niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział 46

Wysiadam z karetki przed komisariatem. Wtedy uświadamiam sobie, że Bob miał rację. Idę z nim (nadal ubrana w szpitalną piżamę). Umieszcza rękę bezpiecznie na moich plecach i posyła mi pocieszający uśmiech, po czym dodaję, że to tylko kilka pytań, później będę mogła iść do domu. Nagle do mojej głowy napływa mnóstwo pytań takich jak, o co dokładnie będą pytać? I czy będzie tam Harry? Oprócz tego, cały czas nie wiem co dzieje się z Perrie. Wewnątrz budynku jest cicho i schludnie. Kręci się tam kilka kobiet, jak i mężczyzn, ubranych w granatowe mundury. Kilka osób kiwa głowami w kierunku Boba. Za chwilę prowadzi mnie niedługim korytarzem do jakiś drzwi. Za nimi, znajduję się pokój, wyglądający jak przeciętne biuro. Okno zasłonięte jest szarymi żaluzjami. Przed nim stoi spore, drewniane biurko. W rogu pomieszczenia rośnie jakieś doniczkowe drzewko, a dwa, skórzane fotele dopełniają atmosferę pomieszczenia. Wyglądają bardzo przekonująco. Chciałabym, żeby jeden z nich znalazł się w moim salonie. Mogłabym, w deszczowe wieczory siedzieć w nim, pić czarną herbatę i czytać jakiś dobry kryminał. Aktualnie nie mogę tego robić, bo sama jestem w jakimś śmiesznym, kryminale i brakuje mi fotela, i wolnego czasu.
Bob podsuwa drewniane krzesło przed biurko i uśmiecha się, wskazując, abym usiadła. Robię to i przez moment zastanawiam się, czy to on będzie mnie przepytywać? Moje wątpliwości rozwiewa postawny mężczyzna, który wchodzi do pokoju z kubkiem kawy w ręku. Zasiada w fotelu, naprzeciwko mnie i uśmiecha się, ale to wymuszony uśmiech mówiący wszystko z wyjątkiem "miło mi cię poznać".
- Chrystian John - wyciąga do mnie swoją dłoń, przedstawiając się. Jest ubrany, tak jak inni tutaj, czyli w policyjny uniform. Ma bardzo ciemne włosy, trochę przydługie, związane w śmieszny kucyk z tyłu głowy. Jego twarz wyraża zmęczenie. Słuchać cichy chrupot, gdy drapie się po zarośniętej szczęce.
- Claudia - podaję mu swoją.
- Więc, Claudia... Pewnie wiesz dlaczego tu jesteś. - Poprawia jakieś kartki i otwiera duży notes. Charakterystyczny dźwięk długopisu trafia do moich uszu, kiedy przygotowuję się do pisania.
- Domyślam się.
- Zadam ci parę oczywistych, prostych pytań. Wyjaśnimy niektóre sprawy i będziesz mogła dziś wrócić spokojnie do domu. W porządku?
- Myślę, że tak - odpowiadam cicho, bo naglę nie czuję się zbyt pewna. Dłonie zaczynają mi się pocić, ponieważ trochę się stresuję. Nigdy nie musiałam spowiadać się w ten sposób policjantowi. Miałam kiedyś psychologa, ale nie pracowało nam się najlepiej.
- Od jak dawna znasz Jake'a Abel'a? - Padło pierwsze pytanie. Zmarszczyłam brwi, bo nie tego się spodziewałam.
- Nie wiem... jeszcze z czasów szkolnych. Chodziliśmy razem do szkoły - mimo wszystko odpowiadam. Nie wiedzieć czemu, moje serce lekko przyśpiesza. Chrystian zapisuję coś w notatniku.
- Kim jest dla ciebie Harry Styles i Zayn Malik? - podnosi na mnie wzrok. Jego, jasno niebieskie oczy wyczekują odpowiedzi.
- Harry, jest moim chłopakiem...
- Mhm, od jak dawna jesteście razem? - wtrąca.
- Od kilku miesięcy.
- A Zayn? Kim jest dla ciebie?
- To kolega - mówię pokrótce - często mi pomaga. Ufam mu.
- Okej. Czy chłopak, kiedykolwiek cię bił?
- Nie - marszczę brwi. - Co to za pytanie?
Wzrusza ramionami.
- Jest potrzebne do śledztwa - wyjaśnia. Nie wnikam w to bardziej. - Wiemy, że Jake, już kiedyś usiłował wykorzystać cię seksualnie. Czy podczas jego pobytu w więzieniu, kontaktowałaś się z nim?
- Nie. Nigdy.
Długopis szybko porusza się na kartce.
- Dobrze. Czy Jake, podawał ci coś? Jakieś środki odurzające, bądź  zmusił cię przemocą, żebyś wsiadła z nim do samochodu?
- Um... Na początku zaczął mnie szantażować, mówił, że jeśli z nim nie pojadę skrzywdzi Perrie, musiałam to zrobić.
Spuszczam wzrok na dłonie. Jest tak cicho, że słyszę, jak długopis jeździ po papierze.
- Podawał ci coś? - Ponawia pytanie.
- Chyba dodał mi coś do wody, którą piłam.
Jest mi wstyd, bo jak mogłam być taka głupia?
- Jak się po niej czułaś?
- Zasnęłam - wzruszam ramionami.
- W porządku - stwierdza. Zapisuję kilka kolejnych zdań w notesie. - Mam nadzieję, że masz jakiegoś dobrego prawnika. Przed tobą jeszcze długa rozprawa sądowa, ale wszystkiego się dowiesz...
- A co z Perrie? - przerywam mu.
- Jest cała i zdrowa, wszystko z nią w porządku. Była w jednym z garaży. Może być trochę przeziębiona, ale to nic poważnego.
Kiwam głową.
- A, Jake?
- Cóż, jak na razie jest w areszcie. W sądzie, jeśli wygrasz rozprawę, pójdzie do szpitala psychiatrycznego, o zaostrzonym rygorze, bądź będzie skazany na dożywocie. To wybór sędzi. W każdym razie, możesz już czuć się bezpieczna - mówi na jednym wdechu. Posyła mi znudzony uśmiech. Po krótkiej chwili dodaję więcej, orientując się, że czekam na dodatkowe informacje:
- Co do Zayna, ma czystą kartę. Gorzej jest z twoim chłopakiem.
- Dlaczego?
- Harry, jest znany policji. Nie wiem czy o tym wiesz, ale jako nastolatek miał już problemy z prawem. Sprawy w sądach za brutalne pobicia, ale jakoś zawsze uchodziło mu to na sucho - oblizuję usta i myśli co może jeszcze dodać. - Tym razem było tak samo, ale działał pod wpływem impulsu. Był po prostu zły, to normalne - wzrusza ramionami. - Mimo wszystko, jest agresywny i istnieje możliwość, że też może mieć jakąś karę.
- Co to znaczy?
- Myślę, że to będzie tylko grzywna, ewentualnie będzie zmuszony chodzić na spotkania z psychologiem, coś w tym stylu.
- Och...
- Chodzi o to, żeby kiedyś nie skrzywdził kogoś bliskiego, na przykład ciebie.
- Rozumiem.
Woah, na prawdę to rozumiem.

***

Kiedy wchodzę do domu, wreszcie czuję wewnętrzny spokój. Jakby wszystko co miałam na plecach spadło. Jestem w domu. Czuję znajomy zapach. Salon jest oświetlony, a zaraz z niego wybiega Perrie i zanim mogę się zorientować, już jestem w jej ramionach. Oddycham z ulgą, bo jest cała, w jednym kawałku.
- Boże, Mo tak się bałam - mówi. Jej głos odrobinę drży, ale wiem, że to ze szczęścia.
- Ja też, Pezz - przyznaję i mocnej ją ściskam. - Nic ci nie zrobił?
- Nie, wszystko jest w porządku. - Odsuwa się i patrzy na mnie. Seroko otwarte, niebieskie oczy są lekko zeszklone. Jej twarz nie ma żadnych uszkodzeń, siniaków, czy innych niedoskonałości. Podsumowując: Jake potrzebował jej tylko jako przynęty. Ja byłam ta głupia. Ale, co mogłam zrobić? - Naprawdę - zapewnia.
Całuję ją w czoło i jeszcze raz przytulam.
- Harry jest w twoim pokoju - informuję mnie. Moje oczy powiększają swoje rozmiary, a ja czuję jak żołądek mi się ściska. Bardzo chcę go zobaczyć. Przytulić, zapewnić, że wszystko jest już w porządku. - Idź do niego - szepce. Nie spodziewam się tego. 
Perrie nie lubi Harrego, za poprzednie komplikacje, które były między mną, a nim. To wydaję się być tak odległe, ale wcale nie jest. Teraz zdaję sobie z tego sprawę. Boże, jak szybko go pokochałam. Uzależniłam się od niego, a on ode mnie. Życie moje i najbliższych mi osób, zmieniło się przez ten czas. Ale to chyba normalne, prawda? Życie cały czas się zmienia i nie stoi w miejscu.
Kiedy wchodzę do sypialni, zauważam mojego chłopaka. Wydaj się być mniejszy, skulony na jasnej pościeli w moim łóżku. Odizolowany od świata zewnętrznego, pogrążony i smutny, i samotny w swoich myślach. Jego loki rozrzucone są na poduszce. Nie mogę się doczekać, aż poczuję ich zapach. Szampon Harrego. Perfumy Harrego. Zapach Harrego. Zamykam cicho drzwi. Nie wiem czy śpi, czy tylko jest tak zamyślony, lub zmęczony, że nawet nie obchodzi go kto narusza jego prywatność. Poschodzę do łóżka, powoli się za nim kładę i owijam ramiona wokół niego.
I wreszcie, czuję się dobrze. Czuję ciepło drugiego ciała. Czuję, och, wreszcie czuję jego zapach. Jest wspaniały. Pachnie jak dom. Jak miejsce, do którego zawsze chcę wracać. Jak miejsce, z którego nie chcę odchodzić, bo jest mi tu najlepiej. W domu. Przy nim.
Jego reakcja jest natychmiastowa. Odwraca się i patrzy na mnie ze zdziwieniem. Jakbym była duchem. Na moje usta ciśnie się uśmiech. Smutny uśmiech? Nie wiem. Chcę mi się płakać. Gdy, bierze mnie w swoje ramiona, nawet nie staram się tego powstrzymać. Po prostu płaczę. Trochę boli mnie bok, na którym mam siniaka, ale ignoruję to. Zaciskam pięści na luźnej koszulce, pachnącej Harrym, ale to mi nie wystarcza. Muszę dotknąć jego ciepłej skóry, by wiedzieć, że naprawdę tu jest. Jesteśmy tak blisko, że moglibyśmy tworzyć jedność.Nie, my ją już tworzymy. Jedna dusza w dwóch ciałach. To trudne do zrozumienia, ale tak jest. Tak jest, z prawdziwą miłością.
