś nienormalna... - stwierdzam. 
- Jeżeli tego nie zrobisz, zabiję cię - mówi ostro. W niebieskich oczach stają łzy. - Zabiję cię. 
- Dobra, Alice, koniec przedstawienia.
- To nie są żarty Mo. 
- Idź stąd, nie chcę cię więcej widzieć. 
Mijam ją, wchodząc na werandę. 
- Zrujnowałaś mi życie. 
- Idź stąd, albo dzwonie na policję. - Wzruszam ramionami w bezsilności. - Zacznij w końcu żyć, okej? Zrób coś ze sobą. 
Blondynka patrzy przez chwilę. Widoczna łza toczy się po jej policzku. Szczerze, nie jest mi jej ani trochę szkoda. Otwiera usta tak, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć. Patrzy w przestrzeń, a później odchodzi. Bez słowa, po prostu idzie potykając się o własne nogi. 
Biorę głęboki wdech, próbując ogarnąć, co właśnie się stało. Wchodzę do domu. Słyszę głos Caluma i Zayna. Witam się z nimi słabym uśmiechem. Nie mam ochoty na żadne rozmowy, więc zamykam się w  swoim pokoju. 


_____________
Ten rozdział jest bardzo, bardzo krótki i może też nudny, mi osobiście pisało się go okropnie. W każdym razie następny będzie długi, bardzo długi. Mam wątpliwości, czy zdążę do niedzieli, ale jestem głębokiej nadziei. Do następnego x 

4 komentarze: