sobota, 8 listopada 2014

Rozdział 42

W życiu już tak jest, że ludzie przychodzą i odchodzą. Zaczęłam to dostrzegać nie od dziś. Chyba każdy wie, że rodzi się po to, by umrzeć, ale dlaczego teraz? Dlaczego tak wcześnie? Nie jestem w stanie tego pojąć i dławię się łzami. Nie powinno tak być. Życie nie jest sprawiedliwe, dla nikogo.
Odejście kogoś bliskiego dla nas - boli. Boli, że nie usłyszymy głosu tej osoby, nie zobaczymy więcej jej uśmiechu, skierowanego w naszą stronę. 
Już nigdy, nie będę mogła poczuć jego zapachu i usłyszeć "życiowych mądrości". Wraz z jedną osobą, umiera wszystko. Ta osoba zabiera to ze sobą. Wspomnienia, plany, cokolwiek, co miało dla nas taką wielką wagę.
On nie żyje. Nie żyje. Umarł, odszedł... - Te słowa powtarzam jak mantrę w swojej głowie. Nie chcę w to wierzyć, ale wiem, że to jest prawda. To jest realistyczne życie, które nie jest usłane płatkami róż. Teraz i tutaj. Dlaczego ja? Dlaczego mnie to spotkało?
Bo tak musiało być. To jest kolej rzeczy. Nie możemy żyć, jeśli nic nas nie stworzy. Nie możemy umrzeć jeśli nic nas nie zabije. To są realia. Nie ma ludzi, którzy mają idealnie. Nigdy nie jest wystarczająco dobrze, bo człowiek, to istota, która tylko pragnie więcej. Zachłanny, głupi kawałek całego wszechświata. Nagle zadaje sobie pytanie, po co? Po co to wszystko? Nie rozumiem i nigdy nie zrozumiem.