To jest prawdziwa, szczera do bólu miłość. To nie są uściski, całuski, kwiatuszki i misiaczki. Nie. To jest zaufanie. To jest szczerość. To jest świadomość, że kiedy, ty upadniesz ta osoba, pomoże ci się podnieść. To jest świadomość, że ta osoba, rzuci wszystko co jest ważne dla niej, ponieważ ty jesteś ważniejsza. Bo ta osoba zrobi wszystko, żebyś poczuła się kochana. Żebyś poczuła, jego cholerną miłość. To jak cię kocha. A kocha cię bardziej, niż jesteś w stanie to pojąć. Nikt nie jest w stanie tego pojąć. Kiedy my jesteśmy razem. Patrzymy sobie w oczy i wypowiadamy te same słowa, bez potrzeby odzywania się. Wystarczy spojrzenie. To jest uśmiech spowodowany tą osobą. To jest łza spowodowana tą osobą. To jest skaleczenie, to jest ból spowodowany tą właśnie osobą. Ale jak jesteśmy obok. To wszystko... Ta łza... ta łza jest słodka, ten ból jest przyjemny, a ten uśmiech jest szerszy.
- Ja... tak bardzo się bałem, że cię stracę - zapłakał. To drugi raz, kiedy widzę Harrego jak płacze. Pierwszy raz, gdy odeszłam. I drugi, kiedy zostałam mu zabrana. Dzięki tym łzom, jego płaczu wiem, że jest szczery. Jego uczucia do mnie, są szczere i wiem to nie od dziś. - Kiedy tam byłem... zobaczyłem cię - przerwał na chwilę. Czułam jak jego klatka piersiowa podnosi się i bardzo szybko opada, a ciało drży. Mimo to, to mnie uspakajało. Zamknęłam oczy, szlochając i pozwoliłam sobie, wsłuchać się w słowa chłopaka - przywieszoną kajdankami do-do rury nad sufitem. Nie wytrzymałem, Mo. Musiałem to zrobić - jego płacz się nasila, mimo to mówi dalej. Serce mi się łamie, lecz nie przerywam. On chcę to powiedzieć i musi to z siebie wyrzucić. - Byłem wściekły i rozładowałem złość na nim. Prze-przepraszam, Claudia. Przepraszam cię, za wszystko co ci zrobiłem.
Unoszę głowę i patrzę na niego. Przez chwilę ma zaciśnięte oczy, z których wypływa kilka słonych kropel. Obserwuję, jak staczają się po jego policzkach, tworząc mokre stróżki.
- O czym ty mówisz, Harry? - pytam cicho, usiłując opanować drżenie głosu.
- To wszystko przeze mnie.
- Nie, nie prawda - kręcę głową. Obejmuję jego twarz dłońmi i patrzę prosto w zaczerwienione, ale nadal piękne oczy. - Dlaczego tak sądzisz?
- On cię skrzywdził, Mo. A ja na to pozwoliłem.
- Nie, absolutnie nie, Harry. - Głaszczę kciukami jego mokre policzki, chcąc go trochę uspokoić. Zostawiam długiego całusa na jego czole - Zrobiłeś co w twojej mocy. Nie obwiniaj się.
- A gdyby nie Zayn? - zapytał retorycznie - Zabiłbym Jake'a, rozumiesz? Zabiłbym go. Mo, ja nie chcę... nie chcę zrobić ci krzywdy.
- Nie zrobisz - zapewniam.
- Skąd możesz to wiedzieć? - Patrzy mi wyczekująco w oczy. Jego dłoń wędruję w moje włosy i przyciąga bliżej siebie.
- Po prostu to wiem - szepcę. - Kochasz mnie.
Jego szloch roznosi się po pogrążonym już  w ciemności pokoju. Przez łzy, niezrozumiale mamrota, że mnie kocha. Mówi to kilka, lub kilkanaście razy. Później między nami panuję cisza. Uspokajamy się, przytulając mocno.