***

- Mo? - słyszę miękki, delikatny jak aksamit głos, który ma chyba właściwości kojące. Moje policzki są naznaczone, już zaschniętymi, stróżkami łez. Czuje suchość w ustach, ale nawet się tym nie przejmuję. Nie wiem jak wyglądam i pewnie w ogóle nie wyglądam. Słyszę, jak Harry wchodzi do pokoju i zamyka okno. - Jest zimno, a ty nawet nie masz na sobie bluzy - wzdycha. Wzruszam ramionami, bo nie obchodzi mnie to. Mój wzrok tkwi na dłoniach, w czasie kiedy obdzieram sobie skórę wokół paznokci. Mam gdzieś, że to nie wygląda ładnie, lecz na prawdę teraz, chyba wszystko mam gdzieś. Dostrzegam kubek herbaty, który chłopak na siłę wciska mi w dłonie. Jest ciepła, ale nie gorąca. Wie, że taką lubię. Okrywa moje ramiona kocem, leżącym nieopodal i pociera kilka razy. - Jak się czujesz?
W końcu unoszę wzrok, a w moich oczach znów stają łzy. Nie chcę już płakać, bo jest to bardzo meczące.
- Jak wyżuta z życia marionetka? - mówię to co czuję. Harry patrzy na mnie i widzę w jasnozielonych, ciepłych oczach ból. Cierpi, bo ja ciepię. Tak to działa. Jeśli ja jestem szczęśliwa, on także. Jeśli ja płacze, on płacze ze mną. To jest miłość.
- Będzie dobrze.
Pociesza mnie, bo co więcej może zrobić?
Sączę herbatę, która rozlewa się ciepłem po moim brzuchu. Para unosi się nad kubkiem i delikatnie muska moje policzki. To przyjemne, ale jeszcze przyjemniejsze są usta bruneta, cmokające moją dłoń. Jego gesty pozwalają mi się odprężyć.
- Rozmawiałaś już z mamą?
- Nie, muszę do niej zadzwonić - chrypię. Gardło trochę mnie szczypie i z nosa mi cieknie. Mój wzrok omiata łóżko Harry'ego, gdzie leżą zużyte chusteczki. Swędzi mnie skóra głowy i to pewnie przez to, że od dwóch dni nie robię nic, oprócz płakania. Nawet nie brałam prysznica. Harry nocą wychodził do pracy, a dniami starał się mnie czymś zająć - jednak na marę. Już powinnam ustalić z mamą dzień pogrzebu, całą ceremonie i wydatki. Nie mogę tego zrobić, ponieważ zbiera mi się na wymioty. Perrie dzwoniła, kilka razy, ale nie miałam ochoty na rozmowy. Pewnie zabije mnie za to, ale cóż... nie obchodzi mnie to.
Nie wiedzieć czemu, moje emocje z chwili na chwilę ponownie rosną, a oczy zaczynają mnie piec. Pociągam nosem i wycieram łzy kocem. Nie uchodzi to uwadze Harry'ego, który po krótszym zastanowieniu przyciąga mnie do siebie. Przytulam się do niego mocno, bo chcę po prostu poczuć bliskość drugiej osoby. Chcę się wtopić w jego ciało i zniknąć. Nie mówi nic, tylko po prostu mnie tuli.
Kiedy zdaje sobie sprawę, że leżę już tak całkiem długo, otwieram oczy. Jestem trochę senna, więc spałam... Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. W pokoju jest pusto i ciemno. Słyszę, jak deszcz uderza o szybę okna. Kubek pół pełny, lub pół pusty z zimną już herbatą - leży na stoliku. Marszczę brwi i wyciągam spod poduszki telefon. Za dwadzieścia dziewiąta. Nie wierze, że tak długo spałam. Siadam i zaciskam oczy, gdy czuję silne zawroty głowy. Przełykam ślinę, a nieprzyjemne pieczenie roznosi się po moim gardle. 
Podnoszę wzrok słysząc, że drzwi powoli się otwierają, a w nich staje Harry. Smuga światła dostaje się do sypialni. Oddycha jakby z ulgą. 
- Wreszcie się obudziłaś - mówi. Podchodzi do łóżka, nachyla się, zostawia długi pocałunek na moim czole. Przez chwile mam zamknięte oczy i zagryzam wargę. - Masz gorączkę, skarbie. 
Chciałabym go pocałować, ale wiem, że mój oddech może być lekko odpychający.
- Kocham cię. - Głos mam jeszcze gorszy niż wcześniej. Pieczenie nasila się, odruchowo chwytam się za gardło.
- Ja ciebie też kocham - malinowe usta cmokają mój policzek. - Twoja mama jest na dole. Chciałbym, żebyś zeszła tam i porozmawiała z nią. Będzie ci lepiej.
Wtulam się w jego dłoń, która głaszcze mnie po twarzy. Kiwam głową, bo ma racje. Zrzucam z siebie koc, a moja skóra reaguję gęsią skórką w spotkaniu, z chłodną temperaturą panującą w pokoju.
- Zaczekaj. - Harry podchodzi do jednej z szafek i wyciąga sweter, który pomaga mi włożyć. Jest duży, miękki i przyjemny w dotyku. Wstaje z łóżka i łapie się mojego chłopaka. Ściskam mocno jego ramie, bo mam ciemno przed oczami. W głowie mi huczy i widzę ciemne kropki. - Mo, wszystko w porządku?
- Tak, tylko kręci mi się w głowie.
- Zrobię ci coś ciepłego. Nie jadłaś nic od dwóch dni, nie chcę żebyś zemdlała...
Dochodzimy do progu pokoju. Zatrzymuje się, bo Harry się zatrzymuje. Wzdycha i przez chwilę patrzy na moje stopy. Ja też spuszczam na nie wzrok.
- Co? - pytam.
- Znajdę ci jakieś skarpetki.
Wreszcie jestem "w pełni" ubrana i schodzę z nim na dół. Przechodzimy obok salonu i wchodzimy do kuchni. Mama wstaje od wyspy kuchennej, od razu jak nas dostrzega. Nic nie mówiąc, mocno mnie przytula. To rzeczywiście przynosi mi pocieszenie i jakąś ulgę.
Ciesze się, że wokół siebie mam ludzi, z którymi mogę podzielić się swoimi uczuciami. Niewiele osób ma taką okazję.
Łapie mnie za ramiona i patrzy na mnie, a ja na nią. Widzę, że płakała.
- Zapytałabym, jak się czujesz, ale widzę, że fatalnie - zauważa i odgarnia delikatnie kosmyki włosów z mojej twarzy. Moja głowa to chaos. Od zewnątrz i wewnątrz.  Mam spięte włosy w c o ś na czubku głowy, i to c o ś idealnie opisuję c o ś, co się dzieje w moim mózgu.
Zaciskam usta w wąską linię. Nie chcę nic mówić, bo moje gardło wysyła mi wielki znak z napisem SIEDŹ CICHO i czerwone światło. Do tego dochodzi ucisk, który czuję w skroniach. Nie wiem co jest przyczyną, tego przeziębienia. Może, po prostu to jak czuje się w środku, chce wydostać się na zewnątrz i okazuje to, akurat w ten sposób? Bo, kto normalny choruję na początku Lipca?
Może powinnam gdzieś wyjechać? Wakacje by mi się przydały. Jakieś zabytkowe miasta, lub słoneczne plaże.
- Siadajcie. - Głos Harry'ego wyrywa mnie z zamyślenia. Siadam razem z mamą.
Zaczyna mówić coś o pogrzebie taty, ale nic nie słyszę, ponieważ nie chcę słuchać. Zamiast tego, patrzę jak brunet krząta się po kuchni. Bez problemu sięga do szafek wyżej, do których ja muszę stawać na palcach, a czasem nawet wdrapać się na blat. Marszczę brwi, kiedy widzę jak z poszczególnych opakowań wyciąga różnokolorowe tabletki.
- Claudia, słuchasz mnie?
Mrugam szybko. Czuję dłoń na moim ramieniu i spoglądam na blondynkę.
- Co? - pytam zdezorientowana. - Przepraszam nie mogę się skupić.
- Weź to - nakazuje Harry i kładzie przede mną wszystkie te tabletki i szklankę, w której rozpuszcza się aspiryna. Do tego stawia na blacie trzy kubki herbaty i zabiera się za robienie czegoś do jedzenia. Najlepiej jakby to była zupa, ale Harry chyba nie ma takich umiejętności, więc przystaje na zwykłą jajecznice. Dobre i to.
Połykam tabletki, popijam herbatą. Powoli i dokładnie. Nie chcę się zakrztusić.
Aspirynę zostawiam na koniec. Z doświadczenia (jeśli można tak to nazwać), wiem, że nie smakuje najlepiej. Wypijam całą zawartość szklanki, na raz z zaciśniętymi oczami. Jest wstrętna. Gorzka, delikatnie słona i najnormalniej w świecie - nie smaczna. Poprawiam tą gorycz herbatą, jednak niewiele daje. Znoszę to. Jedną tabletkę wrzucam do ust i ssę. Jest miętowa, mam nadzieję, że jakoś przyniesie ulgę mojemu gardłu.
Mam ochotę spytać się mamy, po co przyjechała, ale po pierwsze - to chyba byłoby nie miłe. Po drugie - dobrze wiem po co. Ostatecznie stwierdzam, że to pytanie nie ma sensu, więc obieram inny kierunek:
- Kiedy przyjechałaś?
- Nie dawno, stwierdziłam, że dobrze jakbyśmy po prostu omówiły cały pogrzeb... 