- Muszę wziąć prysznic - wypalam. Atmosfera diametralnie się zmienia, kiedy Harry wydaję z siebie cichy, słaby chichot. Może wymuszony? Może, nie. Chcę tylko, alby poczuł się dobrze i nie obwiniał się za to, co się wydarzyło. 
- Jesteś niemożliwa - stwierdza. Uśmiecham się, patrząc na niego. Odgarniam ciemnobrązowe włosy z jego czoła. Brunet zamka oczy na ten dotyk. Przyciąga moją dłoń do swoich ust, omijając bandaże i całuję jej wnętrze. Jego wzrok staje się współczujący i pełen troski. Siada na materacu i ja robię to samo, odgarniając niesforne włosy za uszy.
- Jestem wykończona - przerywam ciszę. Harry bawi się moimi palcami. Sięgam do lampki nocnej, na stoliku przy łóżku i zapalam ją. Pokój odrobinę się rozjaśnia, rzucając światło na nasze twarze. Moje serce staję w miejscu kiedy widzę wielkiego, niemal czarnego siniaka, na jego kości policzkowej. Przysuwam się i podnoszę delikatnie do góry głowę chłopaka.
- Harry.
Przyglądam się niedoskonałości. Wygląda okropnie. Dlaczego nic nie mówił, kiedy pocierałam jego policzki? Na pewno go bolało.
- Nie boli tak bardzo.
Dotykam ustami śladu, tak czule, jakby jego twarz była wykonana z kruchej porcelany.
- Tylko jeden? - pytam z ciekawości. Kręci głową, po czym śmiało zdejmuję z siebie koszulkę. Widzę opalony tors, który na całe szczęście jest czysty, ale w okolicy żebra widnieje zielono niebieski siniak. Mam podobnego, tyle że niżej i po drugiej stronie. I jeszcze na udzie, po tym, jak Jake wbił mi tam łokieć. No i jeszcze one... rozcięcia po kajdankach. Nachylam się i całuję jego miękkie, pełne usta. O, rany, Moje ciało zalewają dreszcze. Tęskniłam za tym. Pocałunek jest subtelny, romantyczny, niemal sceniczny. To wystarcza. Zaciągamy się wspólnymi oddechami.
- Zdejmiesz je? - pokazuję mu bandaże, dając jasno do zrozumienia, o co proszę. Nie sprzeciwia się. Wciąga głęboko powietrze do płuc, kiedy bandażu zostaje coraz mniej. Zaczerwienione ślady pojawiają się na mojej skórze, z każdym nowo odkrytym kawałkiem ciała. - Nie wyglądają bardzo źle - uśmiecham się słabo. Na prawdę nie wyglądają tak źle. Pewnie kiedy się zagoją, nie będą w ogóle widoczne.
Obserwuję Harrego, który z zamyślaniem przesuwa kciukiem po nadgarstku, omijając ślady. Jabłko Adama porusza się, kiedy przełyka ślinę.
- Ja... - zaczyna, ale nie kończy. Zaciska mocno oczy.
- To nic, zagoją się - pocieszam go i ponownie przytulam. Chowa nos w mojej szyi. Nie jestem w stanie powstrzymać cichego jęku, wywołanego ukłuciem bólu na brzuchu, gdy mnie ściska.
- Co jest? - pyta od razu.
- Jake uderzył mnie w brzuch... - nie powinnam mu tego mówić, ale nie chcę też nic przed nim ukrywać. Prędzej czy później, i tak się dowie jak to wszystko wyglądało.
- Och, skarbie - całuję mnie w oba policzki długo. To przyjemne i mnie uspokaja.

6 komentarzy:

  1. W koncu ! :D zabieram sie do czytania :D

    OdpowiedzUsuń
  2. uwielbiam twoj blog strasznie<3:-** nie moge sie doczekać kolejnego rozdziału

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam trochę zaległości, bo nie miałam czasu nawet czytać. Kiedy Mo opowiadała o tym co działo się w garażu, o Jake'u rozpłakałam się. Tak jakby cierpiałam razem z nią..
    Harry jest cudowny, ani trochę nie mam do niego żalu, że pobił tego zboczeńca (wybacz, ale inaczej go nazwać nie potrafię), co więcej, powiem, że zrobił bardzo dobrze.
    Piszesz wspaniale, wiem to nie od dziś. Bad Darkness to dla mnie coś cudownego, to taka historia, która jest bliska mojemu sercu.
    Okay, trochę się rozpisałam. Mam nadzieję, że kiedy będziesz to czytać, o ile w ogóle, to uśmiechniesz się.
    Weny! x
    Ily, @luvmyhoranux .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję Ci kolejny raz to wspaniałe co piszesz, uwielbiam Twoje komentarze, dziękuję, że doceniacie moją pracę, dziękuję xx

      Usuń
  4. świetny rozdział! x
    @xxhoranowaxx

    OdpowiedzUsuń