- Nie chcę tego robić - przerywam jej.
- Claudia, nie możemy tego zostawić.
- Przeleję ci pieniądze na konto, a ty się tym zajmiesz - mówię cicho, ale stanowczo - przynajmniej zrobisz coś dla taty.
Zapada cisza, podczas której intensywnie myślę. Powiedziałam, coś nie tak? Wychodzi na to - że tak. Przypominam sobie sytuacje, w restauracji. Pokłóciłam się z nią i do tej pory o tym nie rozmawiałyśmy. Najwidoczniej, to nadal wisi w powietrzu.
- Wiesz, że to nie moja wina... - zaczęła spokojnie.
- Zabił człowieka z twojego powodu, a ty się od niego odcięłaś - protestowałam. Nie patrzyłam na nią. Mój wzrok utkwił na kubku herbaty. - On cię kochał, a ty po prostu zniknęłaś.
- Claudia...
- Cholera, nawet nie odwiedziłaś go w więzieniu! - Ból w gardle się nasila, lecz staram się go ignorować. Łzy samoistnie napływają mi do oczu.
- Nie rozumiesz tego.
- Ja nie rozumiem?! Ja?! - wstaję ze stołka. Odsuwam się trochę i poprawiam kosmyki włosów. Moje policzki zaczynają piec. - Akurat ja bardzo dobrze to rozumiem, mamo.
- Nie, nic nie wiesz - upiera się.
- Nic nie wiem? Wiem, bo też zostałam zgwałcona - mój głos się łamię. - Niespodzianka!
- Mo. - Harry, (o którym całkiem zapomniałam) łapie moją dłoń, ale ja gwałtownie wyrywam ją z uścisku. Czuje emocje, które wybuchają z każdą sekundą. Serce wali mi w klatce, a ja muszę w końcu to z siebie wydusić. Powiedzieć na głos. Wykrzyczeć.
Więc robię to:
- Jak miałam osiemnaście lat, Jake próbował dobrać mi się do majtek! Ale wiesz co? Nie udało mu się to, ponieważ krzyczałam bardzo, bardzo głośno - dławię się łzami, ale nie przestaję mówić. - Macał mnie, dotykał. - Unoszę sweter ukazując swoje udo. - Wiesz co to jest? Wiesz co to do cholery jest?! - krzyczę tak głośno, że sama jestem w szoku.

 Mama jest blada. Nic nie mówi, tylko tempo patrzy na mnie.
 - To są blizny, po jebanym nożu, " raz, dwa, trzy, KRZYCZ CLAUS, KRZYCZ!" - powtarzam słowa, które nigdy nie znikną z mojej głowy. - Wiem co to jest ból! 
Głośno płaczę. Chciałabym powiedzieć, że tak jak jeszcze nigdy, ale to byłoby kłamstwem. 
Z tego wszystkiego odwracam się w stronę Harrego. Stoję bardzo blisko niego. Zaczynam okładać pięściami jego klatkę i nawet nie wiem dlaczego. Krzyczę, płaczę, wpadam w obłęd i każdy kto teraz by mnie zobaczył, nazwał by wariatką. Jednak mój chłopak tylko przytula mnie do siebie i pozwala, żebym go tłukła, co wcale go nie rusza.
Myślę o tym jak bardzo to wszystko mnie boli. Mam wrażenie, jakby moje blizny się otwarły i znów lała się z nich krew, brudząc wszystko dookoła. To boli, piecze. Ból przeszywa całe moje ciało.
Ból, ból, ból. 

Boli.
Piecze.
Tonę, a moje płuca pragną powietrza. Wpadam w panikę. Krzyczę głośniej.
- Nie-nienawidzę was! Słyszycie?! N i e n a w i d z ę!

- Mo, uspokój się. Spokojnie, kochanie.
- Nie! Nie będę spokojna! Pójść mnie - płaczę. - P-proszę nie do-dotykaj mn-mnie - proszę go, chodź tak na prawdę wcale tego nie chcę. Harry to wie, bo nadal mocno mnie trzyma.
Już niczego nie rozumiem. Chyba gram w jakimś słabym filmie, ze słabą fabułą, bo serio?Dziewczyna, którą molestowano popada w szał mówiąc o wszystkim swojej zgwałconej matce? To z jednej strony przereklamowane, a z drugiej dość nietypowe. 

Czy to, nazywamy ironią? Czy może tanią, telenowelą?
- Mo, chodź ze mną - zielonooki pociera moje plecy.
- Nie, nienawidzę cię - płaczę. Nie dociera do mnie to co mówię. Nie panuję nad tym. Moje siły słabną i teraz po prostu stoję, otoczona męskimi ramionami i moczę jego koszulkę. 



________________
Hej! Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba, bo woah sama się wzruszyłam jak to pisałam! Może za bardzo się wczułam haha. Mniejsza, chciałam was zaprosić do czytania pewnego fanfica, pewnej dziewczyny, która poprosiła mnie o małe zareklamowanie jej opowiadania, więc czemu nie? TU macie link, na razie jest tylko 1 rozdział, ale może się wam spodoba, tak jak mi. 
No :) czekam na wasze opinię, dziękuję, do następnego x 

3 komentarze:

  1. Woooow,ale akcja! Jezus maria,też chcę takiego chłopaka! Dawaj next,jak nnajszybciej! @zuziatrawiska

    OdpowiedzUsuń
  2. jeju genialny asdfghjkl @znaleziona69

    OdpowiedzUsuń